Bez wahania objęłam Nicka, nie okazując po sobie
rozczarowania. Ostatecznie spodziewałam się kogoś innego. Musiałam jednak
przyznać, że było to dość przyjemne rozczarowanie. Prawdę mówiąc, kiedy
żegnałam Nicka w krainie Kwadlingów, miałam przeczucie, że jeszcze się kiedyś
spotkamy, nie sądziłam jednak, że nastąpi to w takich okolicznościach.
Zaskoczył mnie, to fakt. No i zupełnie nie rozumiałam, skąd właściwie wziął się
w krainie Iw.
Za sobą usłyszałam lekkie kroki, domyśliłam się
bez pudła, że to zaciekawiona Octavia przydreptała za mną do salonu. „Salon”,
swoją drogą, świetnie reprezentował cały pałac króla Irvinga: wielki, o wysokim
sklepieniu, wielu złotych ornamentach na ścianach i suficie i wyszukanych
meblach, stojących po kątach. Niedaleko jednego z takich mebli właśnie –
niewielkiej, filigranowej, dwuosobowej sofy o czerwonym obiciu i złotych
okuciach tworzących skomplikowane wzory – przywitałam się z Nickiem.
Dlaczego to miejsce nazywano „salonem”, nie
miałam pojęcia. Z braku lepszego określenia czy po prostu dlatego, że i tak
było najmniej wytwornym pokojem w całym pałacu?
Odsunęłam się i odwróciłam do wchodzącej właśnie
do pomieszczenia Octavii. Wyglądała na nieco onieśmieloną, ale z wyraźnym
zaciekawieniem popatrywała na Nicka, który uśmiechnął się do dziewczyny
oszczędnie. Skoro już i tak weszła, gestem przywołałam ją bliżej i dokonałam
prezentacji.
– Nick, to jest Octavia, zajmuje się mną tutaj,
w pałacu. – Przez gardło nie przeszło mi ani słowo „służąca”, ani „pokojówka”.
Octavia dla mnie nigdy nią nie była. – A to jest Nicholas, mój przyjaciel.
– Nicholas? – zapytała zdziwiona Octavia. – Ale
myślałam, że…
– Nie, to nie jest Jack – przerwałam jej szybko,
obawiając się, że Nick domyśli się, że miałam nadzieję ujrzeć kogoś innego. –
Ale Nick też uratował mi ze dwa razy życie.
Uścisnęli sobie ręce, a ja z zainteresowaniem
przyglądałam się Octavii. Wyglądała skromnie, jak zwykle, w tym szarym stroju
pokojówki nie mogła wyglądać inaczej; jasne włosy miała schludnie ułożone w
warkocz biegnący wokół głowy, a sukienka, choć dopasowana i pokazująca jej
figurę, nie odsłaniała ani dekoltu, ani nóg, ani w zasadzie niczego. A jednak
było w niej coś interesującego. Chyba chodziło o ten błysk w oczach i ładny,
trochę zakłopotany uśmiech, którym obdarzyła Nicka. Dziwne, przy mnie nigdy nie
była tak nieśmiała.
A potem wreszcie zaskoczyłam. Octavii nie
przeszkadzała blizna Nicka, bo najwyraźniej jej się podobał. Dlatego
powiedziała o nim, że jest przystojny, a potem szybko zaczęła się
usprawiedliwiać! I dlatego zachowywała się tak powściągliwie!
Czułam się tak, jakbym odkryła jakąś wielką
tajemnicę wszechświata, ale w zasadzie nie było w tym nic dziwnego, skoro
zazwyczaj byłam beznadziejna w okazywaniu uczuć i empatia też nie należała do
moich najsilniejszych stron. Zaraz jednak udało mi się wrócić do rzeczywistości
i zająć się ważniejszymi tematami niż roztrząsanie uczuć Octavii; kiedy więc w
końcu się przywitali, zapytałam pospiesznie:
– Nie bardzo rozumiem, co miałeś na myśli,
mówiąc, że przybyłeś mnie uratować. Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
Nick spojrzał pytająco na Octavię, a ja wahałam
się przez chwilę. Ostatecznie nie powiedziałam jej wszystkiego. Doszłam jednak
do wniosku, że chyba sobie w razie czego z nią poradzę, i kiwnęłam głową.
– Kiedy zniknęliście z Jackiem, Clarissa
powiedziała wszystkim, że zginęliście, ale twoja matka w to nie uwierzyła –
wyjaśnił, siadając niepewnie na sofce; nie dziwiłam się jego niepewności, w
końcu wyglądała, jakby miała się pod nim zarwać. Octavia przysiadła na fotelu
naprzeciwko, nadal wpatrując się w Nicka z ciekawością, a ja oparłam się tylko
biodrem o boczne oparcie sofy. – Ponieważ nie mogła was wyczuć, a wiedziała, że
miałaś połówkę klucza, dodała dwa do dwóch i uznała, że trafiliście na Ziemię.
Prawdę mówiąc, miała chyba nadzieję, że tam już zostaniecie. Ponieważ udało jej
się uciec z Emerald City, ale nie wydostała twojego ojca, postanowiła zebrać
swoją własną armię i wykurzyć Clarissę. Gdy się o tym dowiedziałem, oczywiście
dołączyłem.
