To, co początkowo było dla mnie nowym i nie do
końca jasnym odkryciem, szybko stało się oczywiste. Wypytałam o to Octavię, gdy
przyszła wieczorem do mojej sypialni, bo mimo wątpliwości co do niej, była
jednak jedyną osobą, od której mogłam się w tym miejscu czegoś dowiedzieć.
Spróbowałam zrobić to ostrożnie, Octavia jednak natychmiast wyczuła, o co mi
chodziło i roześmiała się.
– No oczywiście – powiedziała, przyglądając mi się
krytycznie, podczas gdy ja bezskutecznie usiłowałam rozplątać włosy przy
toaletce. – Księżniczka Yvette włada magią, wszyscy o tym wiedzą. Jej ojciec
też.
W mojej głowie pojawiło się sto tysięcy pytań,
które chciałam jej zadać, zaczynając od stosunku króla do córki, a na portrecie
i rodzinie królewskiej kończąc, jakoś jednak powstrzymałam się, by nie zadać
ich wszystkich naraz. Nadal nie ufałam Octavii. To było dziwne, że tak bez
zahamowań opowiadała mi o wszystkim, nie bojąc się, że mogłabym na nią donieść
królowi. Ostatecznie gdyby Irving dowiedział się, co mówiła o nim i o jego
córce, nie zagrzałaby długo miejsca w pałacu.
– Nic z tego nie rozumiem – przyznałam po chwili
milczenia ostrożnie, rezygnując z ratowania włosów. Moje wysiłki i tak nic nie
dawały, a tylko zaczęły mnie od tego boleć ręce. – Wydawało mi się, że król
nienawidzi magii i się jej boi. Jasne, Yvette jest jego córką, ale mimo
wszystko…
– …mimo wszystko pozbyłby się jej natychmiast,
gdyby tylko był pewien, że Yvette może mu zaszkodzić – weszła mi w słowo nieco
pobłażliwym tonem. – Yvette nie ma dużej mocy, Dorothy. Jedyne, co potrafi
zrobić, to zmieniać kolor oczu, włosów, trochę kombinować z rysami twarzy. Tego
nauczyła ją matka i tylko tyle Yvette interesuje. Jej ojciec wie doskonale, że
jeśli tylko zapewni córce pełne szafy ubrań, wystarczająco dużo przyjęć i
partnerów do tańca, to Yvette nigdy nie zrobi nic przeciwko niemu. Za bardzo
ceni sobie to życie, by je zaryzykować. To idiotka.
Nie no, naprawdę, co z tą dziewczyną było nie
tak? Dlaczego właściwie ona tak się przede mną odsłaniała, nie bała się?
– Matka ją tego nauczyła? – podchwyciłam. – Też
znała magię? I Irving się z nią ożenił?
– Nie, królowa nie miała magii. Skądś znała
tylko te parę sztuczek i tego nauczyła córkę. – Octavia pociągnęła mnie za
włosy, a gdy syknęłam z bólu, natychmiast cofnęła ręce. – Mogę ci to rozebrać,
ale ostrzegam, może boleć. Co ona zrobiła ci z włosami?
– Twierdziła, że będę pięknie wyglądać, i nie
bardzo miałam jak zaprotestować. – Złapałam w lustrze swoje odbicie i
stwierdziłam, że brzydko się krzywiłam. Ale przynajmniej ładniej wyglądałam, bo
w jednym trzeba było oddać sprawiedliwość Yvette: umiała robić makijaż. Nawet z
tych kosmetyków, które były dostępne w Oz, a wiele ich nie było. – A potem kazała
mi wkładać sto sukienek, każdą przez głowę. Jeśli na początku moja fryzura
jakoś się jeszcze trzymała, to pod koniec został mi na głowie sam kołtun. Rób,
co musisz, możesz je nawet ściąć, nieważne.
– Jak to, nieważne? Masz piękne włosy, nie ma
takiej opcji, żeby je ścinać! – wykrzyknęła Octavia ze zgorszeniem. –
Spokojnie, nie z takimi sytuacjami już sobie robiłam. Tylko zaciśnij mocno
zęby.
