25 grudnia 2015

64. Dorothy i dobry pirat

Porozumiałam się wzrokiem z Octavią, po czym wzruszyłam ramionami. A kto tam mógł wiedzieć, o co chodziło temu piratowi? Na pewno nie ja.
Jedno wiedziałam na pewno. Nie zamierzałam krzyczeć, niezależnie, co chciał nam zrobić. Jack przecież ciągle gdzieś tam był. Nie zamierzałam dostarczać mu dodatkowych powodów do zmartwień.
Kapitan skrzyżował na ramiona na piersi i wpatrzył się w nas twardo, nieustępliwie.
– Słyszałyście, co powiedziałem? Krzyczcie, ale już!
– Niby dlaczego? – prychnęłam, zapominając chwilowo o instynkcie samozachowawczym. To już było chyba w moim przypadku normą. – Jakoś się nie boję.
– A chcesz zacząć?
Nie zdążyłam zareagować, a pirat już chwycił mnie jedną dłonią za włosy, a drugą wyciągnął zza pasa pistolet, na który już wcześniej zwróciłam uwagę. Dziwny, staromodny, a równocześnie wcale nie wyglądający jak te, które swego czasu oglądałam w muzeach – nowy, zadbany, o wypolerowanej, drewnianej rękojeści. Pirat wycelował w stronę mojej twarzy wąską, srebrną lufę pistoletu i powoli odciągnął kurek. Z głębin mojego umysłu nadeszła idiotyczna i całkowicie bezużyteczna informacja o pistolecie skałkowym.
– Teraz się boisz? – syknął, po czym popchnął mnie do tyłu, aż straciłam równowagę i upadłam na jakieś meble, zdaje się, że krzesło, które z rumorem poleciało wraz ze mną na deski pokładu. Po chwili pirat ponownie we mnie wycelował, nie dając mi nawet chwili na pozbieranie się. A było to trudne ze względu na obity łokieć i czaszkę, na której, byłam tego pewna, pojawi się wkrótce guz. – A może jednak mam strzelić?
– Znając skuteczność tego antyku, pewnie nie trafiłbyś we mnie nawet wtedy, gdybyś przytknął mi go do czoła – warknęłam. Nie zamierzałam oczywiście dać mu się zabić, ale nie chciałam też dać się zmusić do krzyku.
W oczach pirata coś błysnęło złowrogo.
– Łatwo możemy się przekonać – odparł i zrobił krok w moją stronę, ale zanim zdążył zrobić coś więcej, powietrze przeszył piskliwy krzyk.
Obydwoje ze zdziwieniem obejrzeliśmy się na Octavię, która krzyczała ze wszystkich sił. Zupełnie o niej zapomniałam w ciągu tych kilku minut. Nie sądziłam jednak, żeby tak łatwo mogła dać się sprowokować. Momentalnie podniosłam się z podłogi i chciałam pobiec do niej, ale zatrzymała mnie lufa pistoletu wbita prosto pod moją brodę.
– Lepiej się nie ruszaj – syknął pirat. – Twoja przyjaciółka najwyraźniej ma więcej oleju w głowie od ciebie.
Pewnie miał rację.
Octavia w końcu zamilkła, natychmiast jednak nabrała oddechu i krzyknęła znowu. Pirat w końcu machnął ręką.
– Póki co wystarczy – zadecydował. Octavia umilkła, a ja dopiero wtedy odważyłam się odezwać.
– Zwariowałaś? Wiesz, co się stanie, jeśli Jack albo Nick cię usłyszeli? Chcesz kolejnej rozróby na pokładzie? Przecież nie będą mieli z nimi szans, a wiadomo, że zrobią wszystko, żeby nam pomóc! Po co jeszcze dawać im dodatkowe powody?!
– Spokojnie. – Octavia posłała mi łagodne spojrzenie, które jednak wcale mnie nie uspokoiło. – On nie ma złych zamiarów. Uwierz mi.
– Tak? A niby skąd możesz to wiedzieć?!
– Po prostu wiem. – Wzruszyła ramionami, co zamknęło mi usta. No tak. Wiedziała.
Octavia podobno umiała takie rzeczy. Podobno miała silnie rozwiniętą intuicję. Podobno dzięki temu wiedziała, że mogła zaufać mnie. I co, na tej samej podstawie uznała, że mogła też zaufać piratowi, który ze swoimi ludźmi napadł na statek Noah i wziął nas wszystkich do niewoli? Czy na kompletnie oszalała?!
Jeśli chciała w ten sposób przekonać mnie, że wszystko było w porządku, to kompletnie jej się nie udało.
Te myśli przypomniały mi jednak o załodze. Natychmiast poczułam wyrzuty sumienia, że tak późno.
– Co z załogą? – Odwróciłam się z powrotem do kapitana, chwilowo ignorując Octavię. Policzę się z nią później. – Jeśli kogoś skrzywdziliście, to…
– To co, kochanie? – Pirat skrzywił się i uśmiechnął z drwiną. – Wydrapiesz mi oczy? Rozpłaczesz się? Nie bój się, moi ludzie mieli rozkaz, żeby nikogo nie zabijać. Na pewno nie obyło się bez siniaków i paru przypadkowych postrzałów, ale raczej nic poza tym. Zresztą zapytam potem bosmana, jak wygląda sytuacja.
Przyjrzałam mu się podejrzliwie, ukradkiem rozcierając łokieć, w który się uderzyłam.
– Bo co? Jesteście takimi dobrymi ludźmi i nie krzywdzicie innych? – zadrwiłam. – I co niby zamierzacie z nami zrobić, odstawić nas na brzeg?
– W końcu tak, oczywiście – przyznał, po czym ruszył się wreszcie i przeszedł przez pomieszczenie, by w końcu stanąć za pokrytym rozmaitymi mapami stołem w kącie. Moje spojrzenie powędrowało ku pistoletowi, który położył na blacie, ale dostrzegł i to. Co kompletnie nie miało znaczenia, bo i tak nie potrafiłam obsługiwać takich staroci. Prędzej zrobiłabym sobie krzywdę niż kogoś postrzeliła. – Siądźcie sobie grzecznie. Żebym nie musiał was wiązać, jasne?
Wzięłam Octavię za rękę i pociągnęłam ją w stronę starej, wytartej sofy stojącej pod jedną ze ścian. Ścisnęła moją dłoń mocno, jakby chcąc dodać mi otuchy, co jednak wcale mi nie pomogło. Nadal miałam wrażenie, że znajdowaliśmy się w kiepskiej sytuacji. I tak bardzo chciałam zobaczyć, co z resztą załogi – w jakim byli stanie i gdzie właściwie ich przetrzymywano. A przede wszystkim chciałam wiedzieć, co takiego zamierzał kapitan. Nie zapytałam jednak, tylko usiadłam posłusznie, a czekając, aż znowu się odezwie, rozejrzałam się po kajucie.
