Gdy drzwi w końcu się otworzyły, byliśmy już
przemarznięci i zmęczeni – ostatecznie dla nas jakiś czas wcześniej zaczęła się
noc, a zimne pomieszczenia jaskiń, w których ciągnęło chłodem od ścian, w
połączeniu z ubraniami mokrymi od deszczu ostatecznie nas wyziębiły. W
jaskiniach w ogóle było zimno, czego zdawały się nie odczuwać tylko gnomy,
zapewne przyzwyczajone do takiego klimatu. My natomiast aż trzęśliśmy się z
zimna.
W momencie, kiedy Król Gnomów wkroczył do sali
tronowej, wszyscy jednak zapomnieliśmy o chłodzie i niewyspaniu. Każdy z nas
był ciekaw tego niezwykłego czarownika, żyjącego w tak dziwnym miejscu, na
odludziu, otoczony jedynie gnomami. Zapewne spodziewaliśmy się – przynajmniej
ja się spodziewałam – jednego z nich, może trochę lepiej ubranego i bardziej
wyrośniętego, co nie zabrałoby mu autorytetu, bardzo się jednak myliliśmy.
Król Gnomów był człowiekiem.
Przyglądałam mu się ze zdziwieniem, gdy w
towarzystwie dwóch karłowatych strażników szedł bez słowa w stronę swojego
tronu. Nie patrzył na nas, tylko pod nogi, uważnie stawiając kroki, by się nie
przewrócić. Rozumiałam to, bo Król nie wyglądał na najmłodszego. Jego blada,
wychudzona twarz pokryta była czymś w rodzaju liszaju, był niewysoki i raczej
marnie zbudowany, włosy miał siwe, opadające mu na kark. Król Gnomów w zasadzie
był staruszkiem.
Nie dałam się jednak zwieść. W końcu doskonale
wiedziałam, jak bardzo pozory lubiły mylić. Zwłaszcza w przypadku ludzi
obdarzonych magią trzeba było uważać. Starość mogła oznaczać gorszy refleks,
ale też dużo więcej wiedzy i życiowego doświadczenia.
– Słucham. Kim jesteście i czego sobie życzycie?
– odezwał się w końcu Król nieco zachrypniętym głosem, gdy już usiadł na
tronie, a jego ludzie stanęli po jego obydwu stronach. Ciekawe, czy dla
bezpieczeństwa? – Lepiej, żeby to było dobre i nie okazało się, że
niepotrzebnie zakłóciłem odpoczynek.
Porozumiałam się wzrokiem z Nickiem, który lekko
kiwnął głową. Świetnie, w takich momentach to oddawał mi dowodzenie…! Wszyscy
faceci byli tacy sami, jak tylko przychodziło do podejmowania ważnych decyzji,
to natychmiast się ulatniali.
– Szukamy przyjaciela – odparłam więc prosto z
mostu, w ramach tego planu, którego nie miałam. Wpatrzyłam się w Króla tak
hardo i pewnie, jak tylko potrafiłam. – Ma na imię Jack i spadł z nieba.
Podobno jest tutaj. Chcielibyśmy go uwolnić.
– To znaczy… Pokornie prosić o wypuszczenie go.
Jeśli tu jest – dodał pospiesznie Nick, najwyraźniej uznając, że moje słowa
były nie dość uniżone. Wzruszyłam na to mentalnie ramionami. – Bylibyśmy
naprawdę bardzo wdzięczni.
– Najpierw chciałbym się jednak dowiedzieć, kim
jesteście. – Na Królu Gnomów moja przemowa nie zrobiła jednak większego
wrażenia. Nadal przyglądał mi się uważnie tymi swoimi ciemnymi, niemalże
czarnymi oczami. Były lekko niepokojące. – Zacznijmy od ciebie, dziewczyno. Jak
się nazywasz?
Zawahałam się. Czy istniała szansa, że Król
Gnomów mógłby wiedzieć, kim byłam? Tak czy inaczej, nie zamierzałam ryzykować.
– Dorothy – odparłam więc tylko. – To ja szukam
Jacka. Reszta tu obecnych to załoga statku, którym przypłynęłam. Bardzo pana
proszę, ja muszę wiedzieć, co się z nim dzieje. Wiem, że tutaj był. Proszę nam
pomóc.
Przez chwilę Król Gnomów milczał, nadal nie
spuszczając ze mnie wzroku. W końcu klasnął w dłonie, a gdy jeden z jego ludzi
do niego podszedł, wydał mu na ucho jakąś dyspozycję. Czekałam niecierpliwie,
niespokojna, obawiając się, że zaraz zdarzy się coś złego: że Król Gór nas od
siebie wyprosi albo jeszcze gorzej, każe swoim ludziom nas skrzywdzić. O dziwo,
nic takiego jednak nie nastąpiło.
– Zapraszam na wieczerzę – powiedział zamiast
tego, co chyba zdziwiło nas wszystkich. Ostatecznie byliśmy intruzami, ten
straszny Król Gnomów, o którym tyle się mówiło w Iw, chyba nie powinien tak się
zachowywać? – Przy jedzeniu możemy omówić warunki uwolnienia waszego przyjaciela.
Serce zabiło mi mocniej na te słowa. A więc
jednak tam był!