Wolałabym chyba, żeby ścięła mi włosy zamiast
mnie torturować, ale najwyraźniej nie miałam w tej kwestii wiele do powiedzenia.
Bycie lalką do przebierania miało swoje minusy także już po zakończeniu tej
wątpliwej zabawy. Przekonałam się o tym naocznie, gdy Octavia zaczęła mnie
szarpać za włosy, próbując je rozczesać, co szło jej powoli i bardzo opornie.
– Więc… co się z nią stało? – Rozmowa,
pomyślałam półprzytomnie, rozmowa powinna odwrócić moją uwagę od bólu
wyrywanych włosów. – Z królową? I rodzeństwem Yvette?
Dłonie masakrujące moje włosy na chwilę się
zatrzymały, ale potem wróciły zaraz do przerwanej pracy. W lustrze złapałam
niepewne, jasnoniebieskie spojrzenie Octavii. Wzruszyłam ramionami.
– No co?
– O tym w zasadzie nie mówi się tu, w pałacu –
odpowiedziała ostrożnie. – Bo cała pozostała rodzina króla trafiła do Króla
Gnomów.
– Tyle powiedziała mi i Yvette – mruknęłam. –
Ale nadal nie wiem, kto to jest ani jak to się stało.
– A dlaczego cię to interesuje?
Odsunęłam się poza zasięg jej rąk, żeby spojrzeć
jej prosto w oczy. No proszę, Octavia jednak nie była tak szczera, jak
próbowała się wydawać. Nawet ona najwidoczniej miała jakieś hamulce.
– Wiesz, czegoś tu nie rozumiem – zmieniłam
temat, zapisałam sobie jednak w pamięci, by wrócić jeszcze do Króla Gnomów.
Brzmiało to na tyle ciekawie, że nie mogłam tego tak po prostu zostawić. –
Opowiadasz mi to wszystko, mówisz różne rzeczy o królu i księżniczce,
niekoniecznie pochlebne. Nie boisz się, że im to wszystko przekażę? Że stracisz
tę pracę przez swoje gadulstwo albo jeszcze gorzej? Naprawdę dopiero teraz
uznałaś, że powinnaś się hamować?
Przez moment milczała. Cierpliwie czekałam, aż
się odezwie, bo nie chciałam jej spłoszyć jeszcze bardziej, niż już to
zrobiłam. Może to jednak dobrze, że zagrałam z Octavią w otwarte karty, zamiast
ciągle zastanawiać się, co z nią było nie tak, bo usiadła na łóżku, po czym
powiedziała bardzo poważnie:
– Wiem, że mogę ci ufać, Dorothy.
– Niby jakim cudem? – prychnęłam. – W ogóle mnie
nie znasz. Nie wiesz nawet, kim dokładnie jestem.
– Wiem wystarczająco – odparła zaskakująco
stanowczo. – Wiem, że okłamałaś mnie w sprawie magii. Ale wiem też, że zrobiłaś
to, bo się bałaś. Cały czas się boisz, Dorothy. I słusznie, powinnaś się bać.
Jeśli Irving dowie się, że to ty spowodowałaś ten wybuch w lesie, gdzie cię
znaleziono, nie pozwoli ci żyć. Uwierz, jeśli chodzi o ludzi, którzy według
niego mu zagrażają, ten człowiek nie ma skrupułów.
Znowu nic nie rozumiałam, w jednym jednak
Octavia miała rację. Bałam się. W tamtej chwili jednak najbardziej bałam się
jej.
Kim była? Szpiegiem Clarissy? Skąd wiedziała o
mnie rzeczy, których absolutnie nikt w krainie Iw nie powinien był wiedzieć?
Nikt mnie tu nie znał. Nikt tu o mnie nie słyszał. Nie przedstawiłam się nawet
z nazwiska, gdy się tu pojawiłam! Więc skąd wiedziała?
I co zamierzała z tą wiedzą zrobić?
– Kim ty jesteś? – zapytałam, gratulując sobie,
że dałam się zaskoczyć zaledwie na ułamek sekundy. – Skąd… Octavia, wydaje ci
się, że coś wiesz, ale tak naprawdę nie masz pojęcia o niczym. Nie próbuj
udawać, że mnie znasz.