– Oczywiście? To wcale nie jest dla mnie takie
oczywiste – prychnęłam, nie przejmując się zagubieniem Octavii. Nic dziwnego,
musiała nie mieć pojęcia, o czym Nick mówił. – Kiedy cię poznałam, nie miałeś
pojęcia o sytuacji w Oz i wcale cię to nie obchodziło.
– I w zasadzie dalej mnie nie obchodzi. –
Wzruszył ramionami, uśmiechając się rozbrajająco. – Ale to twoja mama, więc
postanowiłem pomóc.
– To znaczy, chcesz mi wmówić, że włączyłeś się
do walki dla mnie? – prychnęłam z rozbawieniem. Kiwnął poważnie głową.
– Oczywiście, kochanie. Kiedy twoja mama
powiedziała, że prawdopodobnie przenieśliście się z Jackiem na Ziemię,
wiedziałem, że prędzej czy później wrócisz. Gloria mogła sobie mieć nadzieję,
że zostaniesz na Ziemi, ale przecież wiem, jaka jesteś uparta.
– Och, dziękuję – roześmiałam się. – Zawsze
można liczyć, że powiesz coś miłego.
– Chyba powinno ci wystarczyć, że tu jestem. – Nick
rozparł się wygodniej na sofie, zapewne zachęcony faktem, że od razu się nie
rozpadła. – Poza tym jest tu jeszcze ktoś, kogo podobno znasz. Noah.
– Noah? A co on tutaj robi?! – Jeśli to było
możliwe, uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Nick rozłożył ręce.
– A myślałaś, że jak tu trafiłem? Kiedy
przedostałaś się do krainy Iw, twoja mama odnalazła cię jakimś czarem. Statek
Noah akurat cumował w Mieście Portowym, więc przeniosła mnie tym swoim sygnetem
na Południe, gdy zgłosiłem się na ochotnika, by po ciebie jechać. Wystarczyły
dwa dni i proszę, jesteśmy, by cię uratować. Noah siedzi na statku w porcie, a
ja zszedłem na ląd, żeby o ciebie wypytać. Każdy w mieście słyszał, że
dziewczyna z Ziemi jest gościem w pałacu króla. Tylko ty mogłaś się tak
urządzić, żeby z miejsca trafić do pałacu!
– Przecież statek Noah pływa po rzece. Był w
stanie przepłynąć otwarte morze? – zdziwiłam się.
– Zrobiliśmy na szybko drobne poprawki i jak
widać, poradził sobie. Poradzi sobie też z powrotem. To kiedy wyruszamy do Oz?
Mamy złą Czarownicę do pokonania i Czarnoksiężnika do uratowania.
Kątem oka zauważyłam zmianę na twarzy Octavii;
przez krótką chwilę miałam wrażenie, że zobaczyłam na niej strach, ale to
szybko minęło, i Octavia znowu uśmiechała się lekko, z zaciekawieniem.
Zanotowałam to sobie jednak w pamięci, bo stanowczo musiałam potem zapytać, o
co chodziło.
Póki co jednak miałam inne sprawy na głowie.
– Mogłabym wyruszyć choćby dzisiaj, ale jest
jeden problem. Jack.
– No właśnie – podjął Nicholas, rozglądając się
dookoła, jakby spodziewał się, że Jack wyskoczy nagle zza którychś drzwi. –
Gdzie jest Jack?
– Nie mam pojęcia. Mieliśmy pewne… problemy z
powrotem – powiedziałam oględnie – i nie było go ze mną, gdy się obudziłam.
Podobno byłam w samochodzie sama, gdy trafiłam do Iw.
– Można by poprosić twoją matkę, żeby spróbowała
i jego zlokalizować – zafrasował się Nick. To od razu wydało mi się bardzo
skomplikowane; jak niby mieliśmy ją o to poprosić na odległość? To nie była Ziemia,
gdzie mogłam skontaktować się od razu z kimś będącym nawet na innym
kontynencie, po prostu do niego dzwoniąc!
– Zaczekajmy z tym – poprosiłam więc, w głowie
planując już kolejne posunięcia. – Miałam dzisiaj iść z Octavią do miasta,
popytać o Jacka. Może ktoś o nim słyszał, jeśli jakimś cudem i jemu udało się
trafić do Iw.
– To dobry pomysł – przyznał Nick, podnosząc się
z sofy. Milcząca cały czas Octavia poszła za jego przykładem, a ja pomyślałam,
że musiałam ją szybko złapać i porozmawiać, żeby coś jej wytłumaczyć. Musiała
mieć mętlik w głowie. – Wrócę teraz na statek, przekażę Noah, że cię znalazłem,
a ty zajrzyj do nas, gdy już skończycie swoje śledztwo w mieście. Zastanowimy
się wtedy wspólnie, co robić dalej.
Musiałam przyznać, że obecność Nicka bardzo
dobrze wpłynęła na moje morale. Czułam się o wiele lepiej, wiedząc, że nie
byłam już sama, że miałam przy sobie ludzi, którzy przybyli, by mi pomóc, i na
których mogłam polegać. Może i nadal nie byłam tam, gdzie być powinnam, nadal
miałam przed sobą długą drogę, ale przynajmniej nie musiałam już liczyć tylko
na siebie. To było naprawdę pocieszające. Jasne, nadal byłam samodzielną,
niezależną kobietą z Ziemi, ale mimo wszystko w takim miejscu pomoc mogła się
przydać.