Równocześnie poczułam ogromną ulgę i złość. W
końcu dużo ryzykowaliśmy, idąc do Króla Gnomów. Nie tylko to, że już stamtąd
nie wyjdziemy, ale także to, że zakłócimy mu spokój, chociaż Jacka wcale tam
nie było. Ostatecznie nie mieliśmy pewności. Prowadziły nas plotki ze
stolicznego jarmarku, które mogły mieć niewiele wspólnego z prawdą. Mimo to
Król Gnomów nie zaprzeczył, co oznaczało, że w tych plotkach jednak było ziarno
prawdy i może nie musieliśmy dłużej szukać po omacku.
Z drugiej strony byłam wściekła.
Wyglądało bowiem na to, że Jack był więziony u
Króla Gnomów wbrew swojej woli. Ba, nie mogło być inaczej, przecież dawno
wybrałby się na poszukiwania mnie, gdyby tylko mógł! Jakim prawem go uwięzili?
I właściwie po co?!
– A więc on tutaj jest? – wyrwało mi się, czym
wywołałam skrzywienie na twarzy Króla Gnomów. Nie zwracałam już jednak na to
uwagi. – Trafił tutaj, prawda?!
– Jak już mówiłem, porozmawiamy przy stole –
syknął Król Gnomów, a Nick odciągnął mnie, szepcząc mi po drodze do ucha, żebym
się uspokoiła.
Nie mogłam jednak. W końcu serce waliło mi jak
oszalałe. Na myśl, że zaraz mogłam zobaczyć Jacka, chciałam krzyczeć, biegać i
tańczyć, wszystko na raz. Nawet jeśli wiedziałam, że powinnam zachować
czujność, bo gościnność Króla Gnomów była co najmniej podejrzana.
Jakoś jednak dałam się posadzić przy długim,
niskim, drewnianym stole znajdującym się w drugiej części pomieszczenia, który
na zawołanie swojego Króla gnomy szybko zastawiły jedzeniem. Byłam potwornie
głodna, a jednak nie mogłam się zmusić, by wziąć do ust cokolwiek z mięs i
chleba, które pojawiły się na stole. Siedziałam jak na szpilkach i czekałam.
Czekałam, aż Król Gnomów wreszcie zdecyduje się coś powiedzieć.
On jednak wystawił moją próbę na cierpliwość,
każąc najpierw wszystkim się posilić. Bardzo chciał wyjść na dobrego
gospodarza, przynajmniej takie miałam wrażenie. W końcu otarł twarz, podniósł
na mnie wzrok i powiedział:
– Jak bardzo zależy wam na waszym przyjacielu, Dorothy?
– Bardzo – zapewniłam go oszczędnie. – W ogóle
nie rozumiem, co to za pytanie. Po prostu proszę nam powiedzieć, co mamy
zrobić, żeby go odzyskać.
– Nic takiego – odparł Król podejrzanie
spokojnie, nadal przyglądając mi się uważnie. Wzmogłam jeszcze czujność, bo
miałam dziwne wrażenie, że ten człowiek coś knuł. Coś, co mogło mi się nie
spodobać. – Posłuchaj mnie uważnie, Dorothy. Uczciwie kupiłem tego waszego
przyjaciela. Nie co dzień zdarza się taka okazja jak człowiek, który spadł z
nieba…
– Jack nie jest rzeczą. Nie można go tak po
prostu kupić – zaprotestowałam, wchodząc mu w słowo, na co Nick syknął na mnie.
Zignorowałam go jednak.
– Nie wiem, skąd pochodzisz, Dorothy, ale tam
najwyraźniej panują inne zasady niż tu – odpowiedział za to Król Gnomów
spokojnie. – Tak jak mówiłem, kupiłem go uczciwie. Jestem jednak w stanie
zwrócić mu wolność i pozwolić wam z nim odejść.
Gdzieś tu jest haczyk, pomyślałam, bo wszystko
to coraz bardziej mi się nie podobało. Król Gnomów był zbyt gładki, zbyt
wygadany, za dobrze wiedział, co robił. Nie na to miałam nadzieję, kiedy się do
niego wybierałam. Ludzie w Oz w większości tak się nie wysławiali, nie
kombinowali tyle. Król natomiast brzmiał zupełnie…
Brzmiał zupełnie jak człowiek z Ziemi.
Było coś w sposobie jego artykulacji,
gestykulacji, co budziło we mnie niejasne podejrzenia. Może nie było dużych
różnic między ludźmi z Ziemi i z Oz, ale łatwo po słowach było poznać, kto
pochodziło z którego świata. Przynajmniej mnie się tak wydawało.
– Bardzo dziękujemy – odezwał się w końcu Nick,
który najwyraźniej jako jedyny miał dość odwagi, by rozmawiać z Królem Gnomów.
Oczywiście oprócz mnie. Ale moja odwaga wynikała najpewniej z faktu, że
najmniej o tym człowieku wiedziałam. – Będziemy naprawdę bardzo panu wdzięczni…
– Jeśli tylko będziecie w stanie go wydostać –
dokończył Król Gnomów, przerywając Nickowi w połowie zdania. Ten rzucił mi
niepewne spojrzenie. Zabawne, chyba nigdy wcześniej nie widziałam Nicka tak
niepewnego. Król Gnomów naprawdę był onieśmielający, to widziałam nawet ja. I z
trudem zachowywałam spokój.
– Wydostać? – powtórzyłam, nie zwracając uwagi
na kolejne potrawy, które pojawiały się co chwila na stole. Tylko Król Gnomów
nie krępował się i obficie nakładał sobie jedzenia. Ale cóż w tym dziwnego, on
był u siebie.