– Wiem, że to trudno wyjaśnić – westchnęła,
wzruszając ramionami. – I wiem, że nie chcesz się przyznać. To jest… Ja sama nie wiem, jak to nazwać. Mam
coś takiego. Potrafię… trochę lepiej niż inni czytać w ludziach.
– Czytać w ludziach? – powtórzyłam z
powątpiewaniem. – To ma coś wspólnego z magią?
– Nie… chyba, sama nie wiem – odparła. – Kiedyś,
dawno temu, w mojej rodzinie były osoby, które naprawdę władały magią, ale z
czasem jakoś to u nas zaniknęło. Mój ojciec potrafił jeszcze robić jakieś
niewielkie sztuczki, nic poza tym, ale ja nie odziedziczyłam już nic z tego.
Tylko to… Nie wiem, czy magia ma z tym coś wspólnego, czy po prostu mam dobrą
intuicję albo jestem tak bystrym obserwatorem. Ale tak właśnie jest, zazwyczaj
już przy pierwszym spotkaniu z kimś znam jego intencje i zamiary. W tobie od
razu wyczułam coś, co mnie zaciekawiło. Strach, desperację, ale i determinację,
której ci zazdroszczę. Wiedziałam, że nie mówisz prawdy z tą magią. Że nie
chcesz powiedzieć, kim naprawdę jesteś, bo się boisz i nie chcesz się
niepotrzebnie narażać. Wiedziałam to już, gdy pierwszy raz cię usłyszałam i
pomyślałam wtedy, że tobie mogę zaufać. Zazwyczaj wiem, komu ufać. Z tobą tak
właśnie było.
Palcami nerwowo gładziła końcówkę jasnego
warkocza, i widziałam, że te słowa naprawdę dużo ją kosztowały. Pewnie nie na
co dzień przyznawała się ludziom, że coś z nią było nie tak, i pewnie nie na co
dzień ludzie jej wierzyli. Ja sama nie wiedziałam, co robić. Brzmiała szczerze.
I mimo wszystko była jedyną osobą w pałacu, którą ośmieliłabym się prosić o
pomoc. Ale… Na zbyt wielu osobach już się zawiodłam. Clarissa, Christian, Jo,
Annabelle – to wszystko nie nastrajało mnie pozytywnie do potencjalnie
przyjaznych obcych.
Z drugiej strony był też Nick, który pomógł nam
całkiem bezinteresownie (bo nie liczyłam tej lichej zapłaty, którą od nas
dostał) i Noah, który ryzykował życiem załogi, zabierając nas na statek.
Dobrze, może podczas moich podróży spotkałam więcej źle niż dobrze nastawionych
do mnie ludzi, ale to przecież nie znaczyło, że tak musiało być i z Octavią.
Brzmiała naprawdę szczerze.
– Przecież jestem niebezpieczna. Mam magię –
przypomniałam jej. Zawsze potem mogłam się tego wyprzeć, prawda?
– To król Irving boi się magicznych, nie ja –
zaprotestowała całkiem spokojnie. – Ja wiem coś, czego on nie wie. Magia sama w
sobie nie jest zła, to tylko kwestia tego, co sama postanowisz z nią zrobić.
Jeśli jesteś dobrym człowiekiem, magia nie ma znaczenia. Król na to nie patrzy.
Ja nie jestem tak bezwzględna.
Cholera. I jeszcze mówiła dokładnie to samo, co
swego czasu powiedział mi Jack. Dawno temu, gdy zatrzymaliśmy się w Mieście
Granicznym, by wyleczyć moją kostkę. Magia
sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła. Dopiero to, co z nią robimy, nadaje
jej kierunek.
To niby było oczywiste, a jednak w ciągu całej
mojej podróży po Oz i innych magicznych krainach usłyszałam to tylko od dwóch
osób. Pierwszą z nich był mężczyzna, któremu powierzyłam nie tylko moje serce,
ale i życie.
A drugą?
– To znaczy, że mi pomożesz? – zapytałam w
końcu, chwilowo odsuwając od siebie wątpliwości dotyczące intencji Octavii. –
Muszę znaleźć mężczyznę, z którym podróżowałam, Jacka, a potem wydostać się z
Iw i wrócić do Oz. Pomożesz mi?