– Bardzo się cieszę, że cię widzę, Nick –
powiedziałam na pożegnanie, przytulając go znowu. Nick uścisnął mnie mocno,
wyciskając mi powietrze z płuc. – Naprawdę. Dziękuję, że po mnie przypłynąłeś.
– Cała przyjemność po mojej stronie, księżniczko
– odpowiedział ciepło, w końcu mnie puszczając. Potem zwrócił się do milczącej
Octavii. – Miło było poznać, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
Chwilę później ostatecznie go pożegnałam, a
niemalże równocześnie burczenie w brzuchu uświadomiło mi, że nic tego ranka
jeszcze nie jadłam. Nie miałam ochoty na śniadanie w towarzystwie księżniczki
Yvette, postanowiłam więc poprosić Octavię o tacę do pokoju. Najpierw jednak
musiałam ją wydostać ze stanu odrętwienia, w jaki wprawiła ją nasza rozmowa.
Szła obok mnie w milczeniu z powrotem do mojej
sypialni, zastanawiając się nad czymś usilnie. Chciałam właśnie zagadnąć,
zapytać, co chodziło jej po głowie, kiedy wypaliła znienacka, zaskakując mnie
swoimi słowami:
– Czy Nick nazwał cię księżniczką, bo tak ma,
czy faktycznie nią jesteś?
***
Po śniadaniu Octavia załatwiła nam możliwość
wyjścia na miasto; ku mojemu zdziwieniu i irytacji towarzyszyć miał nam…
strażnik z pałacu.
– To nic takiego, tylko formalność – zapewniła
mnie pospiesznie Octavia, zarzucając mi na ramiona pelerynę. Naprawdę, jednego
w tym pałacu dla mnie nie brakowało: ubrań. – No wiesz… żeby nas nikt na
ulicach nie zaczepiał…
– Tak, jasne. Od początku tłumaczysz mi, co się
tu dzieje i nie owijasz niczego w bawełnę, to może nie będziesz zaczynać teraz,
co? – warknęłam, zdenerwowana. – Dla naszego bezpieczeństwa? To co wy tu macie
na ulicach, szalejące gangi rozbójników? Przecież to oczywiste, że król boi się
mnie gdziekolwiek puścić samą. Chce mnie mieć cały czas na oku, tak na wszelki
wypadek, jakbym jednak miała pokazać, że mam magię, tak?
– No wiesz… może i boi się, że znowu coś
wysadzisz w powietrze, tym razem w mieście – przyznała niepewnie Octavia, sama
również się ubierając. – Błagam, nie daj mu żadnych powodów, żeby zechciał cię
uwięzić na stałe. To naprawdę okropny człowiek, jeśli chodzi o to, jak traktuje
swoich poddanych, a przede wszystkim tych magicznych. Niedługo będziesz stąd
wyjeżdżać, więc wytrzymaj jeszcze trochę.
– Nie jestem idiotką, pewnie, że nie zrobię
niczego głupiego – mruknęłam, choć wcale nie byłam tego pewna. Wcale nie słynęłam
z tego, że zawsze postępowałam roztropnie i rozważnie. Wręcz przeciwnie, w
nerwach nie raz i nie dwa zdarzyło mi się coś zrobić kompletnie bez głowy. –
Denerwuje mnie tylko takie traktowanie. Chodźmy już, im szybciej pójdziemy, tym
szybciej będziemy to miały za sobą.
Wyszłyśmy na korytarz, gdzie czekał już na nas
strażnik. Jak w tej sytuacji miałam wyjaśnić wszystko Octavii, nie wiedziałam.
Nadal zastanawiałam się też, czy właściwie powinnam to robić, a jeśli tak, to
co jej powiedzieć. Na razie mogła się tylko domyślać, że moja matka miała
magię, walczyła z jakąś złą czarownicą i że znałyśmy Czarnoksiężnika. Co
jeszcze powinnam jej wyjaśnić? Ile zdradzić, a ile zachować dla siebie? I co z
nią w ogóle zrobić?
Po raz pierwszy udało mi się użyć głównego wyjścia
z pałacu. Uznałabym to nawet za zabawne, że będąc tam tyle czasu, nigdy
wcześniej z niego nie skorzystałam, gdyby nie fakt, że za bardzo mi to
przypominało, kim naprawdę byłam. Więźniem, nie gościem. Kimś, kogo należało
pilnować i trzymać blisko, żeby przekonać się, czy mógł być niebezpieczny.
Zastanawiałam się, co król Irving powie na moją podróż z powrotem do Oz. Nie
będzie mnie zatrzymywał, bo pozbędzie się w ten sposób kłopotu, czy raczej
odwrotnie? Będzie chciał ostatecznie się przekonać, czy mogłam dla niego
stanowić jakieś niebezpieczeństwo?
Pewnie niedługo miałam się o tym wszystkim
przekonać.
Główne wyjście prowadziło na wąski pas ogrodu
(dużo większy znajdował się z drugiej strony, za pałacem), przez który
prowadziła szeroka żwirowa ścieżka. To tam odkryłam, że strażnik na szczęście
trzymał się w pewnej odległości za nami, dając nam przynajmniej złudne poczucie
swobody. Ogród otaczał wysoki mur, dużo wyższy i masywniejszy niż ten wokół
pałacu Czarnoksiężnika w Emerald City, a w dodatku zakończony na górze ostrymi
kolcami.