Przypominała nieco kajutę Noah, chociaż była większa i lepiej umeblowana – za to nic tu do siebie nie pasowało, łóżko było wykonane z zupełnie innego drewna niż stół, kwiatowy wzór dywanu gryzł się z jasnym kolorem kanapy, która też nie wyglądała jak wykonana dla wnętrza statku. Wniosek był jeden – umeblowanie składało się z rzeczy zrabowanych z innych statków. A wszystkie te rzeczy boleśnie przypominały mi Ziemię. Nigdzie w Oz nie widziałam takich materiałów ani takich kształtów mebli. Kanapa, na której usiadłyśmy, była potwornie niewygodna i nierówna, ale mimo wszystko nie przypominała niczego, na czym siedziałam w Oz.
Jasne, to mógł być przypadek. Ale musiałam to wyjaśnić, bo miałam dziwne wrażenie, że cały ten statek nie pochodził z Oz. Chociaż usiłowałam sobie wmówić, że to niemożliwe, ta myśl nie chciała mnie opuścić.
– Któraś z was zna się na mapach? – usłyszałam po chwili jego nieco zirytowany ton głosu. Pokręciłam głową.
– Niespecjalnie. Musiałbyś poprosić naszego kapitana.
– Pewnie tak zrobię. – Wyraźnie się zasępił. Dziwne, powinien być zadowolony po udanym rabunku, tymczasem zachowywał się, jakby coś nie szło po jego myśli. I nikogo nie zabił. To chyba nie był w stylu piratów? – Ty, pyskata, jak masz na imię?
– Dorothy. – Podniosłam wyżej głowę, puszczając obelgę mimo uszu. – A ty?
– Flynn. – Po raz pierwszy błysnął zębami w uśmiechu. Też nie były za piękne. Hmm, chyba po prostu piraci niespecjalnie dbali o higienę jamy ustnej. Albo cierpieli na przewlekły szkorbut. – Chodź tutaj.
Octavia kręciła głową, ale tylko wywróciłam oczami i posłusznie podeszłam do stołu. Co innego mogłam zrobić? Pospiesznie zerknęłam na rozłożone na blacie mapy i chociaż niewiele z nich zrozumiałam, w oczy od razu rzuciły mi się nazwy. Podniosłam brwi, chociaż się tego spodziewałam. Więc jednak miałam rację!
– Chcemy dostać się tu. – Flynn palcem wskazał odpowiednie miejsce na mapie. – Od kilku tygodni krążymy w kółko, a nic z tego, co spotykamy po drodze, nie zgadza się z naszymi mapami. Nie jesteśmy też w stanie użyć sekstansu ani innych przyrządów nawigacyjnych, bo gwiazdy na niebie się nie zgadzają. Jesteś w stanie mi powiedzieć, gdzie właściwie, do diabła, jesteśmy?
Jamajka.
Kapitan Flynn palcem wskazywał na mapie Jamajkę. Piraci musieli kierować się do znajdującego się tam pirackiego portu, kiedy stało się… cokolwiek się stało, a co sprawiło, że wylądowali na wodach terytorialnych Oz. Rany, przecież to kompletnie nie miało sensu!
– A co stało się wcześniej? – zamiast odpowiedzieć, zadałam własne pytanie. – Kiedy mapy przestały się zgadzać z terenem? Co się stało, zanim na niebie pojawiły się inne gwiazdy?
Kapitan rzucił mi podejrzliwe spojrzenie.
– Skąd wiesz, że coś się stało?
Trafiłam! Spróbowałam powstrzymać triumfalny uśmieszek.
– Musiało – odpowiedziałam twardo. – Musiało, bo nie jesteście już na Morzu Karaibskim. Te mapy są bezużyteczne.
Flynn jednym ruchem zerwał mapę ze stołu i rzucił ją na podłogę. Podskoczyłam, kiedy w jego ślady poszedł sekstans i parę innych przyrządów, znowu robiąc sporo rumoru. Odsunęłam się odruchowo, ale gniew kapitana wyraźnie nie był skierowany przeciwko mnie. Zrozumiałam, że on sam już dawno to wiedział, potrzebował tylko potwierdzenia. Może też dlatego wziął nas żywcem. Pierwszy statek, na jaki natknął się po przybyciu do Oz – wiadomo, że potrzebował jego załogi, żeby wydobyć jakieś informacje. Tylko czemu robił z tego taką tajemnicę? Czemu zamykał nas w kajucie kapitana i kazał nam krzyczeć, jakby chciał, żeby wszyscy myśleli, że dzieje nam się krzywda? O co w tym wszystkim chodziło?
Kapitan tymczasem odwrócił się, przysiadł na stole i zmierzwił palcami włosy, równocześnie spoglądając na mnie z urazą.
– Kilka tygodni temu natknęliśmy się na ogromny sztorm – powiedział w końcu, chociaż widziałam, że niechętnie. – Zupełnie niespodziewanie. Pojawił się znikąd. Myśleliśmy, że już po nas, ale nie narobił nawet szkód. Ocknęliśmy się… na spokojnym, pustym morzu, pod niebem, na którym pojawiły się obce nam gwiazdozbiory. Od tej pory nie możemy trafić na żaden port, a moja załoga… Po co ja wam to w ogóle mówię? Gdzie my w ogóle jesteśmy?!
I jak miałam mu to wytłumaczyć? Który normalny człowiek uwierzyłby w podróż między światami do rzeczywistości z bajki dla dzieci?
– Daleko od Karaibów – spróbowałam jednak. – Jesteśmy w Oz. W zasadzie niedaleko wybrzeża.
– Oz. Gdzie to jest? Na Atlantyku? Gdzie?
Otworzyłam usta i zawahałam się. Powiedzieć? Nie powiedzieć?
– Nasz kapitan może was poprowadzić do najbliższego portu – odparłam, nadal niezdecydowana. – Ale to pewnie niewiele wam da. Ten sztorm zadziałał jak Trójkąt Bermudzki. W ogóle nie jesteście już na Ziemi. To Oz. Inny świat.
Przez moment Flynn nie odpowiadał, tylko wpatrywał się we mnie z niezrozumieniem, aż drżała mu szczęka. Pewnie próbował to przetrawić. Spodziewałam się wybuchu, ale nic takiego nie nastąpiło.
– Co to jest Trójkąt Bermudzki?
Serio? Tyle zapamiętał z moich słów? I postanowił zapytać właśnie o to? Kto normalny na Ziemi nie słyszał o Trójkącie Bermudzkim?