– Spróbuję, ale nie wiem, jak ci pomóc, Dorothy.
Mogę wypytać w mieście o twojego towarzysza, być może ktoś o nim słyszał lub
gdzieś go widział. Jeśli jednak chodzi o powrót do Oz… To nie będzie takie
proste. Nie ma wielu statków, które pokonałyby taką odległość, a król
niechętnie się z nimi rozstaje. Wątpię, żeby ci któryś pożyczył. Poza tym może
w ogóle cię nie puścić, póki nie upewni się, że nie stanowisz dla niego
zagrożenia. Pod tym względem jest bardzo stanowczy. A ciebie na pewno nie jest
jeszcze pewien.
Świetnie. Moja sytuacja wyglądała coraz lepiej.
– Podczas kolacji uderzył jednego ze służących –
przypomniałam sobie, a na samo to wspomnienie znowu się we mnie zagotowało. –
Nie podobał mu się sposób, w jaki chłopak usługiwał do stołu. Zwolnił go i
wsadził do lochów. To często się tutaj zdarza?
Octavia westchnęła i pokręciła głową, po czym
wstała z łóżka i powróciła do rozplątywania moich włosów. O dziwo, jej operacje
już nie bolały tak jak wcześniej.
– Powinnaś zobaczyć miasto – wymamrotała w
końcu. – We dworze urządzają sobie uczty i zajadają się do woli, a na zewnątrz
ludzie walczą o każdy kawałek chleba. Ale król musi mieć swoje komnaty i
kupować córce nowe suknie, więc co tam, najwyżej podniesie podatki. I zegnie
karki poddanych jeszcze bardziej.
– Myślisz, że mogłabym? Pójść z tobą do miasta,
gdy będziesz rozpytywać o Jacka? – zapytałam z nadzieją, bo powoli dostawałam
wrażenia, że wkrótce oszaleję od tych czterech ścian pałacu. Wydawało mi się
niemożliwe, że tak niedawno podróżowałam przez Stany Zjednoczone, wielki, wolny
kraj, i poza wnętrzem samochodu nie byłam nigdzie zamykana. Mogłam robić, co
tylko chciałam i jechać, gdzie chciałam.
To jednak normalne, że wolność docenia się
dopiero wtedy, gdy się ją straci.
– Zobaczymy. Możesz zapytać, jeśli chcesz. –
Octavia nie wyglądała na przekonaną, ale też nie zaprotestowała. – Jeśli
będziesz się dobrze zachowywać, to może faktycznie pozwolą ci na jakiś
niewielki wybryk. Ale nie licz na zbyt wiele. Irving nie odpuści tak łatwo tych
strażników spod twoich drzwi.
– Dlaczego właściwie mi pomagasz? – wyrzuciłam
znowu z siebie, dochodząc do wniosku, że szczere rozmowy dobrze nam wychodziły.
Syknęłam, gdy Octavia szarpnęła za kolejne pasmo moich włosów. – Rozumiem,
widzisz, że jestem dobrym człowiekiem i tak dalej, ale to jeszcze nie znaczy,
że musisz za mnie nadstawiać karku. Właściwie nie powinnaś. Po co to robisz? Po
co się tak głupio narażasz?
– Nie mam zamiaru oglądać, jak król wysyła na
egzekucję kolejną osobę tylko dlatego, że urodziła się z magią – prychnęła
Octavia i wydawało mi się, że mówiła szczerze. – To jeszcze nie jest niczyja
wina. Nie twoja wina, że spowodowałaś ten wybuch, gdy tu wylądowałaś, na pewno
byłaś wtedy w stanie, który uniemożliwiał ci kontrolę nad magią. To jeszcze nie
znaczy, że jesteś zła i zasługujesz na śmierć, a według króla – tak. Nigdy się
z nim nie zgodzę i nigdy nie zamierzam się z tym pogodzić.
– To dlaczego wciąż tu pracujesz?
– To nie jest takie proste, zmienić swoje życie.