– Król bardzo boi się napaści – wyjaśniła mi
konfidencjonalnie Octavia, pochylając się do mnie i zniżając głos. – Obawia
się, że prędzej czy później jego poddani spróbują się go pozbyć.
– Słusznie się obawia? – Zerknęłam na Octavię
kątem oka. Zaczynałam powoli rozumieć, jakim cudem miała takie informacje, o
których na pewno nie mówiło się w pałacu głośno. Wystarczyło jej byle co, jeśli
faktycznie potrafiła odczytywać ludzkie emocje. Nie była głupia, potrafiła
dodać dwa do dwóch, więc zapewne zbierała wszystko ze szczątków informacji.
– Może i tak. – Wzruszyła ramionami,
przeprowadzając mnie przez pilnowaną przez strażników bramę, wiodącą prosto do
miasta. – Wiesz, jacy są ludzie. Zniosą dużo, zwłaszcza jeśli się boją. Ale
nawet pies może cię ze strachu w końcu ugryźć.
Ulica, na której się znalazłyśmy, na pierwszy
rzut oka przypominała te z innych miast Oz, które miałam okazję zwiedzić.
Brukowana, z niewysokimi kamienicami pochylającymi się nad chodnikami; na
parterze znajdowały się różne sklepy, wyżej zapewne mieszkania. Po ulicy
biegały dzieci, uciekając co chwila przed przejeżdżającymi powozami, a
chodnikami szło mnóstwo ludzi, spieszących się w różne strony. Pogoda była
ładna, słońce przyświecało mocno i zrobiło mi się ciepło, mimo że na sobie
miałam tylko cienką sukienkę i równie cienką pelerynę; również ludzie na ulicy
nie byli grubo poubierani. Weszłyśmy między nich, dążąc przed siebie; Octavia
nadawała tej wędrówce kierunek zdecydowanie, widocznie dobrze wiedziała, gdzie
iść. Obejrzałam się za siebie; strażnik również przepychał się między ludźmi,
idąc parę jardów za nami.
W milczeniu przeszłyśmy pierwszą ulicę i
dotarłyśmy do kolejnej, nieco szerszej, na której pod domami po obydwu stronach
chodnika porozstawiało się mnóstwo najprzeróżniejszych straganów. Było tam
głośniej: przekupki przekrzykiwały się wzajemnie, a klienci pytali o ceny,
również podnosząc głosy. Ruch konny praktycznie się tam nie odbywał, bo przez
stragany ludzie chodzili prawie wyłącznie ulicą.
Dopiero gdy zaczęłam uważniej przyglądać się
ludziom, dostrzegłam różnicę. To oczywiście nie była reguła, nie wszyscy byli
tacy, ale ludzie wyglądali… mizerniej. Większość miała na sobie znoszone
ubrania, szczuplejsze twarze, i więcej było pieszych w stosunku do powozów. Na
ulicach bawiło się mnóstwo dzieci, a większość z nich była ubrana równie
nędznie; sporo też widziałam bezpańskich psów. No i żebracy. W Emerald City nie
zdarzyło mi się zobaczyć choćby jednego żebraka na ulicach. W Evnie po
przejściu dwóch ulic naliczyłam ich już kilku.
To wcale nie rzucało się w oczy. Przez moment
myślałam, że może to ja, uprzedzona komentarzami Octavii, podświadomie szukałam
wszystkiego, co potwierdziłoby jej słowa. Zastanowiłam się nad tym przez moment
i uznałam w końcu, że nie. Owszem, zwróciłam na to wszystko uwagę, bo się
przyglądałam. Ale to wciąż znaczyło to samo.
– Ludziom w większości kiepsko się powodzi w
Evnie – powiedziała Octavia, znowu się ku mnie pochylając. Prowadziła mnie tą
targową uliczką, nie zdradziła jednak, dokąd szłyśmy. – Jasne, jest parę bardzo
bogatych rodzin, ale większość przytłaczają podatki i ciężka praca. No i sporo
jest tu biedaków, którzy całkiem nie mają z czego żyć. W Oz też tak jest?
– Nie znam Oz zbyt dobrze, ale wydaje mi się, że
nie – odparłam powoli, z namysłem. – Ale przecież w pałacu nie brakuje ani
pieniędzy, ani jedzenia.
– No oczywiście, że nie – prychnęła Octavia. –
Nie brakuje też sukni i butów dla Yvette, prawda? Widziałaś jej pokoje. Wiesz,
że ma dwie osobne garderoby na same sukienki i buty?
O rany. Król Irving był jak Ludwik XVI.
A księżniczka Yvette jak Maria Antonina.
– To dlatego syn chciał go odsunąć od władzy?
Czy raczej po prostu dla władzy samej w sobie? – zapytałam, szczerze
zaciekawiona. Octavia wzruszyła ramionami.
– Nie wiem, naprawdę. W pałacu służba mówi, że
najstarszy syn Irvinga zupełnie go nie przypominał, był bardzo sympatyczny i
miał dobrą rękę do zwierząt. Wydaje mi się, że miał na imię Ingram.
Uśmiechnęłam się.
– Wszyscy w rodzinie królewskiej mają imiona na
„i”?