– Który według ciebie mamy rok? – zapytałam odruchowo. Flynn rozłożył ręce.
– Tysiąc sześćset osiemdziesiąty, oczywiście. Dlaczego pytasz?
Świetnie. Nie dość, że przenieśli się z Ziemi do Oz, to w dodatku także w czasie.
W ogóle tego nie rozumiałam. Nie wiedziałam, że to było możliwe. Sądziłam, że czas w tych obydwu światach płynął liniowo i tak samo – w końcu przenosiłam się już z Oz na Ziemię i wiedziałam, że okres mojej nieobecności w Nowym Jorku zgadzał się z czasem pobytu w Oz. Gdy wróciłam do Iw, też wszystko się zgadzało. Jakim więc cudem w tym samym miejscu w czasie lądował piracki statek z siedemnastego wieku?
Przypomniało mi się, co kiedyś usłyszałam o ograniczeniach magii. Coś o tym, że tornado jest czystą magią, a magia nie zna ograniczeń w postaci czasu i przestrzeni. Czy to więc mogło być możliwe? Że istniały tornada, które nie tylko przenosiły do Oz, ale też przenosiły w czasie? Czy to było możliwe, że ryzykowaliśmy powrotem za późno lub za wcześnie, wskakując w tornado w Arkansas?
Nie chciałam się nad tym zastanawiać. Wystarczająco dziwne wydawało mi się przeniesienie do Oz całego pirackiego galeonu. Informacja, że galeon ten przybył w dodatku z siedemnastego wieku, to było dla mnie stanowczo za dużo.
Mimo woli zaczęłam się jednak zastanawiać, jak mogliśmy pomóc Flynnowi i jego załodze. Coś musiało być ze mną mocno nie tak, skoro chciałam pomagać ludziom, którzy napadli nas i wzięli w niewolę. To chyba było nieodwracalne skrzywienie. A skoro nieodwracalne, to nie było co z tym walczyć.
– Potrzebujecie kolejnego takiego sztormu, żeby wrócić na Ziemię – wyjaśniłam, pomijając jego ostatnią uwagę; nie musiał wiedzieć, że byłam od niego ponad trzy wieki młodsza. – Ale ciężko je przewidzieć. A póki co możemy zaprowadzić was do portu, może w mieście ktoś wam pomoże. Tutaj, w Oz, prawie nie ma piratów. Statków też jest niedużo – dodałam na wszelki wypadek, żeby nie przyszło mu do głowy zostać i wypełnić lukę.
– Każę sprowadzić waszego kapitana – zgodził się po namyśle Flynn. Zabrał ze stołu pistolet i ruszył w stronę drzwi, posyłając mi po drodze groźne spojrzenie. – Albo sam to zrobię. Nie ruszajcie się stąd. Pod drzwiami pilnuje dwóch moich ludzi i mogliby nie być tak uprzejmi jak ja.
Wyszedł, zostawiając nas same. Wymieniłam z milczącą Octavią spojrzenia.
– Wygląda na zagubionego – powiedziała ku mojemu zdziwieniu. – Jest z Ziemi, prawda?
– Tak. – Skinęłam głową. – Co będzie następne? Samolot z setką pasażerów? On nawet nie jest z moich czasów. – Westchnęłam z frustracją. – Co o nim myślisz? Możemy mu ufać? Spróbować się dogadać?
– Zdecydowanie – odparła Octavia pewnie. – Moim zdaniem coś tam jest nie tak. Z jego załogą. Mam wrażenie, że kapitan sam próbuje znaleźć wyjście z sytuacji. I to, jak nas potraktował… Chciał, żeby wszyscy myśleli, że działo się tu coś innego, niż faktycznie się wydarzyło. Dlaczego po prostu nie powiedział swoim ludziom, że nikt nie może nas dotknąć, jeśli tego nie chciał? Sama nie wiem.
Coś mi się kojarzyło. Usiadłam obok niej na kanapie i spróbowałam skupić myśli, co było trudne, biorąc pod uwagę tępe dudnienie w głowie. Towarzyszyło mi już od jakiegoś czasu, ale dopiero w tamtym momencie, gdy miałam chwilę spokoju, zwróciłam na to uwagę. To pewnie od któregoś uderzenia.
Naprawdę byłoby miło, gdybym moją magią potrafiła też leczyć takie rany, a nie tylko zagrożenie życia. I to wtedy, kiedy tak akurat wyszło, bo kompletnie tego nie kontrolowałam.
– Może Flynn faktycznie ma problem z załogą – założyłam, rozmasowując palcami skronie. – Od kilku tygodni krążą po tych wodach. Nie mogą znaleźć portu. Pewnie zapasy im się kończą i mają dość. To może sprzyjać niepokojom na pokładzie.
– Myślisz, że ktoś może chcieć wzniecić przeciwko niemu bunt? – Octavia zrobiła wielkie oczy. Wzruszyłam ramionami.
– Nie wiem, ale to byłoby sensowne. W takiej sytuacji Flynn mógłby bać się jawnie przeciwstawiać załodze. No wiesz, oświadczyć na przykład, że nikt nie może nas dotknąć. Lepiej powiedzieć, że sam ma do nas prawo i kazać nam krzyczeć, żeby reszta zastanawiała się, co takiego się tu dzieje. I potajemnie szukać wyjścia z sytuacji, pokazywać mi mapy i wzywać Noah. Zawsze wśród załogi znajdzie się ktoś, kto zechce wykorzystać słabą pozycję kapitana. Czasami w takich sytuacjach wystarczy jedna iskra i wywiozą go na taczkach. Ale jeśli faktycznie tak jest, to bardzo mi się to nie podoba.
– Mnie też nie – zgodziła się Octavia. – Nie chcę być żadną iskrą. I nie chcę tu tkwić podczas buntu. Wystarczy mi jedno porwanie. Zaprowadźmy ich do portu na Południu i domagajmy się tam uwolnienia. Jakoś sobie stamtąd poradzimy.
– A co z załogą Noah? – Potrząsnęłam głową. – Tornado gdzieś tam ciągle dryfuje. Muszą do niego wrócić. I Flynn… Octavia, on przecież mógł nas oddać załodze. Ale nie zrobił tego. I założę się, że nie tylko dlatego, że potrzebował od nas informacji. Sama powiedziałaś, że można mu ufać.
– Ale wtedy jakoś nie wierzyłaś – prychnęła. – A teraz? Co się zmieniło teraz, Dee?!
Sama nie wiedziałam. Ale nie potrafiłam tego wytłumaczyć.
– Musimy… Musimy po prostu się z nim dogadać – zadecydowałam, zamiast odpowiedzieć. – Dać mu coś w zamian. Noah musi odzyskać statek, a my wolność. A Flynn z załogą muszą wrócić na Ziemię.