– Nie jecie? Jedzcie, jedzcie, moje gnomy robią
naprawdę pyszne jedzenie – powiedział, wymachując na nas widelcem. Oczywiście,
że zauważył, jak bardzo wszyscy czuliśmy się skrępowani przy tym stole. On
tymczasem nie widział żadnego problemu i zachowywał się całkiem spokojnie.
Uśmiechnął się nawet jowialnie, gdy kilku marynarzy Noah dość niemrawo zaczęło
nakładać sobie jedzenie. Dopiero potem, całkowicie rozluźniony, wrócił do
tematu. Najwyraźniej dobrze się bawił. – Tak, Dorothy, wydostać. Widzisz, moi
goście, tacy jak Jack, których miałem okazję kupić, zawsze dostają szansę, żeby
samemu się stąd wydostać. Tak na wszelki wypadek, gdyby nie chcieli nadużywać
mojej gościnności. Ale to nie jest… proste. Mało komu się udaje. Także jeśli
chcecie znaleźć Jacka, musicie sami poszukać go za tymi drzwiami.
Ręką wskazał na ścianę, przy której stał tron,
tylko bardziej po lewej stronie. Częściowo nim zasłonięte znajdowały się tam
drzwi, wysokie jak cała sala, ale pojedyncze, dosyć wąskie, zdobione w jakieś
skomplikowane ornamenty. Kolor miały prawie taki sam jak ściany ze skał,
dlatego w pierwszej chwili ich nie zauważyłam.
Na widok tych drzwi poczułam jakiś dziwny, irracjonalny
niepokój.
– Co jest za tymi drzwiami? – zapytał Nick,
któremu też daleko było do spokoju. Król Gnomów przełknął ostatni kęs czegoś,
co wyglądało na pieczonego kurczaka, po czym oblizał palce i wzruszył
ramionami.
– Dom dla moich gości. Wszyscy, którymi się
jeszcze nie znudziłem, tam są.
Wymieniłam z Nickiem porozumiewawcze spojrzenia.
Zdecydowanie był w tym jakiś haczyk. Coraz bardziej nie podobał mi się spokój i
dobry humor Króla Gnomów. Być może był szczery i faktycznie tak zawsze się
zachowywał, pewnie. Ale nie wierzyłam, żeby te wszystkie plotki na jego temat
wzięły się znikąd. Coś musiało w tym być.
Obawiałam się, że póki nie dowiemy się, co
dokładnie, możemy na tym tylko stracić, działając na ślepo.
– Więc czego dokładnie od nas oczekujesz? –
zapytałam; mój talerz nadal był pusty i nie zamierzałam tego zmieniać, chociaż
byłam głodna. Prawdę mówiąc, byłam okropnie głodna.
– Tylko tyle. Wybacz, Dorothy, ale gdybym
powiedział wam wszystko, jaką miałbym z tego zabawę? Musicie iść i sami się
przekonać. Chyba że tchórzycie. Audentes Fortuna iuvat.
Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden
dźwięk. No jasne, oczywiście musiałam mieć rację!
– Że co? – wyrwało się Nickowi, mnie natomiast
wyrwało się po nim, zanim zdążyłam się zastanowić, czy powinnam to mówić:
– Fortuna sprzyja odważnym.
– Po jakiemu to? – zainteresowała się Octavia,
nachylając się ku mnie i szepcząc mi do ucha, żeby przypadkiem nikt poza mną
nie usłyszał, zwłaszcza Król Gnomów. Pokręciłam głową.
– Później ci wytłumaczę.
– Więc jak będzie? – zapytał Król Gnomów,
udając, że nie dosłyszał mojej uwagi. Wiedziałam jednak doskonale, że usłyszał.
Powiedziało mi to uważne spojrzenie, które mi rzucił, zanim się odezwał. –
Ryzykujecie i idziecie czy nie?
– Możemy iść razem? – Nick najwyraźniej miał już
swój własny plan. Nie byłam co do niego pewna,
bo rosło we mnie przekonanie, że Król Gnomów chciał nas wpakować w
wielką pułapkę, nie potrafiłam jednak zaprotestować. Chodziło przecież o Jacka.
Nasz gospodarz udał, że się zastanawia.
– Pewnie – odparł w końcu, machając lekceważąco
ręką. – Co mi tam. Możecie iść wszyscy razem.
– Świetnie – podjął Nick, po czym zwrócił się do
mnie. – Dorothy, ty i Octavia zostaniecie tutaj…
– Nie ma mowy – zaprotestowałyśmy obydwie
wyjątkowo zgodnie. Nick westchnął niecierpliwie.
– Czy chociaż raz mogłabyś się ze mną nie
kłócić? A ty jej przytakiwać? – Pierwsze słowa skierował do mnie, a drugie
oczywiście do Octavii. Ta natychmiast umilkła, urażona. – Obiecałem twojej
mamie, że dowiozę cię całą i zdrową do Oz, a z całym szacunkiem dla Króla
Gnomów, nie wiemy, co czeka nas za tymi drzwiami. Nie zabiorę cię tam, nie
wiedząc, co może się tam na nas czaić. Nawet o tym nie myśl, bo w tym przypadku
nie zamierzam ustąpić. Po prostu nie ma takiej opcji, kochanie, i nie mamy o
czym dyskutować. Pójdziemy uratować Jacka. Wy dwie zostaniecie tutaj i
poczekacie na nas grzecznie.