– Ojciec króla Irvinga tak sobie wymyślił, no
wiesz, jako że to kraina Iw. – Octavia wywróciła oczami. – Niektórzy w tych
stronach ciągle tak robią. Jesteśmy na miejscu. Poczekasz tu na mnie? Moi
znajomi niezbyt dobrze reagują na obcych.
Zanim zdążyłam się zorientować, Octavia już
zniknęła w bramie jednej z kamienic, między straganami, zostawiając mnie samą.
Rozejrzałam się za strażnikiem: stał kilka jardów dalej, ale odwrócił wzrok,
gdy tylko na niego spojrzałam. Wobec tego westchnęłam i oparłam się o mur kamienicy,
czekając na powrót mojej towarzyszki.
Nie musiałam czekać długo. Po paru minutach
Octavia wyszła na ulicę, kręcąc ulicą.
– Nic nie wiedzą. To nic, nie zrazimy się tak
łatwo – oświadczyła dziarsko, ciągnąc mnie za rękę i ruszając w dalszą drogę. –
Akurat dzisiaj jest dzień targowy, popytamy ludzi przy stoiskach. Mam tu paru
znajomych, nie powinni robić trudności.
Octavia wybierała stoiska pozornie losowo,
korzystając na pewno z jakiegoś wzoru, którego ja nie dostrzegałam. Zapytała o
Jacka dwie czy trzy osoby, jednak wszyscy kręcili tylko głowami i rozkładali
ręce. Zaczynałam się powoli zastanawiać, czy aby on na pewno dotarł ze mną do
Iw. A co, jeśli w ogóle został na Ziemi? Jak miałam go znaleźć, jeśli w Iw nikt
o nim nie słyszał?
A potem, jakieś pół godziny później, zdarzył się
cud.
– Słyszałem o człowieku, który spadł z nieba –
oświadczył nam pewien mężczyzna sprzedający przy straganie warzywa. Był w
średnim wieku i wyróżniała go głównie bujna, długa broda i sporych rozmiarów
brzuch. Miał kolejkę, dlatego co chwilę odwracał się, by pomóc żonie obsłużyć
kolejnego klienta. – Byłem z żoną po dostawę kapusty na południu Iw. Akurat gdy
wyjeżdżaliśmy, usłyszałem od znajomego historię o mężczyźnie, którego
prawdopodobnie przywiało tornado.
– Wie pan, gdzie to dokładnie było? I co się z
nim stało? – zapytałam zachłannie, a serce zabiło mi nagłą nadzieją. To musiał
być Jack! Był tutaj, był w Iw!
Nie rozumiałam tylko, dlaczego się nie pojawił,
skoro tu był. Musiał się przecież dowiedzieć, gdzie wylądowałam, z uwagi na ten
wybuch było o mnie raczej głośno.
– Nie mam dla was dobrych wiadomości, panienki.
Z tego, co wiem, trafił do Króla Gnomów – odparł mężczyzna, przyjmując
równocześnie zapłatę od kolejnego klienta. – Ta wioska, w której byliśmy,
znajduje się niedaleko jego jaskiń, a Król Gnomów zawsze interesowało wszystko,
co nietypowe. Mężczyzną przybyłym z gwiazd na pewno warto się było
zainteresować.
Wewnętrznie cała oklapłam. Octavia podziękowała
mężczyźnie i odciągnęła mnie na bok, a ja szłam obok niej mechanicznie,
przypominając sobie, czego zdążyłam się dowiedzieć o Królu Gnomów. Nie było to
nic pocieszającego.
Nikt, kto
trafił do Króla Gnomów, nigdy nie wrócił.
Nie, to zdecydowanie nie było pocieszające.
– Dorothy, nic ci nie jest? Zbladłaś –
usłyszałam obok siebie zaniepokojony głos Octavii. Potrząsnęłam głową, nie
zamierzając przed nią ukrywać, jak duże wrażenie zrobiły na mnie słowa
mężczyzny.
– Może on się pomylił – bąknęłam. – Może Jacka
wcale nie ma u Króla Gnomów.
– Po co ten człowiek miałby zmyślać coś takiego?
– Octavia wzruszyła ramionami. – Poza tym to chyba dobrze, że dowiedziałyśmy
się, gdzie go szukać?
– Ach tak? I co, mam iść do Króla Gnomów i
uprzejmie poprosić o oddanie mi ukochanego? – Odetchnęłam głęboko, żeby się
uspokoić. Ukochanego. To nadal dziwnie brzmiało w moich ustach. Ale z drugiej
strony tak… cudownie. A byłoby już w ogóle cudownie, gdyby ten mój ukochany był
obok mnie, zamiast ukrywać się przede mną u Króla Gnomów. – Jest w ogóle jakiś
sposób, żeby go stamtąd wyciągnąć?
– Słuchaj, pójdziemy na ten statek twoich
znajomych i się naradzimy – zadecydowała za mnie. – Powiem wam, co jeszcze wiem
o Królu Gnomów, i razem coś wymyślimy. Skoro on żyje… Na pewno nie będziesz
chciała go zostawić.
Oczywiście, że nie. To w ogóle nie wchodziło w
grę.
W tamtej chwili zrozumiałam jedno. Nieważne, że
mogłam zginąć, idąc do tego całego Króla Gnomów. Tak czy inaczej musiałam to
zrobić, musiałam spróbować go odzyskać, nawet bez planu, nawet bez niczyjej
pomocy. Choćbym miała to przypłacić życiem.