– Powodzenia – mruknęła. – Jak dokładnie zamierzasz to załatwić?
Nadal miałam przy sobie klucz, który prowadził na Ziemię. Przez zwykłe drzwi nie przedostałby się jednak statek. Ta droga odpadała. Poza tym, w którym wieku znaleźliby się wtedy piraci na Ziemi? Octavia miała rację. Nie mogliśmy im pomóc w żaden sposób oprócz poprowadzenia do portu. Dalej musieli radzić sobie sami. Znaleźć kogoś, kto wyśle ich z powrotem na Ziemię. Nie powinnam czuć się z tym źle, skoro ci ludzie poturbowali nas i porwali na swój statek. A jednak było mi źle. Co mogłam na to poradzić? Widocznie miałam zbyt dobry charakter.
– Muszę porozmawiać z Nickiem – zadecydowałam po chwili. – On zna Południe. Jeśli jest tam ktoś, kto może pomóc Flynnowi, Nick będzie to wiedział.
– Akurat – prychnęła. – Nick nie wygląda na takiego, który mógłby mieć podobne znajomości. Chyba troszeczkę go przeceniasz.
Rzuciłam jej surowe spojrzenie, pod wpływem którego trochę się zarumieniła.
– To chyba ty go nie doceniasz – zaprotestowałam stanowczo. – Nick kilka razy uratował mi życie. Pomagał mi, kiedy tego potrzebowałam, chociaż wcale nie musiał. Ufam mu. Dlaczego ty nie możesz?
– Oczywiście, że mu ufam – odparła ze znudzeniem. – Pamiętasz? Wiem, że Nick nie ma złych zamiarów, Dee. Po prostu… Jest w nim coś, co mnie niepokoi. Coś, czego nie lubię. Chyba nie muszę go lubić tylko dlatego, że uratował ci życie, co?
– Nie, nie musisz.
Wcale nie chciałam się z nią kłócić, dlatego sama skończyłam tę wymianę zdań. Czasami nie rozumiałam Octavii, ale w końcu znałyśmy się niedługo, więc nie było w tym nic dziwnego. Poza tym może po prostu nie chciałam jej zrozumieć. Ona całe życie spędziła, uciekając i ukrywając się przed ludźmi, którzy chcieli ją zabić. Ja nie miałam pojęcia, że ktokolwiek mnie wtedy obserwował. Oczywiście teraz już wiedziałam, że bynajmniej nie byłam w dzieciństwie zostawiona sama sobie, ale wtedy niewiedza była błogosławieństwem. Nie miałam więc doświadczeń Octavii. Nie wiedziałam, co to znaczy być ściganą i tropioną. Znacznie krócej niż ona uczyłam się oceniać prawdziwe intencje poznawanych po drodze ludzi.
Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, każda pogrążona we własnych myślach. Nie wiedziałam, jak jej, ale moje oscylowały głównie wokół dudniącej tępo głowy, która nie chciała się uspokoić. Kiedy musiałam się skupiać na rozmowie, jeszcze jakoś to szło, ale kiedy miałam chwilę spokoju, totalnie jej odwalało. Przydałaby mi się w tamtej chwili porządna ziemska aspiryna. Cokolwiek, by głowa przestała tak pulsować.
Kołysanie na Notosie było dużo mniej wyczuwalne niż na Tornadzie, pewnie dlatego, że statek był większy. Kiedy tak siedziałam na kanapie z zamkniętymi oczami, prawie mogłam zapomnieć, że w ogóle znajdowałam się na morzu. Potem jednak do kajuty wrócił Flynn i nie mogłam już dłużej udawać. Musiałam znowu się skupić.
Zwłaszcza że oprócz Noah Flynn przyprowadził też Jacka i Nicholasa.
– Wasz kapitan oznajmił, że nie będzie rozmawiać bez tych dwóch – oświadczył Flynn z wyraźnym rozdrażnieniem. – Wyglądają dość niebezpiecznie, więc na wszelki wypadek kazałem związać im ręce. Proszę bardzo, mamy tu już istne zgromadzenie. Czy teraz możemy przejść do konkretów?
Wymieniłam z Jackiem spojrzenia, ale ledwie dostrzegalnie pokręciłam głową, nie pozwalając mu do siebie podejść. Wymuszony uśmiech miał mu pokazać, że wszystko było ze mną w porządku, ale chyba nie byłam przekonująca. W każdym razie on nie przestał spoglądać na mnie z troską, chociaż nie podszedł bliżej. Na wszelki wypadek. Wolałam, żeby póki co Flynn nie wiedział, co nas łączyło, jeśli jeszcze nie domyślił się po tym, jak Jack zachowywał się, gdy transportowano nas na Notosa.
– Wszystko z wami w porządku, panienko? – wyręczył go Noah. Pokiwałam głową.
– Tak, naprawdę, nie musicie się martwić. Jak mówił Flynn, zajmijmy się ważniejszymi sprawami.
– A co to dokładnie za konkrety? – prychnął Nick. – Czego właściwie od nas chcecie, co?
Postanowiłam zagrać va banque. Chyba w obecności trzech znajomych mężczyzn nie bałam się tak bardzo, jak gdy rozmawiałam z Flynnem tylko w obecności Octavii.
– No właśnie, kapitanie – podjęłam z przekąsem. – Dlaczego nie rozmawiamy przy twoich ludziach? Czyżbyś obawiał się buntu?
Octavia obok mnie o mało nie zadławiła się powietrzem, które nagle wciągnęła; Jack i Nick zgodnie podnieśli brwi i tylko Noah nie wyglądał na specjalnie zdziwionego. To tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że miałam rację. W końcu ten stary wilk morski pewnie potrafił po jednym spojrzeniu połapać się, co było grane, dużo lepiej ode mnie, nawet nie rozmawiając z nikim z załogi. A w zamknięciu, gdzie przebywał od czasu przybycia na statek, pewnie miał okazję pogawędzić z marynarzami i zasięgnąć języka.
Flynn tymczasem zacisnął szczęki i przez chwilę milczał, ale potem w końcu, niechętnie, pokiwał głową.