Miałam ogromną ochotę zaprotestować, gdy
usłyszałam tę idiotyczną przemowę. Nie do takich zachowań przyzwyczaił mnie mój
postfeministyczny świat. Potem jednak zrozumiałam, że Nick zwyczajnie próbował
mnie chronić. Nieważne, czy obiecał to mojej mamie, czy po prostu sam z siebie
się o mnie troszczył, po prostu nie chciał, żeby stało mi się coś złego. Do
tego stopnia, że był skłonny pójść tam za mnie, chociaż to ja chciałam ratować
Jacka. Jak mogłam zacząć się z nim w takiej chwili o to kłócić?
– Nie ma mowy! – pisnęła Octavia, najwyraźniej
nie dochodząc do moich wniosków. Westchnęłam i wywróciłam oczami.
– Daj spokój, Octavia. Nick chce nas tylko
chronić. Jeśli chcą, niech idą, ja ich nie będę zatrzymywać.
– No wiesz! I ty to mówisz? Nie ma mowy, ja idę
z nimi! – No proszę, nie wiedziałam, że Octavia miała taki buntowniczy
charakter. Nick chyba też nie, sądząc po jego zdziwionym spojrzeniu. – A ty
rób, co chcesz…!
– Nie, nie idziesz – odpowiedziałam stanowczo,
tonem tak pewnym siebie, jak tylko w tych okolicznościach udało mi się z siebie
wydobyć. – Zostajesz tu ze mną. Oni poradzą sobie sami, nie potrzebują
dodatkowego rozproszenia, gdy będą się nami martwić. Zostaniemy tutaj, a oni
pójdą uratować Jacka.
Octavia przez chwilę patrzyła na mnie z niezadowoleniem
i buntem palącym się w jej niebieskich oczach, na szczęście po chwili, gdy nie
wycofałam swoich słów, oklapła trochę i niechętnie skinęła głową. I dobrze. W
zasadzie Nick miał rację, nie chciałam więcej jej narażać, a żeby uchronić ją
od niebezpieczeństwa, musiałam zostać z nią. Wystarczyło, że raz byłam pewna,
że zginie. Nie zamierzałam tego powtarzać.
– Świetnie! – Król Gnomów klasnął w dłonie, po
czym zamachał nimi, wzywając swoją gnomią służbę. – Ja w międzyczasie zostanę
tutaj z paniami i utnę sobie z nimi przyjemną pogawędkę. Proszę się nie
martwić, będą pod dobrą opieką.
Wstałam od krzesła, by uściskać Nicka, który
razem z resztą mężczyzn zaczęli się zbierać. Coraz mniej mi się to wszystko
podobało.
– Może poczekajcie – szepnęłam mu, gdy mnie
objął. Po chwili odsunęłam się nieco, by spojrzeć mu w twarz. – Chociaż chwilę.
Spróbujmy dowiedzieć się czegoś więcej. Co tam jest, co możecie spotkać. Nie
idźcie tak w ciemno…
– To naprawdę słodkie, że tak się o mnie
martwisz, kochanie – przerwał mi Nick nieco protekcjonalnie, z szerokim
uśmiechem. – Ale spokojnie, naprawdę nie masz się czego bać. Wrócimy raz dwa,
nawet się nie obejrzysz, a będziemy tu z
powrotem z twoim Jackiem. Poradzimy sobie, obiecuję.
Miałam wątpliwości, ale nie podzieliłam się nimi,
żeby nie obniżać morale załogi Noah. Ten ostatni pożegnał się ze mną mocnym
uściskiem dłoni, również obiecując, że sprowadzą z powrotem Jacka, a potem
wszyscy gęsiego przeszli przez drzwi, otwarte przez jednego z gnomich sług
Króla. Nie potrafiłam tego sensownie wyjaśnić, ale miałam naprawdę złe
przeczucia. Żeby się w nich upewnić i w razie czego pomóc Nickowi i reszcie,
mogłam jednak zrobić tylko jedno.
Jak najwięcej wyciągnąć z Króla Gnomów.
– Łacina, no proszę. – Gdy drzwi już zamknęły
się za ostatnim członkiem załogi Noah, zajęłam z powrotem miejsce przy stole i
jednak chwyciłam coś do jedzenia. Dokładnie była to jakaś słodka bułka,
ostatnia rzecz, której spodziewałabym się w tych podziemiach. – Gdzie jej
uczyli? W gnomiej podstawówce?
Król Gnomów rzucił mi rozbawione spojrzenie,
którego nie rozumiałam i nie chciałam rozumieć. Rozparł się wygodniej na
krześle, chyba jeszcze bardziej odprężony niż wcześniej. Ten człowiek
zdecydowanie coś kombinował. Inaczej przecież nie byłby taki zadowolony z
siebie.
– No proszę, coś takiego – mruknął z
rozbawieniem, sięgając po puchar z czerwonym winem. Coraz bardziej zachodziłam
w głowę, jak w tych podziemiach organizowali mu takie jedzenie i napoje. – Nie
sądziłem, że właśnie tutaj spotkam kogoś z mojej rodzimej krainy. Jak się tutaj
znalazłaś, Dorothy?
– Przypadkiem – odparłam całkiem szczerze. – Tym
samym tornadem, które z Ziemi przywiało tutaj Jacka. Ty jesteś zdecydowanie
ciekawszym przypadkiem. Jak facet z Ziemi został Królem Gnomów w tej dziwnej,
odległej krainie?
Król Gnomów zrobił oszczędny ruch ręką, po
którym w dłoni zmaterializowało mu się niewielkie lusterko w srebrnej, ozdobnej
ramie. Przejrzał się w nim, uśmiechnął do siebie lekko, pod nosem, a dopiero
potem odpowiedział.