– Wzruszyła ramionami. – Moja matka pracowała tu całe życie i siłą rzeczy ja
też tu trafiłam. Chciałabym coś zmienić i nawet zastanawiałam się, czy nie
zabrałabyś mnie ze sobą do Oz, gdy już znajdziesz sposób, by się tam
przedostać… Moja rodzina pochodziła z Oz, wiesz? Mieszkali tam dawno, naprawdę
dawno temu, ale może już czas, żebym i ja tam wróciła. Ale potrzebuję kogoś,
kto mnie popchnie. Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że to ty będziesz tą osobą.
No proszę. Tego się nie spodziewałam. Zanim
zdążyłam coś odpowiedzieć, przypomniałam sobie o ostatniej osobie, którą
chciałam ze sobą zabrać do Oz. W jednej chwili zabrakło mi oddechu i zapiekło
mnie w gardle, i to nie z powodu Octavii szarpiącej moje włosy. Ból był we mnie
wprawdzie cały czas, ale tępy, przytłumiony; dopiero gdy przypominałam sobie
tamte potworne godziny spędzone w szpitalu, powracał z całą mocą, nokautując
mnie bez najmniejszego problemu. W takich chwilach miałam wrażenie, że znowu
się dusiłam, jakby Czarownica rzuciła na mnie kolejne zaklęcie. Nie wiedziałam,
jak to uspokoić.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedziałam
powoli, gdy już udało mi się zmusić gardło do wydania z siebie dźwięków. – Mam
w Oz mnóstwo wrogów, Octavia. Nie wszyscy, którzy ze mną podróżowali,
skończyli… dobrze. – Musiałam zmusić się do przełknięcia śliny, żeby być w
stanie kontynuować. – Nie chciałabym cię narażać na niebezpieczeństwo. Nie
zrozum mnie źle, naprawdę chciałabym pomóc… Ale musisz wiedzieć, że ja tego nie
wyolbrzymiam. W Oz zrobiło się ostatnio nieprzyjemnie.
Tak naprawdę nie wiedziałam wcale, co działo się
w Oz. Wiedziałam jednak, że mama zbierała armię przeciwko Clarissie, co mogło
oznaczać, że nie tylko mieszkańcy Emerald City byli w niebezpieczeństwie. To
coraz bardziej wyglądało tak, jakby w kraju miała wybuchnąć regularna wojna. W
jakiś sposób byłam za to odpowiedzialna i nienawidziłam się za to; z drugiej
strony wiedziałam, że to wcześniej czy później musiało się stać. Atak ze strony
Clarissy był nieunikniony, a ja stałam się tylko zapalnikiem, który to wszystko
rozpoczął. Tak naprawdę nie mogłam na to nic poradzić.
– Nieprzyjemnie? – powtórzyła Octavia, marszcząc
brwi. – To co tam się właściwie dzieje? Wydawało mi się, że mówiłaś, że chcesz
tylko wrócić do rodziców.
– Ja… – zająknęłam się. – Nie chcę o tym
rozmawiać, nie teraz. Ale… uwierz, sama chciałabym, żeby to było takie proste.
Zresztą w ogóle nie wiem nawet, jak dostać się do Oz. Nawet jeśli znajdę Jacka
i wydostanę się z pałacu… Nie przepłyniemy morza wpław.
– Będziemy się tym martwić później –
zadecydowała Octavia, wreszcie się ode mnie odsuwając. – No, teraz tylko
umyjemy ci włosy i jutro powinny wyglądać całkiem normalnie. A ten twój Jack?
Kto to właściwie jest?
Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, że to wcale
nie był mój Jack, zrezygnowałam
jednak. Dłuższe zaprzeczanie temu nie miało już sensu. Całowałam się z nim,
przyznałam się, co do niego czułam, nie musiałam się dłużej bać, że Jack mnie
zabije, skoro już to zrobił, a do tego straciłam jedyny powód, dla którego
chciałam wracać na Ziemię. Oczywiście poza faktem, że w Oz miałam zrobić coś,
co zmieni czy też zniszczy całą tę krainę. Nie istniał ani jeden powód, dla
którego musiałabym sobie dłużej odmawiać uczucia do Jacka i to z kolei
sprawiło, że poczułam się odrobinę lepiej.
Najpierw jednak musiałam go znaleźć. Że żył, w
to nie wątpiłam; co się jednak z nim działo?