– Nie przyznałbym się do tego nigdy, gdyby nie to, że najwyraźniej potrzebuję waszej pomocy – warknął, po czym obszedł stół i usiadł w fotelu, po czym nogi w oficerkach położył na blacie. Noah, Nick i Jack pozostali w pozycji stojącej na środku kajuty. – Utknęliśmy w tym miejscu i nie wiemy, jak się wydostać i dotrzeć do Jamajki. Potrzebujemy kogoś, kto zna tutejsze wody i wyprowadzi nas. Inaczej moja załoga w końcu, podżegana przez jednego z moich marynarzy, zbuntuje się i rzuci mnie na pożarcie rekinom. Kończą nam się zapasy i wkrótce mogę stracić nad nimi kontrolę.
Widziałam, że te słowa przychodziły mu z trudem. Na Jacku jednak nie zrobiły żadnego wrażenia.
– Co zrobiłeś Dee i Octavii? – warknął, w ogóle nieporuszony. Flynn prychnął.
– Nic, przecież Dorothy już o tym mówiła – odparł, zirytowany. – Trochę je postraszyłem, żeby pokrzyczały, zrobiłem trochę hałasu, żeby moja załoga myślała, że je tu porządnie oćwiczyłem. Mam reputację do podtrzymania, na pewno to rozumiecie. Musicie więc pojąć jeszcze jedno. Byłem kiedyś oficerem Royal Navy, póki nie postanowiłem zacząć życia na własny rachunek. Część mojej załogi wciąż widzi we mnie oficera, mimo że minęło już tyle lat. Ciężko utrzymać ich w ryzach bez odpowiedniej dyscypliny. Nie lubię rządzić za pomocą terroru i unikam tego, kiedy tylko mogę. Ale teraz… Cholerny sztorm wywiał nas nie wiadomo dokąd. Potrzebujemy kogoś, kto doprowadzi nas do portu.
– Oni nie potrzebują kogoś, kto doprowadzi ich do portu – zaprotestowałam, kierując swoje słowa głównie do Nicka i Noah. Wiedziałam doskonale, że nie zrozumieli ani słowa z przemocy Flynna o Royal Navy, marynarce brytyjskiej, bo i skąd mieliby o tym wiedzieć? – Potrzebują kogoś, kto sprowadzi ich razem ze statkiem z powrotem na Ziemię, najlepiej do ich czasów, do siedemnastego wieku. Znacie kogokolwiek, kto mógłby pomóc?
Mężczyźni wymienili między sobą zdziwione spojrzenia, również Flynn zmarszczył brwi. Chyba też nie do końca rozumiał, o co mi chodziło, co świadczyło o tym, że jednak nie do końca łyknął moje wyjaśnienia o Oz. No trudno. Nie zamierzałam z tego powodu płakać.
Z nadzieją spojrzałam na Nicka, ale ten tylko pokręcił głową. Cholera.
– Słyszałem o pewnym człowieku, który zna się na morzu – odezwał się niespodziewanie Noah. – Dużo pływamy do Miasta Portowego, dużo też słyszy się tam różnych opowieści. Nie wiem, ile jest w nich prawdy, ale miejscowi mówią o nim z szacunkiem. Podobno pomaga przepowiadać sztormy, zanim uderzą w miasto. Nie wiem, czy to tyczy się też tych magicznych, ale warto spróbować. Mogę popytać o niego w Mieście Portowym.
– Zaraz, moment – wtrącił się Jack, a po tonie jego głosu domyśliłam się, że był wkurzony. – Dlaczego nagle mamy im pomagać? To oni nas napadli. Zabrali z naszego statku. Okradli. Michael ma przez nich strzaskane kolano, a Chudy prawie stracił oko. Naprawdę chcemy się w to bawić? Niby czemu?!
Wiedziałam, że to było zrzucanie odpowiedzialności. Wysłanie ich z powrotem do ich czasów nie sprawiało, że przestaną być piratami. Wierzyłam jednak, że wszystko miało swój czas i miejsce. Notos powinien znaleźć się z powrotem w siedemnastym wieku. A my powinniśmy się znaleźć w Emerald City. Jak najszybciej.
– Pomogę wam, jeśli wy pomożecie mnie – odparł Flynn, zanim ja zdążyłam to zrobić. – Puścimy was wolno. Nikt nie ucierpi, a my wrócimy spokojnie do domu.
– Chyba sobie żartujesz – prychnął znowu Jack. – Napadacie na nas, a teraz chcesz dobijać targu, obiecując w zamian uwolnienie nas?! Wiesz co, myślę, że raczej pójdę do tego marynarza, który chce zająć twoje miejsce. Myślę, że chętnie posłucha, co mam mu do powiedzenia.
– A zaraz potem zawiśniesz – warknął w odpowiedzi kapitan. Jego oczy stwardniały, a szczęka zacisnęła się, gdy usłyszał groźbę Jacka. – Uwierz mi, jestem tu najbardziej cywilizowany ze wszystkich. Z resztą nie dogadasz się tak jak ze mną. Moja załoga jest jak stado rekinów. Jak wyczują krew w wodzie, nie odpuszczą. Tylko dzięki mnie możecie wyjść z tego bez szwanku.
Widząc minę Octavii, uwierzyłam mu od razu. Ona jakimś cudem wiedziała, że Flynn nie blefował. Wtrąciłam się, zanim Jack znowu zdążył odpowiedzieć coś ostrego.
– Puszczenie nas wolno to za mało. Noah popyta o swojego człowieka w Portowym Mieście, jasne. Potem jednak oddacie im Tornado, na które sami przetransportujecie całą załogę. My nie mamy tyle czasu. Wysadzicie nas – Nicka, Jacka, Octavię i mnie – w szalupie gdzieś niedaleko brzegu. To bardzo ważne, żebyśmy jak najszybciej dotarli do Oz.
– Naprawdę myślisz, że możecie stawiać jakieś warunki? – zaśmiał się Flynn fałszywie. Octavia od razu to wyczuła.
– Oczywiście, że tak – odpowiedziała pewnie. – Ale jeśli ci to nie odpowiada, nie ma problemu. Poczekamy, aż rekiny same zwęszą krew w wodzie.
Na moment w kajucie zapadła cisza. Flynn zastanawiał się nad naszymi słowami, chociaż podejrzewałam, że grał tylko, żeby zachować twarz. Tak naprawdę nie miał wyjścia i doskonale o tym wiedział. Koniec końców Flynn okazał się nie takim złym piratem. Przynajmniej miał odrobinę zdrowego rozsądku.
– Dobrze – zadecydował w końcu. – Kapitanie, proszę porozmawiać ze swoim nawigatorem. Chcę jak najszybciej ustalić kurs na to wasze Miasto Portowe. Co do was – zwrócił się do mnie – wybierzcie sobie miejsce na wybrzeżu, gdzie mamy was wysadzić. Zróbcie to z rozsądkiem. Mamy tylko jedną szalupę.
Jedna szalupa. Pomyślałam, że tyle spokojnie nam wystarczy.
Żeby wreszcie dostać się z powrotem do Oz.