– Nie wiesz, że ludzie pochodzący z Ziemi, tacy
jak my, mają tutaj więcej magii niż ci, którzy urodzili się w Oz czy w Iw, czy
jakiekolwiek innej krainie, w której można używać magii? – odpowiedział z
rozbawieniem, nadal spoglądając w lusterko. Ciekawe, co tam widział? Bo że nie
własne odbicie, tego byłam więcej niż pewna.
Zmarszczyłam brwi.
– To bzdura. Ilu oprócz siebie znasz ludzi z
Ziemi, którzy tu okazali się mieć dużo magii? – Posłałam Octavii ostrzegawcze
spojrzenie, gdy zerknęła na mnie ze zdziwieniem. Wcale nie chciałam, by Król Gnomów
dowiedział się, że sama władałam magią. Zawsze była to przewaga, którą potem
mogłam wykorzystać.
– Wszystkich. – Spojrzał na mnie wreszcie znad
lusterka; w jego oczach nadal czaiło się rozbawienie, które równocześnie kazało
mi przypuszczać, że Król Gnomów dobrze się bawił, i sprawiało, że czułam się
bardzo niepewnie. Jakby wiedział coś, czego ja nie wiedziałam. – Wszystkie
cztery Czarownice z Oz tak naprawdę pochodziły z Ziemi, podobnie jak pierwszy
Czarnoksiężnik i jego następcy. Po prostu tak jest, Dorothy. Na Ziemi ludzie
rodzą się z większą mocą, ale tam nie mogą jej użyć. Dopiero tutaj. Tak się
składa, że moja matka pochodziła stąd. Przypadkiem trafiła na Ziemię i tam
ułożyła sobie życie. Opowiadała mi jednak bajki o krainie, z której pochodziła,
i zawsze chciałem tam wrócić. Podejrzewałem, że podobnie jak ona mam magię i
będę mógł ją wykorzystać, gdy tu trafię. Niestety Iw pod tym względem jest
dość… rygorystyczne. Nauczyłem się więc żyć tutaj. To całkiem przyjemne
miejsce, biorąc pod uwagę, ile można tu zdziałać.
– Czy to prawda, że gościsz tu też… rodzinę
królewską? – Octavia zająknęła się w połowie pytania, udało jej się jednak
dokończyć je bez zakrztuszenia się. Byłam z niej dumna. Król Gnomów z namysłem
skinął głową.
– Owszem, w tym samym miejscu, co waszego Jacka.
Również i oni zostali mi uczciwe sprzedani przez króla Iw. To tchórzliwy
człowieczek, swoją drogą. Miałyście okazję go poznać?
Zignorowałam jego ostatnie słowa, podobnie jak
kwestię magii – to pierwsze kompletnie mnie nie obchodziło, a tym drugim w
ogóle nie zamierzałam się martwić, jako że nie miałam na to żadnego wpływu.
Zamiast tego postanowiłam zadać własne pytanie.
– Co tak naprawdę jest w tym pokoju, do którego
wysłałeś naszych przyjaciół?
Uśmiech Króla Gnomów stał się jeszcze szerszy.
Tak, oficjalnie już mi się to nie podobało.
– Moje zabawki – odparł spokojnie, znowu
spoglądając w lusterko. Zaśmiał się, jakby zobaczył tam coś zabawnego, po czym
pokręcił głową. – Ale nie skłamałem, wasz Jack też tam jest. Rzecz w tym… że
jeszcze nikomu nie udało się wyjść stamtąd żywym.
Poczułam się tak, jakby ktoś walnął mnie obuchem
w głowę. O czym ten człowiek w ogóle mówił i na co właściwie się zgodziłam?
Przecież nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby oni wszyscy zginęli przeze mnie –
bo to przecież ja chciałam iść do Króla Gnomów, żeby uwolnić Jacka…! Ale nie.
On na pewno blefował.
– Co masz na myśli? – Octavia po raz pierwszy
zwróciła się bezpośrednio do Króla, nieco drżącym głosem. – Dlaczego mają nie
wyjść stamtąd żywi?
– Bo wkrótce zamienią się w kolejne okazy mojej
kolekcji. Tak naprawdę mówiąc – Król z zadowoleniem uderzył się w kolano –
część z nich już się nią stała. Pozostało jeszcze jakieś pięć… nie, cztery
osoby.
Dopiero wtedy zrozumiałam. Trudno było tego nie
pojąć, widząc, że Król mówił to z takim przekonaniem, równocześnie patrząc w
trzymane w dłoni lusterko. Praktycznie nie odrywał już od niego wzroku.
– Widzisz to w lustrze – domyśliłam się. – To
jakaś magiczna sztuczka, tak? Masz podgląd na to, co się tam dzieje…!
– A i owszem – przyznał z rozbawieniem. – I
muszę wam powiedzieć, że to bardzo ciekawe rzeczy.
Octavia zerwała się z krzesła, żeby do niego
podbiec – i pewnie wyrwać mu lusterko z ręki – ale Król od niechcenia zrobił
jeden ruch ręką i dziewczyna poleciała do tyłu niczym szmaciana lalka, aż
zatrzymała się na powrót na tym krześle, z którego wstała. Położyłam ręce na
oparciach krzesła i zebrałam się w sobie, żeby też wstać, ale właśnie wtedy
Król rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie i jednak pozostałam na miejscu, chociaż
wiedziałam, że jego zaklęcia by na mnie nie zadziałały. W końcu nadal broniło
mnie zaklęcie mamy. Nie chciałam jednak, żeby Król jakiegoś na mnie użył i się
o tym dowiedział.