– Łowca czarownic – wyjaśniłam bez oporów. – To
naprawdę niesamowity facet. Uratował mi życie tyle razy, że nie potrafiłabym
już zliczyć.
– Kochasz go, co? – Kiedy rzuciłam jej
zaskoczone spojrzenie, Octavia uśmiechnęła się przepraszająco. – Wybacz, nie
chciałam być wścibska, ale po prostu to wyczuwam. Spokojnie, na pewno go
znajdziemy. Iw to nie jest duża kraina, a obcy są rzadkością, ktoś tutaj musiał
coś słyszeć na jego temat.
Odprężyłam się nieco, kiedy Octavia myła mi
włosy; zmyła w ten sposób również napięcie z całego tego wieczoru, wywołane
uważnymi spojrzeniami króla i idiotycznymi żądaniami Yvette. Naprawdę czułam
się jak lalka, gdy poszłam do niej po kolacji. Pierwszy raz zdarzyło mi się,
żeby ktoś traktował mnie jak zabawkę, przebierał, czesał i malował po to tylko,
żeby samemu trochę się rozerwać. A tak właśnie było w przypadku księżniczki.
Musiałam jak najszybciej wydostać się z pałacu.
Nie tylko ze względu na Jacka, rodziców i Oz, ale także dlatego, że dłuższe w
nim przebywanie mogło mnie doprowadzić do początków choroby psychicznej.
Kolejne odkrycie dotyczyło już mnie samej. Po
kąpieli uznałam, że powinnam wreszcie wymienić opatrunek na ramieniu, który
bałam się ruszać od przybycia do Iw – w końcu opieka medyczna stała w tej
krainie na równie niskim poziomie co w Oz. Musiałam jednak choćby zmienić
bandaż, pozwoliłam więc Octavii, żeby mi go odwinęła – samej ciężko było mi to
zrobić jedną ręką – a gdy służąca odsunęła materiał i spojrzałam na skórę, na
której wyraźnie powinna odznaczyć się szarpana rana z kilkunastoma szwami, nie
zobaczyłam nic.
To znaczy, oczywiście zobaczyłam skórę. Całkiem
gładką i bez najmniejszych oznak, że kiedykolwiek coś ugryzło mnie w ramię.
Żadnego śladu szarpanej rany, wykonanej zębami polarnego wilka, która jeszcze
do niedawna przecież mnie bolała.
Właściwie do czasu przybycia do Iw.
– Wydawało mi się, że mówiłaś, że byłaś ranna –
powiedziała Octavia ze zdziwieniem, oglądając uważnie moje ramię. – To gdzie ta
rana?
– Nie wiem – bąknęłam, dotykając skóry. To nie
był żaden omam, naprawdę wyglądało to tak, jakby wilk nigdy mnie nie ugryzł.
Idiotyzm, pamiętałam jeszcze bardzo dobrze ból, który czułam po założeniu
szwów. – To bardzo dziwne…
– Macie na Ziemi takie lekarstwa, dzięki którym
rany znikają od ręki?
– Skąd – żachnęłam się, chociaż w zasadzie nie
powinnam się dziwić, że Octavia tak pomyślała. Pewnie słyszała różne opowieści
dziwnej treści na temat wynalazków z Ziemi. – W życiu, powinnam mieć tu
normalną, zagojoną ranę i szwy. Nie wiem, co się…
Urwałam w pół zdania, bo nagle coś sobie
przypomniałam.
Przecież kiedy trafiłam do Iw, byłam niemalże
martwa. Albo raczej całkiem martwa. Jeżeli to rzeczywiście do tego zmusiła mnie
wtedy matka, wróciłam dzięki użyciu magii, która mnie uzdrowiła. A skoro
zrobiła to, czemu nie miałaby również uzdrowić rany na ramieniu, która w
dodatku wtedy jeszcze mnie bolała?
W milczeniu przyglądałam się zdrowemu ramieniu i
zastanawiałam, jak bardzo to było niesamowite. I nienormalne.
Gdybym do tamtej pory miała jakieś wątpliwości, w
chwili zdjęcia bandażu musiałabym się ich ostatecznie pozbyć. Mama się nie
myliła, naprawdę miałam magię. I naprawdę sama się dzięki niej uratowałam, gdy
trafiłam do Iw.