17 komentarzy:

  1. Wiesz, że nie było Cię tu od maja, co nie? Ale cud, święta jednak działają, ja się cieszę, wiesz o tym XD
    No, czyli jednak pirat nie jest taki zły jak go malują, a pokazówka Flynna jedynie utwierdziła mnie w tym przekonaniu. Octavia akurat się tu sprawdziła, chociaż Dee nie jest głupia i w końcu sama doszłaby tego wniosku. Słowa jej przyjaciółki nieco skierowały ją na właściwy tor, ale pewnie Flynn nie chciałby zrobić jej krzywdy. Cieszę się, że jednak Flynn poszedł na ugodę, a oni mogą szybko wyruszyć do Oz! :)
    Jej, tak szybko mi się czytało, więc nie wiem czy rozdział taki krótki, czy może tak długo czekałam, że połknęłam go tak szybko?
    Pozdrawiam i Wesołych Świąt Ci życzę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział mógł być odrobinkę krótszy, ale to kwestia zaledwie paru linijek, więc raczej tak szybko Ci się go czytało - pewnie dlatego, że nic się w nim nie działo, tylko łazili i gadali xd ale w następnym już powinno być więcej akcji, bo chcę ją trochę przyspieszyć ;)

      Od maja... No wiem :D lepiej wrócić późno niż wcale :D

      No nie jest, tytuł rozdziału już był spojlerem :D ale Flynn nie jest taką do końca jednoznaczną postacią, o czym niestety raczej nie będziecie mieli okazji się przekonać, bo znacznie skróciłam jego rolę :( już w następnym rozdziale się pewnie z nim pożegnamy. Ale przynajmniej Octavia na coś się przydała ;)

      Dziękuję i nawzajem, wszystkiego dobrego! ;*

      Usuń
    2. Nieważne, ja tam lubię przejściowe rozdziały, czasami to właśnie w nich można dowiedzieć się trochę więcej, niż w tych, co akcja zapiera dech w piersiach, ale u Ciebie to kocham każdy Twój rozdział <3
      No w sumie, zawsze coś XD Taki prezent pod choinkę. Tak to traktuję :)
      Trudno, może jakoś przeżyję, chociaż wątek z nim mógłby być ciekawy, noale, nie wszystko ma się to, co się chce, prawda?
      Octavia jest super! Bardzo ją lubię i jej umiejętności :)

      Usuń
    3. Ja nie lubię ani Octavii, ani Nicka, bo są tacy... żadni xd ich charakter niespecjalnie mi wyszedł, chociaż spróbuję jeszcze coś zrobić, żeby to zmienić.