– Wasi przyjaciele wkrótce będą martwi –
wycedził, co sprawiło, że serce zaczęło mi się boleśnie tłuc w piersi. Nie, to
nie mogła być prawda, to przecież nie mogło być tak, jak mówił! – A wy… macie
wybór. Możecie podążyć za nimi, obowiązują te same reguły. Albo dołączyć do
mojej służby. Ładne dziewczęta, które nie są gnomami, zawsze się przydadzą.
– Ty… wysłałeś ich na śmierć. Prosto w pułapkę –
wydusiłam z siebie z trudem. Król wstał z krzesła i machnął lekceważąco wolną
ręką, równocześnie w drugiej wciąż trzymając lusterko, w które popatrywał
ukradkiem.
– Nie bądź wobec mnie taka surowa, Dorothy. W
końcu byłem szczery. Jack naprawdę tam jest i twoi przyjaciele teoretycznie
mogliby go uwolnić. Jeśli tylko uda im się z nim wyjść, możecie wszyscy odejść
wolno. Ja zawsze dotrzymuję obietnic. Problem w tym, czy im się to uda. Nikomu
się jeszcze nie udało.
– Co tam jest?
– Ach, zepsułbym wam zabawę, gdybym wam teraz
powiedział, prawda? Jeśli zdecydujecie się na służbę u mnie zamiast wejścia
tam, wtedy wam zdradzę. – Puścił do mnie oko. Naprawdę puścił do mnie oko! Ten facet był nienormalny.
Jedno mnie tylko nie dziwiło. To, że był z
Ziemi. Chyba nikt z Oz nie potrafiłby wymyślić czegoś podobnego i nie
zachowywałby się w podobny sposób. Tylko na Ziemi widziałam takich ludzi.
Społeczeństwo nazywało ich socjopatami.
Octavia rzuciła mi pytające spojrzenie w stylu
„Co robimy?!”, ale naprawdę nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Milczałam,
próbując uspokoić oddech i przekonać samą siebie, że wszystko będzie w
porządku; Octavię spróbowałam z kolei uspokoić pewnym siebie spojrzeniem, żeby
przekonać ją, że miałam wszystko pod kontrolą, ale średnio mi to wyszło. Może
dlatego, że nic nie miałam pod kontrolą i ciężko szło mi udawanie, że było
inaczej.
Król Gnomów też przez chwilę milczał,
przechadzając się po sali i wpatrując w swoje lusterko; co chwila wybuchał
śmiechem, jakby na podglądzie zobaczył jakiś dobry dowcip. Miałam już jednak
jak najgorsze przeczucia i wydawało mi się, że wiedziałam, co go tak bawiło.
Śmierć moich przyjaciół.
Czy to było możliwe, że posłał ich wszystkich na
śmierć? Naprawdę możliwe? Przecież mieli broń. Potrafili walczyć, potrafili
odeprzeć atak, potrafili się bronić. A przede wszystkim potrafili myśleć nad
tym, jak wyjść cało z trudnej sytuacji. Nie wierzyłam, by mogli…
– No i proszę. Ostatnia osoba właśnie odpadła. –
W moje myśli wdarł się uradowany głos Króla Gnomów. – Najdłużej wytrzymał ten
wasz Nick, który całkiem odważnie ze mną rozmawiał. No, ale w końcu i on nie
mógł dać rady. To co, dziewczyny? Jaka wasza decyzja? Zostajecie ze mną?
Spojrzałam na Króla z obrzydzeniem. Musiałby mi
wcześniej zrobić lobotomię mózgu. Nawet jeśli pchałam się na pewną śmierć, nie
było innej opcji.
– Ja idę – oświadczyłam stanowczo.
– Ja też – poparła mnie Octavia. – Jak zawsze
faceci robią za bohaterów, a kobiety muszą po nich naprawiać.
Król spojrzał na nas z rozczarowaniem. Chyba
naprawdę czekał na inną odpowiedź.
– A miałem nadzieję, że jeszcze sobie
porozmawiamy o Ziemi, Dorothy – mruknął, a potem machnął ręką. – No nic,
trudno, będą jeszcze inne Ziemianki, to na pewno. Zapraszam. To będzie dobra
zabawa, oglądać was w środku.
Nie miałam co do tego wątpliwości. Wstałam od
stołu i na ciężkich nogach podeszłam do drzwi, czując za sobą obecność Octavii.
Nawet nie protestowałam przeciwko jej obecności. To był jej wybór, co chciała
zrobić ze swoim życiem. W tamtej chwili nie mogłam nią dyrygować.
Nie miałam nawet żadnej broni, nie miałam nic.
Bałam się, że tym razem naprawdę szłam na pewną śmierć. Cokolwiek tam było –
jeśli rzeczywiście zabiło wszystkich moich przyjaciół, którzy przecież znali
się na walce – nie miałyśmy z tym szans. To jedno rozumiałam doskonale i chyba
dlatego tak bardzo szumiało mi w uszach, kiedy służący Króla ponownie
przydreptali, by otworzyć nam drzwi.
– Powodzenia – powiedział jeszcze Król na
odchodnym. – Naprawdę się wam przyda.
Och, w to nie wątpiłam. Wątpiłam za to, czy
życzenia od niego miały jakąkolwiek moc sprawczą.
Weszłyśmy do środka i po chwili usłyszałam
trzask zamykanych za nami drzwi. Dopiero wtedy odważyłam się rozejrzeć po
ciemnym, ponurym wnętrzu, w którym się znalazłyśmy.