Octavia miała rację, po prostu nie mogłam go
zostawić.
– Nie ma takiej opcji, żebym go zostawiła –
odparłam stanowczo, w jednej chwili odzyskując pewność siebie. Rozejrzałam się
dookoła, szukając drogi do doków. – Pójdę za Jackiem choćby do piekła.
To mogło brzmieć pompatycznie, ale taka była
prawda. Już w chatce Annabelle ryzykowałam dla Jacka życie, ale teraz
zamierzałam to zrobić w pełni świadomie. Octavia uśmiechnęła się nieco blado.
– Tak myślałam. Chodź, przejdziemy przez ten
plac, ulica za nim doprowadzi nas do portu. Zakładam, że tam stoi ten ich
statek.
Tornado. Znowu miałam zobaczyć Tornado!
Ruszyłyśmy przed siebie, idąc między straganami
do placu, o którym mówiła. Zastanawiałam się po drodze nad Octavią. Nie
przestraszyła się, kiedy usłyszała, że Jack prawdopodobnie trafił do Króla
Gnomów. Nie wycofała się natychmiast, wręcz przeciwnie, zachowała zdrowy
rozsądek i to ona powiedziała, co robić dalej. Ta dziewczyna stanowczo nie
przypominała typowej służącej. Była nie tylko zbyt rozgarnięta i zbyt bystra,
ale także zbyt odważna.
Nie uważałam wcale, że służące nie mogły takie
być. Ale w Octavii było coś… Coś, co kazało mi przypuszczać, że chodziło o coś
więcej. Że czegoś mi o sobie nie mówiła. Nie wypytywałam jednak, w końcu ja też
nie powiedziałam jej o sobie wszystkiego.
W pierwszej chwili nie usłyszałam nawet, że coś
było nie tak. Dopiero zmarszczone brwi Octavii i uważne spojrzenie w stronę
placu podpowiedziały mi, że coś się tam działo.
– O co tam chodzi? – mruknęła, po czym
pociągnęła mnie za sobą szybciej, prosto ku centralnej części placu, na której
zebrał się już mały tłumek ludzi.
Wyraźnie otaczali coś znajdującego się pośrodku,
z powodu odległości i tłumu nie mogłam jednak dostrzec, co to było. Octavia
przepchnęła się między ludźmi pierwsza, ciągnąc mnie za sobą i przepraszając,
kogo się dało, nie patyczkowała się jednak z nikim. Dopiero kiedy dostałyśmy
się do pierwszego rzędu, zobaczyłam, o co chodziło.
Serce zamarło mi na widok dzieciaka, za ucho
ciągniętego na sam środek placu przez strażnika w mundurze. Chłopak miał może z
dziesięć lat, był ubrany w znoszone spodnie, wyraźnie na niego za duże i
związane w pasie sznurem, a także ciemną koszulę; krzywo przycięte, ciemne,
proste włosy zasłoniły mu jedno oko, gdy strażnik rzucił chłopaka na bruk, na
kolana. Dzieciak pochlipywał, nie płakał jednak głośno ani nie krzyczał, a w
jego twarzy widziałam determinację. Wyglądał na typowego twardego dzieciaka
ulicy.
– Co tu się stało? – Usłyszałam, jak Octavia
pyta stojącego obok gapia. Kobieta pokręciła głową.
– Chłopak ukradł bochenek chleba, a sprzedawca
nie tylko go złapał, ale i wydał strażnikowi.
Octavia westchnęła. Nie miałam pojęcia, co to
oznaczało, dlatego spojrzałam na nią pytająco, szybko jednak mój wzrok
przyciągnął z powrotem strażnik, który właśnie wyciągał coś zza pasa. Szybko
rozpoznałam, co to było.
Niewielki, skórzany bicz na krótkiej rękojeści.
– Chłosta? Chłosta jest karą za to, że chłopak z
głodu ukradł bochenek chleba? – zapytałam z niedowierzaniem, starając się
jednak nie mówić za głośno. Octavia dłonią zasłoniła sobie usta.
– Nie tylko chłosta, Dorothy – wymamrotała. –
Dziesięć batów, owszem, to zależy od fantazji strażnika. Ale karą za kradzież
jest przede wszystkim odcięcie ręki.
Wreszcie zrozumiałam, dlaczego Octavia – i nie
tylko ona, bo także spora część ludzi zgromadzonych na placu – miała tak
zszokowany wyraz twarzy. Wstrzymałam na moment oddech, wpatrując się w napięciu
w dzieciaka, który doskonale wiedział, co go czekało, a jednak nie krzyczał ani
nie płakał. Wpatrywał się tylko w strażnika tak, jakby chciał wyryć sobie jego
twarz w pamięci już na zawsze.
– Ale przecież on nie utnie mu ręki, prawda? –
zapytałam z napięciem. – Nie utnie mu ręki. To tylko dzieciak… I skoro ukradł
bochenek chleba, na pewno zrobił to z głodu…
– Na pewno – potwierdziła Octavia. – Ale prawo w
Iw jest surowe. Strażnik utnie mu rękę, żeby pokazać, że żadna kradzież nie
jest tutaj tolerowana i żeby chłopak już więcej tego nie próbował. To jest… Nie
mogę na to patrzeć…
Strażnik zamachnął się i bicz po raz pierwszy
uderzył plecy chłopaka, który nie wytrzymał i wydarł się na całe gardło. W
jednej chwili zapomniałam, co mówiła mi Octavia, gdy wychodziłyśmy tego dnia do
miasta. Zapomniałam, że znajdowałam się w mieście pełnym ludzi, którzy mogli na
mnie donieść i że mogłam mieć z tego powodu kłopoty. Nie myślałam, że to nie
moja walka i że w zasadzie to nie powinno mnie interesować. Miałam w głowie
tylko krzyk krzywdzonego dziecka, i przez to zrobiłam to, co zrobiłam.