      Dziękuję Ci strasznie :) jestem już za połową kolejnego, więc mogę z czystym sumieniem obiecać, że mimo wszystko będzie się w nim działo więcej ;>

      No nie. Mam nadzieję tylko, że kolejny rozdział Cię nie rozczaruje pod względem naszego pirata ;)

      Usuń
    4. A co Ty gadasz! XD Ja tam uwielbiam Nicka za to, że kiedyś był takim opiekunem lasu ( a raczej drwalem ), tak? O ile dobrze pamiętam, ale jest taki prostoduszny. Ale skoro masz inne zdanie, to czekam niecierpliwie na to jak rozwiniesz ich charaktery;)
      No i super, ale nie będę się powtarzać. Wiesz doskonale jak się cieszę i czekałam na ten rozdział :)
      Może nie, chociaż po zapowiedzi nic nie wywnioskowałam, ale to w sumie dobrze, tym lepiej będzie mi się go czytało, bo będę na niego czekała z niecierpliwością :)

      Usuń
    5. Tak, dobrze pamiętasz :) owszem, jest trochę prostoduszny, widocznie widzisz w nim więcej niż ja xd

      To dobrze, bo już go skończyłam^^ będzie co dodawać xd a zapowiedź specjalnie była taka, żeby za dużo nie wyjawiła, bo będzie się trochę w tym rozdziale działo... ;)

      Usuń
    6. Po prostu podoba mi się jego postać, dlatego, no i właśnie, że w jakiś sposób jest związany z przyrodą :)
      Idziesz jak burza z rozdziałami, więc oby udało Ci się napisać na wolnym jak najwięcej, trzymam kciuki <3 Aż jestem ciekawa, co to takie. Na pewno jak zwykle coś im wyskoczy XD

      Usuń
  2. Po pierwsze jestem zachwycona zd wróciłaś. Co prawda wydawało mi sie ze najpierw skończysz czyste sumienie, ale i tak podskakuje z radości, moze nawet bardziej ;). To ze statek bedzie z ziemi az tak mnie nie zdziwiło, choc szczegóły a i owszem. Jestem vardzo ciekawa, od czego zależy przenoszenie sie nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie... Podoba mi się spryt kapitana, mAm nadzieje, Żr wywiąże sie ze swojej części umowy. Uwielbiam Olivię:). Czekam niecierpliwie na cd i zapraszam do mnie na zapiski-Condawiramurs Szczęśliwego Nowego Roku :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, mnie też się tak wydawało, kwestia mojego wrodzonego lenistwa - mam niemalże skończony rozdział na CS na drugim laptopie, z którego nie korzystam, i muszę go najpierw przegrać, żeby skończyć... Także padło na SEC :D na kapitana raczej można liczyć, ale pewnie znajdą się tacy, co spróbują pokrzyżować im szyki ;) o tym już za dwa tygodnie. I cieszę się, że lubisz Octavię, bo ja sama za nią nie przepadam ;)
      Dziękuję i nawzajem! ;*

      Usuń
  3. Wróciłaś! Nie wierzę po prostu :D Bardzo miłym prezentem był ten rozdział, dziękuję!
    No i mam cichą nadzieję, że wracasz na stałe.
    Co ja mogę powiedzieć o rozdziale - nawet nie poczułam, że już dawno tego nie pisałaś, a zazwyczaj tak jest. Flynn... Całkiem mi go szkoda. Jest zdesperowany, ale jednak to mężczyzna, a męska duma... Ech, na pewno było mu ciężko prosić o pomoc. Dee, ach, Dee, brakowało mi twojego wyszczekania - mimo że to tu to nie było maksimum twoich możliwości, to i tak fajnie.
    Mała literówka:
    "Nie przyznałbym się do tego nigdy, gdyby nie to, że najwyraźniej potrzebuję wasze pomocy" - waszej.
    Czekam na ciąg dalszy, bo pewnie piraci nieźle namieszają :D
    Pozdrawiam!

    PS Wiesz, że wszyscy pamiętamy, co Jack obiecał Dorothy...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też :D cieszę się, proszę bardzo! :)

      Też mam taką nadzieję, ale jestem dobrej myśli, chociaż oczywiście nie mogę nic obiecać. Kolejny rozdział jest już jednak gotowy :)

      To bardzo dobrze, bo tego się prawdę mówiąc bałam. Co do Flynna - na pewno było mu ciężko :D ale cóż robić, nie bardzo miał inne wyjście. Oczywiście, że nie pokazała tam wszystkiego, ale nie bardzo mogła jeszcze więcej w takich okolicznościach ;> na pewno nadrobi to w przyszłości.

      Dziękuję, zaraz poprawię :)

      Dziękuję za odwiedziny i całuję!

      P.S. Zdaję sobie z tego sprawę :P

      Usuń
  4. "– Akurat – prychnęła. – Nick nie wygląda na takiego, który mógłby mieć podobne znajomości. Chyba troszeczkę go przeceniasz.
    Rzuciłam jej surowe spojrzenie, pod wpływem którego troszeczkę się zarumieniła." / powtórzenie "troszeczkę"