Odetchnęłam stęchłym powietrzem i spojrzałam
dookoła. Znajdowałyśmy się w połowie czegoś w rodzaju długiego, wąskiego
korytarza, w którym w dość przypadkowych
miejscach porozstawiano różne sporych rozmiarów kamienne figury. W
pomieszczeniu nie było okien, za to na kamiennych ścianach wisiały lustra,
jedno za drugim, naprzeciwko siebie, w rządku od jednego końca korytarza do
drugiego. Nie widziałam w nich jednak odbicia tego wąskiego pomieszczenia, ale…
twarz Króla na tle stojącego w sali, którą dopiero co opuściłyśmy, tronu. A
więc to w ten sposób Król Gnomów wiedział, co działo się w środku. Przez
zaczarowane lustra.
Zrobiłam ostrożnie krok do przodu; obcasy
zastukały na posadzce i po całym pomieszczeniu poniosło się echo. Korytarz był
naprawdę duży: spoglądałam w obydwie jego strony, ale nigdzie nie widziałam
końca, a sklepienie zawieszone było wysoko nad nami. Poczułam pod butami jakiś
gruz albo niewielkie kawałki kamienia, gdy zrobiłam kolejny ostrożny krok do
przodu, cały czas nasłuchując niebezpieczeństwa. Poradzisz sobie, przekonywałam
samą siebie. W końcu nawet jeśli nie masz broni, masz swoją magię, a to chyba
najlepszy moment, by pokazać Królowi, że nie tylko on przybył z Ziemi z magią.
A potem stanęłam wreszcie obok pierwszej z
brzegu kamiennej figury i zamarłam, poznając jej ją. To był jeden z marynarzy
Noah, miał te same przydługie, nigdy nieczesane włosy, dziecięce rysy twarzy –
w końcu chłopak miał dopiero siedemnaście lat – zadarty nos i nawet te same
zniszczone ubrania, choć oczywiście wszystko pozbawione było koloru. Chłopak w
ręce trzymał miecz, a twarz wykrzywiał mu strach.
To nie było możliwe. A jednak właśnie przede mną
stało.
Raz jeszcze rozejrzałam się dookoła. W komnacie
pełno było takich starych rzeźb. Nic dziwnego, pomyślałam. W końcu facet
pochodził z Ziemi i znał łacinę.
– Co to za rzeźby? – zapytała ze zdziwieniem
Octavia, najwyraźniej również rozpoznając marynarza. Powoli pokręciłam głową.
– To nie rzeźby, Octavia – odpowiedziałam
powoli. – To ludzie. Zamienieni w kamień.
Zabawką Króla Gnomów najwyraźniej była meduza.
Ja też trzymam kciuki za Ciebie i powrót chęci do pisania i blogowania, bo nie wyobrażam sobie, że to miejsce kiedyś opuścisz. Trzymaj się mocno <3
OdpowiedzUsuńPS. Z obszerniejszym komentarzem wpadnę wieczorem <3
Bardzo lubię motywy mitologiczne i pomysł z meduzą jest świetny. Nie spodziewałam się, że Król może mieć taką zabawkę, ale to tylko potwierdza jak bardzo pokręceni są ludzi z Ziemi. Ma nieźle w czubie i jeszcze jest bardzo zadowolony z tego, co się dzieje w tym pomieszczeniu. Może jest degeneratem, byłym więźniem, który uciekając z więzienia przez przypadek znalazł się w Iw? To wyjaśniałoby jego chore zapędy.
UsuńWierzę w to, że Dee uratuje Jacka i całą resztę, bo nie wierzę w to, że tak po prostu zostaną kamiennymi figurami. Wiem, że nie zostawi tak Nicka i Noah i resztę. Na pewno jest na to sposób, w końcu sam Król Gnomonów powiedział, że jeśli im się uda, to wypuści ich wszystkich wolno. Nie wyobrażam sobie, że Nick mógłby już na zawsze zostać kamienną figurą. Przecież miał pomóc w ocaleniu Oz! :) Co prawda nie wiem, czego spodziewać się po tym Królu, bo w sumie, dlaczego miałabym uwierzyć w to, że ich wypuści, jeśli pokonają meduzę? Będę ostrożna z tą wiarą xD
Tiaa, trochę mi zeszło nim udało mi się napisać komentarz xd Mam jednak nadzieję, że Tobie wraca chęć do pisania i blogowania, choć nie jestem pewna, bo milczysz. Mam nadzieję, że odezwiesz się do mnie wkrótce na gg;)
Pozdrawiam i życzę Ci powrotu chęci do pisania <3333
Dzięki:)
UsuńJa też je lubię;) tutaj wprawdzie niespecjalnie pasowało - w końcu to Iw - ale wystarczyło wspomnieć, że Król Gnomów pochodzi z Ziemi, i voila;) Myślę, że aż tak jego pochodzenia roztrząsać nie będę, ale to fajnie, że sobie to wyobrażasz;)
No skąd. Nie pozbyłabym się tak łatwo Nicka i Noah^^ a co do Króla Gnomów... No jest trochę pokręcony, to fakt, i na pewno nie zamierza ich wypuścić ot tak po pokonaniu meduzy - co nie znaczy, że nie jest to możliwe:)
Spoko, doskonale Cię rozumiem. Moja ostatnia nieobecność jest raczej spowodowana chorobą, więc nie ma się co przejmować - na pewno się odezwę;)
Dzięki i całuję! ;*