Nadal nie mieściło mi się to w głowie, ale
najwyraźniej taka właśnie była prawda.
– Magia. – No proszę, Octavia wcale nie była
taka głupia. – To twoja magia to zrobiła, prawda?
– Chyba tak – przytaknęłam niepewnie,
zapominając, że miałam się do tego w ogóle nie przyznawać. Może i Octavia
brzmiała szczerze, ale kto mógł wiedzieć, czy jednak nie była czyimś szpiegiem?
Sama nie wiedziałam, dlaczego powiedziałam prawdę; chyba po prostu z rozpędu
się zapomniałam. – Ja… Sama nie wiem. Nigdy wcześniej niczego takiego nie
zrobiłam. Ja w ogóle… Nie jestem w tym dobra, Octavia. Nie umiem tego
kontrolować. Ale… Boże, mam nadzieję, że naprawdę mogę ci ufać, bo nie będę w
stanie się obronić, gdyby król chciał mi coś zrobić. Naprawdę tego nie potrafię.
A przede wszystkim byłam idiotką. Czy nie
powinnam raczej powiedzieć, że zmiotę z powierzchni ziemi cały pałac, jeśli
spróbują mi zrobić krzywdę?
Octavia jednak złożyła bandaż i odłożyła go na
toaletkę, po czym ponownie przy mnie usiadła i odparła poważnie:
– Naprawdę możesz mi ufać, Dorothy. Pomogę ci,
jak tylko będę umiała, obiecuję.
Nadal nie czułam się zbyt pewnie, może dlatego
przeszłam do kontrataku, odpowiadając:
– W takim razie opowiedz mi o Królu Gnomów.
Przez twarz Octavii znowu przebiegł ten grymas,
który pojawiał się za każdym razem, gdy wypowiadałam tę nazwę. Nie miałam
pojęcia, kim mógł być ten cały Król Gnomów, nie kojarzyłam go nawet z książki o
Dorotce; z drugiej strony, nie pamiętałam też z niej krainy Iw. Ja jednak
czytałam tylko Czarnoksiężnika z Oz,
a wiedziałam, że tych książek było więcej. Może należało się z nimi dokładniej
zapoznać, gdy przebywałam na Ziemi?
No cóż, teraz to już i tak nie miało znaczenia.
– Dobrze, ale naprawdę, Dorothy… nie możesz
nikomu powiedzieć, że ze mną o tym rozmawiałaś – ostrzegła. – Nikomu. Nie może
ci się wymsknąć nic na ten temat, rozumiesz?
– Rozumiem. – Kiwnęłam głową, lekko zaskoczona.
– Ale dlaczego?
– To praktycznie zakazany temat tu, w Evnie – wyjaśniła.
– W zasadzie było tak, odkąd pamiętam, bo król zawsze udawał, że Króla Gnomów w
ogóle nie ma, że on nie istnieje, bo tak mu było wygodniej. Wiesz już, że król
Irving nienawidzi magii i się jej boi. Król Gnomów z kolei włada magią, jest
chyba najpotężniejszym czarownikiem w Iw, chociaż z drugiej strony dzięki
Irvingowi nie ma ich tutaj dużo. Irving wielokrotnie próbował wykurzyć Króla
Gnomów, ale nigdy mu się nie udało, a ponieważ tracił w tych starciach mnóstwo
ludzi, w końcu odpuścił. Król Gnomów i tak siedzi sobie w swojej kryjówce na
skraju Iw i nie ma zapędów, by zastąpić Irvinga na tronie. Mimo to król czuł
się zawsze zagrożony, a po tych nieudanych atakach także i trochę upokorzony,
dlatego zaczął udawać, że Król Gnomów w ogóle nie istnieje i to samo przykazał
swoim ludziom.
– Trochę to krótkowzroczne – wtrąciłam, gdy
Octavia na chwilę zamilkła. Wzruszyła ramionami.