Wybiegłam z pierwszego rzędu i zatrzymałam się
przed strażnikiem, ciałem zasłaniając chłopca i wyciągając przed siebie rękę.
Bicz ze świstem przeciął powietrze, boleśnie wgryzając się w skórę
przedramienia, a końcówka zahaczyła o mój policzek. Syknęłam i przymknęłam
oczy, czując spływającą po twarzy strużkę krwi.
– Proszę się odsunąć. – Kolejne uderzenie nie
nadeszło; domyślałam się, że już to pierwsze dosięgło mnie tylko dlatego, że
strażnik nie zdążył wstrzymać ręki. Nie odłożył jednak bicza, wpatrywał się we
mnie twardo, cały czas trzymając go w wyciągniętej ręce. Wiedziałam, że gdybym
wtedy się odsunęła, na dzieciaka posypałyby się kolejne uderzenia.
– To tylko dziecko – zaprotestowałam więc. –
Proszę nie robić mu krzywdy.
– To dziecko jest złodziejem i tak zostanie
potraktowane – odparł stanowczo. – Proszę się odsunąć.
– Nie. To tylko dziecko.
– Proszę ostatni raz – powiedział strażnik, a w
ciszy zapadłej na placu jego głos było słychać bardzo wyraźnie. Podobnie jak
mój, nieco bardziej drżący i niepewny. – Jeśli się pani nie odsunie, następne
uderzenie spadnie na panią.
– Jestem gościem króla Irvinga – odparłam. – Nie
będzie zadowolony, jeśli coś mi się stanie.
– Nie obchodzi mnie, kim pani jest. – Wyraźnie
trafiłam na formalistę. Niedobrze, pomyślałam, cofnęłam się więc o krok, z
prawą ręką nadal wyciągniętą w stronę strażnika, lewą z kolei próbując wymacać
klęczącego na placu chłopca. Trząsł się cały, gdy wreszcie dotknęłam jego
włosów. – Jeśli się pani nie odsunie, przyjmie pani jego karę.
– Dorothy, nie rób tego – usłyszałam gdzieś obok
siebie głos Octavii, zignorowałam go jednak. Nachyliłam się za to trochę do
chłopaka klęczącego za mną.
– Kiedy mnie uderzy, uciekaj – szepnęłam do
niego i pod ręką poczułam, że pokiwał głową. W następnej chwili strażnik
zamachnął się kolejny raz, a ja zmrużyłam oczy i mentalnie przygotowałam się na
uderzenie.
Poczułam jeszcze, że chłopak za mną poderwał się
i zaczął uciekać, a w następnej chwili stało się coś dziwnego. Błysnęło jasne,
oślepiające światło, i chociaż sama nie poczułam żadnego uderzenia, zobaczyłam,
jak strażnik padł na ziemię, a za nim zachwiały się też dwa pierwsze rzędy
gapiów. W uszach miałam tylko krzyk i dopiero po chwili zorientowałam się, że
to ja krzyczałam.
Oszołomiona, przez moment nie wiedziałam, co się
stało. Do przytomności przywrócił mnie dopiero krzyk Octavii, która szarpała
mnie za ramię, wołając:
– Dorothy, wracaj do mnie! Dorothy, proszę,
musimy uciekać!
Zogniskowałam w końcu na niej wzrok, by z
oszołomieniem zapytać, co właśnie się stało. Rozejrzałam się dookoła: strażnik
był nieprzytomny, a reszta ludzi, z trudem dźwigając się na nogi, też wyglądała
na zaskoczoną. Z kolei na twarzy Octavii malował się głównie strach, kiedy w
końcu odpowiedziała:
– Jak to, co się stało? Użyłaś magii, Dorothy.
Na oczach mieszkańców i strażników…! Użyłaś magii!
No tak, świetnie.
Więc jednak byłam idiotką.
Hm,mozna było sie tego spodziewać. Wlascwue dobrze,ze ta magia przychodzi w takich momentach ale gorzej,z wszyscy to widzieli. Mam nadzie,ze dorothy uda sie uciec na statek albo gdzieś, zanim ja dopadną, bo terwz na bank całe Iw gdzie ja ścigać. Zawsze moze uciec do króla Gnomow i odzyskać Jacka, choc to brzmi jak z deszczu pod rynnę... Eh, czeka, z niecieprliwoscia na cd i zapraszAm na nowośc do mnie zapiski-condawiramurs
OdpowiedzUsuńTeoretycznie przychodzi w chwili wzburzenia, w praktyce w zasadzie nie wiadomo, bo Dee nadal nad nią nie panuje;) całe to może nie, ale Król ze swoją strażą, jak najbardziej... Rzeczywiście w tej sytuacji Król Gnomów nie jest dużo lepszym rozwiązaniem, ale za bardzo wyjścia nie ma ;> dziękuję i całuję!