trochę się bałam, jak o 00:00 nie było jeszcze notki, ale na szczęście już jest :) Uwielbiam to opowiadanie. Trzymam kciukin z apowrót weny, nie widać tego w tekście, ale cóż, pisanie na siłę nie jest przyjemne. Rozdział jak zwykle świetny, a właściwie neawet bardziej niż zwykle, bo naprawdę mnie zaskocyzł. to, że król Gnomów, nie jest gnomem, nie zdziwiło mnie specjalnie, tak myślałam, że będize człowiekiem, choć z pewnością nie spodziewałam się, że starym i pochodzącym z ziemi. to, że będzie psychopatą, tak, to akurat podejrzewałam, chopć nie spodziewałam się, że takim...eee... zrównoważonym, zupełnie innym niż tchórzliwy władca Iw.Wydaje mi sie, że on uważa, że jeśli zdobędzie kogoś w legalny sposób, to ten ktoś automatycznie staje się nową zabawką, którą wpuszcza do tego strasznego świata. nie wiemn jednak., czy można powiedzieć, że się tam unmiera, skoro hipotetycznie jeśli ktoś by stamtąd wyszedł (tzn. jakby ktoś mu ponógł), to by odżył. to na pewno sprawka magii, jak zwykle. Ciekawe, czy król Gnoów czasami ożywia swoje ofiaryb z formy kamienia, bo chyba aż tylu więźniów to nie ma, a najwyraxniej bardzo lubi te dziwnego rodzaju tortury., Cóz, jeśli Dorothy nie użyje magii, nie widzę dobrego zakońćzenia wejścia do jaskini lwa. Kamienne serce... ciekawe, czy chodzi o serce Jacka? a może np. okaże się,m że to właśnie takie serce ma krol Gnomów i dlatego jest taki rąbnięty, i może jak Dorothy mu je zdobędzie, to wypusci jej przyjaciól (tylko dlaczego potrzebowałby jej pomocy)?? nie wiem, wyobraźnia mnie trochę poniiosła chyba, ale to Ty jesteś mistrzem pomysłów ) zazroszczę Ci umiejętnosći tworzenia świata fantastycznego i świetnych, niebanalnych pomysłów, które zawsze łąćzą się w logiczną całosć, a jednoczęśnie nigdy nie przestają zaskakiwać. zapraszam na nowość na zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuńTrochę mi się w piątek zapomniało o blogu, to fakt;) ale spokojnie, tak łatwo się nie poddam, na pewno dam Wam poznać zakończenie tej historii:) No, to właśnie w nim jest najlepsze, że jest spokojny i zrównoważony, a przez to zapewne także bardziej niebezpieczny. I przez swoją magię uważa, że wszystko mu wolno. Dorothy... w zasadzie nie użyje magii, ale będzie coś magicznego, co jej pomoże, owszem;) zdecydowanie chodzi o serce Jacka;)
UsuńNaprawdę cieszę się z takiej opinii i bardzo za nią dziękuję. Dużo to dla mnie znaczy, zwłaszcza że przy tym tekście wylazły moje skłonności do analizowania i łączenia w całość dosłownie wszystkiego, jak i dodawania w nieskończoność kolejnych wątków;)
Całuję!
Zwykle staram się jechać po kolei, ale dziś zacznę od końcówki:
OdpowiedzUsuńOMG! Serio - Gorgona?! Zupełnie mnie zaskoczyłaś! Super pomysł! Ale skoro Gorgona jest częścią mitycznej Grecji to skąd właściwie wzięła się w Iw? Kolejny świat równoległy, czy za mocno kombinuję? :D
Król Gnomów socjopatą z Ziemi - kolejne zaskoczenie. Także to, że ludzie urodzeni na Ziemi mają więcej magii niż mieszkańcy magicznych krain. Choć to w sumie słuszna koncepcja, bo gdyby każdy mieszkaniec Oz, Iw, itd. miał magię nie byłaby ona niczym szczególnym. Wracając do Króla Gnomów, postać fajnie pomyślana - bardzo lubię, kiedy czarny charakter oprócz okrucieństwa wykazuje się choćby odrobiną cwaniactwa i nie jest zbyt łatwy do przejrzenia lub zmanipulowania ;)
Ogólnie rozdział świetny, ale teraz sobie trochę ponarzekam:
Dlaczego uśmierciłaś Nicka i Noah? ;( Bez pierwszego będzie strasznie smutno, a bez drugiego Dorothy nie wróci zbyt szybko do Oz.
I ostatnia sprawa: Czy Jacka spotkał ten sam los co Nicka? To o jego kamiennym sercu mowa w następny tytule? Mam nadzieję, że nawet jeśli tak to znalazłaś furtkę, by móc go przywrócić z powrotem.
Pozdrawiam,
Ruda.
PS Na brak chęci do pisania nie mogę nic poradzić. Mogę jedynie zapewnić, że z niecierpliwością czekam na każdy kolejny rozdział i trzymam kciuki razem z Tobą (podejrzewam, że jak wszyscy Twoi czytelnicy ;))
Cieszym się:) nie, to po prostu kwestia tego, że Król Gnomów ma magię i jest z Ziemi - mógł sobie w Iw stworzyć, co tylko chciał, padło na Gorgonę - po jego znajomości łaciny widać, że starożytna kultura go fascynuje;)
UsuńBezmyślne czarne charaktery są do kitu. Trzeba mieć w sobie odrobinę sprytu, żeby było z kim walczyć - tak jak z Clarissą;)
Spokojnie, Nick i Noah bynajmniej nie zginęli, nie pozbyłabym się ich tak łatwo;) i owszem - chodzi o kamienne serce Jacka;>
Dziękuję bardzo i całuję!