    Jej, a kilka dni temu myślałam właśnie, że mam ochotę przeczytać rozdział od ciebie albo przynajmniej coś w tych klimatach, wbijam na Bloggera i tu taki miły prezent poświąteczny. :D
    W komentarzach widziałam, że ukróciłaś mocno postać Flynna - szkoda, szkoda, ale nie dlatego, że jakoś strasznie mnie zafascynował; w tej chwili ten wątek pojawił się znikąd i skoro zniknie zaraz potem, bez żadnego rozwinięcia, to chyba lepiej, gdyby się nie pojawił. Może jednak rozważysz pociągnięcie go? Jeśli nie zdążyłaś do tej pory nastukać kolejnych rozdziałów. :P
    Już bez narzekania, ja mam z wątkami podróży w czasie ogromny dylemat, ilekroć o jakimś czytam/ oglądam. Bo z jednej strony strasznie je lubię, zderzenie rzeczywistości, bohater zmuszony mierzyć się z czymś co, zna tylko z lekcji historii, czy w drugą stronę - bajeczna technologia przypominająca raczej magię... ale co z językiem? Przecież to nie tak, że siedemnastowieczny pirat posługuje się tą samą angielszczyzną, co kobieta z XXI wieku. Co z różnicami w pojmowaniu, cóż, wszystkiego, od moralności - prawa kobiet, nie-białych, niższych warstw społecznych, zwierząt, środowiska - do rzeczywistości (najbardziej przeciętny współczesny człowiek ma ogromną wiedzę na temat otaczającego go świata)? Zawsze sobie myślałam, że podróżnik w czasie albo zostałby wywrotowcem i skierował ludzkość na zupełnie nowe tory, albo umarłby w samotności i biedzie, nie mogąc się z nikim porozumieć na płaszczyźnie językowej i intelektualnej. :D Smutny los, oj smutny.
    Za szybko mi ten rozdział zleciał, ledwo zaczęłam a już skończyłam. :( Ale och, zapowiedź przyszłego rozdziału jest bardzo emocjonująca i trzymam za Dee kciuki, chociaż wg mnie zawsze lepiej złapać byka za rogi i pierdolnąć prawdą prosto między oczy. :P
    No nic, żegnam się i ślę uściski. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, tego błędu już nie ma, zrobiłam szybkiego double checka i zmieniłam już po publikacji, ale dziękuję :)

      Cieszę się w takim razie, że mogłam zrobić niespodziankę ;)

      Z kwestią Flynna mam kilka problemów. Gdybym teraz cofnęła się o kilka rozdziałów, pewnie w ogóle wywaliłabym ten wątek, ale niestety, nie jestem dobra w poprawianiu tego, co już napisałam, w drastyczny sposób, i jeszcze nie zdarzyło mi się wywalić z bloga żadnego rozdziału. Teoretycznie Notos był mi potrzebny głównie po to, żeby pokazać możliwość podróży w czasie (co w przyszłości zamierzam jeszcze wykorzystać) i to też z niego wyciągnęłam, chociaż teraz zaczynam się zastanawiać, czy faktycznie nie dać jeszcze potem Flynnowi wrócić do akcji, żeby tego wątku tak nie urywać. Z drugiej strony, zdaję sobie sprawę z różnic w słownictwie, ale jestem beznadziejna w stylizowaniu języka xd pewnie, że Flynn różniłby się poglądami choćby od Dorothy, ale to Oz, tutaj te różnice z pewnością nie byłyby aż tak widoczne, niż gdyby przeniósł się na przykład do współczesnego Nowego Jorku (odpada choćby cała nowoczesna technika). Prawdopodobnie pokuszę się o drobne zmiany w jego sposobie mówienia już później, gdy na spokojnie będę ten tekst sprawdzać, póki co jednak, znając mnie, nic z tym nie zrobię ;)

      Też uważam, że lepiej byłoby powiedzieć prawdę, ale Dee to Dee - nie boi się stawać oko w oko z Czarownicami, ale boi się o uczucia Jacka ;) łatwo w każdym razie nie będzie.

      Całuję!

      Usuń
    2. Niech wróci, niech wróci, bo straszny niedosyt pozostanie i taki niewyeksplorowany wątek. Chyba że jednak nie jest postacią na tyle ciekawą, by opisywać jego działania, to co innego. :P
      Może podsunę taki malutki pomysł, który wydaje mi się dość rozsądny, bo to jednak Oz - wzajemne rozumienie się zawsze można wytłumaczyć magią, jakimiś zaklęciami etc. ;) To by nie pomogło w pokonywaniu różnic kulturowych, ale zawsze jakiś początek! :D

      Usuń
    3. Takie rozwiązanie wydaje mi się bardzo... tardisowe xd ale zastanowię się nad nim i wielkie dzięki za pomysł ;)

      Mam już pomysł na jego powrót, także jest to bardzo prawdopodobne :D

      Usuń
  5. Weszłam z czystej ciekawości i BUM jaką mam niespodziankę! Spóźniłam się o kilka dni na życzenia, ale na nowy rok życzę wszystkiego najlepszego, szczęścia, sukcesów i weny. Tego życzę dla Ciebie, ale też trochę dla siebie, bo stęskniłam się strasznie za Twoimi rozdziałami!

    Co do samego rozdziału... Gdybyś postanowiła w przyszłości rozwinąć postać Flynna to chyba nie miałabym nic przeciwko. Wydaje się, że nieźle mógłby się dogadać z Jackiem i Nickiem XD

    Przez to, że Octavia ma takie dziwne nastawienie do Nicka, ja też zaczynam się bać. Może jest z nim jednak coś nie tak? Chociaż bardziej skłaniam się do tego, że po prostu coś poczuła do niego i niezbyt jej się to podoba...

    Ogólnie cały wątek podróży w czasie mnie zaciekawił. Chociaż nie mam pojęcia jak to wyjaśnisz, ponieważ jednak trochę naciągane wydałoby mi się, gdyby tornada nagle przenosiły w czasie. Nawet w rozdziale Dee się nad tym zastanawiała, że wszystkie tornada przenosiły ją i czas płynął dokładnie tak samo. Zdajesz sobie z tego sprawę, więc tym bardziej jestem ciekawa, jak to się wyjaśni.

    A soiler? No po takim tekście Jacka, już widzę jego minę jak się dowie (a raczej na pewno się dowie), że Dee ma magię.

    No nieźle. Ale się tu dzieje XD

    Pozdrawiam cieplutko! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo i również życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku! Cieszę się też, że mogłam sprawić taką niespodziankę :)

      Też mi się tak wydaje :d zobaczymy, prawdopodobnie Flynn jeszcze się pojawi.

      Haha, to się na pewno jeszcze wyjaśni, ale raczej nie ma co się bać Nicka, on jest raczej dosyć prostolinijny ;)

      Jakoś wyjaśnię na pewno, chociaż nie wiem, czy wystarczająco dokładnie. Ale na to trzeba jeszcze poczekać :)

      Na to też xd

      Dziękuję i całuję!

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Pinterest.