UsuńMerlinie, odcięcie ręki za kradzież? Iw jest psychiczne XDD
OdpowiedzUsuńA Dee oczywiście obrońcą uciśnionych, ale jakżeby inaczej :') :D
Hm, Dorothy nie użyła przecież magii świadomie! (Chyba że źle przeczytałam). Więc taką idiotką nie jest, tylko po prostu... no, nie panuje nad tym niestety.
Rozdział mi się miło czytało, bardzo lubię Nicka i jeszcze Noah! Yeah! Octavia + Nick? Byłoby ciekawie! (Taak, wiem, on jej się tylko podobał, no ale...)
Oczywiście Jacka porwał Król Gnomów, hah. Jestem ciekawa, jaki ten król będzie, a nuż jest dobry i tak naprawdę w Ivnie go źle oceniają? No czekam z niecierpliwością, jak go przedstawisz. Jego i jego królestwo, bo lubię sposób, w jaki tworzysz nowe krainy, bohaterów itd.
Ja właśnie wróciłam z kościoła, zdałam sprawdzian na bierzmowanie czy coś tam, whatever. Uff.
Czekam na następny rozdział! :D
Pozdrawiam!
No tak troszkę XD Dorothy nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła xd i właśnie o to jej raczej chodziło, że nie potrafiła nie wplątać się w coś głupiego, choćby ratowanie dzieciaka. Że musiała się wtrącić;)
UsuńOj tam, ale od czegoś trzeba zacząć, nie? Teraz tej trójki będzie więcej, więc mam nadzieję, że nie przestaniesz ich lubić ;>
No tego nie zdradzę na pewno, same się niedługo dowiecie XD cieszy mnie, że Ci się to podoba, bo zawsze mam wrażenie, że wszystko opisuję po macoszemu albo bardzo upraszczam:)
No to moje gratulacje:)
Całuję!
Na wstepie przepraszam za brak jakichkolwiek komentarzy przez dłuższy czas :D Ale muszę przyznać że super tak czytać wszystko naraz! :D
OdpowiedzUsuńśmierci Ruth nie wybaczę w życiu! No po prostu aż się o mało nie rozryczałam jak idiotka... :( Ale na szczęście Dee wreszcie wyznała Jackowi swoje uczucia! Przynajmniej to! :D
Annabelle mogłabym określić kilkoma niezbyt eleganckimi epitetami, ale dam sobie spokój, wiadomo, wredna z niej jędza i tyle.
Do Octavii wolę się nie przywiązywać... Wszyscy, którym Dee ufała, okazali się niezbyt tego warci, więc wolę później nie mieć niespodzianki. Chociaż w sumie Octavia może się okazać okej, przecież ktoś dobry musi się wreszcie znaleźć! :D
Co do magii... nie dziwię się że Dee niezbyt się to podoba. Widać jak jej ta magia tutaj pomogła... :P
Jestem cholernie ciekawa tego Króla Gnomów... Może nie okaże sie taki zły jak wszyscy się spodziewają? A może ja za bardzo mieszam się w moich teoriach... :P
W każdym razie czekam na następny rozdział!
Deana Winchester (niezbyt chciało mi się logować :P)
Pozdrawiam! :D
Rozumiem, wybaczam, żalu nie mam:)
UsuńNo wiedziałam właśnie XD cieszę się, że takie emocje w Tobie wzbudziłam, szkoda tylko, że tak negatywnym wydarzeniem. No cóż, może się jeszcze w przyszłości zdarzy okazja do lepszych:)
Octavia nie jest zbytnio podobna do Annabelle, na szczęście, i mogę zdradzić, że zabawi tu dłużej:) ale czy jako dobra postać - tego nie wiem ;>
No właśnie. Dee w ogóle ma wrażenie, że traci panowanie nad samą sobą i trochę słusznie.
A, to już dowiecie się same niedługo ;>
Dziękuję za komentarz i całuję!
Jak tylko była mowa o nie robieniu głupot, po prostu wiedziałam, że Dorothy jednak nabroi! Chyba nie byłaby sobą :D Ale można jej wybaczyć, sama bym się wstawiła za dzieckiem w takiej sytuacji...
OdpowiedzUsuńCo do Jacka, to jeśli jest u Króla Gnomów, to czeka nas jeszcze kolejna wycieczka przed Oz. Ty to lubisz trzymać w niepewności, co?
I coś czuję, że Olivia ucieknie razem z Dorothy. Już wiemy, że coś ukrywa i nie jest zwykłą służącą, ale aż mnie skręca, żeby się dowiedzieć, o co chodzi!
Dawaj rozdział, kobieto! Weny życzę i czekam do soboty ;)
Haha, no pewnie xd ale faktycznie, troszkę usprawiedliwiona tutaj jednak była.
UsuńTaak... Nie zakładałabym, że to będzie jedyna przed Oz XD
A, to już niedługo w sumie, Octavia coś tam o sobie opowie i coś tam wyjaśni, bo rzeczywiście, zagości tu na dłużej ;>
Już niedługo! Dziękuję i całuję!
Hah, pomyliłam Octavię z Olivią ;_; Jakoś siedzi mi w głowie ta Olivia :D
UsuńHaha, rozumiem Cię, ja sama kilkakrotnie poprawiałam "Króla Gór" na "Króla Gnomów" xd to chyba dlatego, że to częstsze imię:)
Usuń