– Ciężko powiedzieć, w końcu Król Gnomów jest w
Iw od zawsze i nigdy nie sprawiał władcom większych kłopotów. Jasne, czasami
porywa jakichś ludzi, chociaż nie wiadomo, co z nimi potem robi, ale to
sporadyczne przypadki. Irving chciał się go pozbyć tylko dlatego, że bolała go
sama obecność kogoś z tak potężną magią w Iw. No, a poza tym ma manię
prześladowczą i myśli, że każdy magiczny chciałby go wykończyć.
– Ale jak to się ma do rodziny królewskiej? –
Chwyciłam ręcznik i zaczęłam wycierać mokre włosy, zapominając chwilowo o
magicznie wyleczonym ramieniu. Na to już zresztą nie mogłam nic poradzić. –
Mówiłaś, że Król Gnomów nie zapuszcza się aż do Ivny…
– Oprócz tego jednego razu – przerwała mi. –
Tego jednego razu, kiedy Król Gnomów porwał praktycznie całą rodzinę króla
Irvinga. Pięcioro rodzeństwa Yvette i królową.
To było dziwne. I całkowicie bez sensu.
– Ale po co?
– To jest właśnie dobre pytanie. – Octavia
uśmiechnęła się ponuro. – Bardzo szybko zaczęły po mieście krążyć plotki, że to
wcale nie było porwanie. Ostatecznie nikt nie widział żadnego ataku. Zaczęto
mówić, że Irving dogadał się jakoś z Królem Gnomów i sam oddał mu swoją
rodzinę, zostawiając w pałacu tylko Yvette, której trochę obawiał się spuszczać
z oka, jako że miała tę odrobinę magii. Widzisz, król Irving ma świra na
punkcie władzy, a dzieci podobno za nim nie przepadały z powodu jego
brutalności. Najstarszy syn miał już wtedy jakieś szesnaście lat i bardzo
możliwe, że wraz z matką chciał przejąć władzę w Iw. Więc król Irving do tego
nie dopuścił i od razu ubezpieczył się też, oddając resztę swoich dzieci.
Wytrzeszczyłam na nią oczy. To nie mieściło mi
się w głowie. Jak bardzo trzeba nie mieć uczuć, żeby zrobić coś takiego? Z
własną rodziną?!
– Ale to tylko plotki. Nie wiadomo, czy to
prawda, tak? – zapytałam. Octavia rozłożyła ręce.
– Nikt nie wie niczego na pewno. Ale to
wszystkim wydało się podejrzane, ostatecznie nigdy wcześniej ani później Król
Gnomów nie zapuszczał się aż do Ivny.
– A co ten cały… Król Gnomów mógł zrobić z
rodziną królewską? Kto to w ogóle jest?
– Tego nie wie nikt, bo też nikt, kto trafił do
Króla Gnomów, nigdy nie wrócił – odpowiedziała. – Ale na pewno nie było to nic
miłego. A sam Król Gnomów… Na pewno wiadomo o nim tylko tyle, że jest bardzo
stary i mieszka w jaskiniach gdzieś głęboko pod ziemią, na obrzeżach Iw. Ma za
pomocników gnomy i podobno nie jest sympatycznym typem. Tutaj, w Iw, to trochę
taka bajka, którą straszymy małe dzieci. Tylko że to prawdziwa bajka.
Wcale mnie to nie dziwiło. Wiele rzeczy, które
uważałam za bajki, okazywało się ostatnio prawdą.
– Prześpij się trochę – dodała Octavia, wstając
z łóżka. – Już późno. Jeśli uda mi się wszystko zorganizować, jutro wyjdziemy
na miasto, popytamy o twojego Jacka.
– Octavia! – Zatrzymałam ją jeszcze, gdy stała
już przy drzwiach. Odwróciła się do mnie z pytaniem w oczach. – Dziękuję. Za
wszystko, co dla mnie robisz.
– Cała przyjemność po mojej stronie. –
Uśmiechnęła się. – Może kiedyś zaufasz mi na tyle, by opowiedzieć mi wszystko o
sobie… Dorothy.
***
Rano ubrałam się sama, jako że spałam źle i
wstałam bardzo wcześnie. Znowu śniły mi się koszmary, których tym razem jednak
nie pamiętałam po przebudzeniu. Mimo to byłam coraz bardziej zaniepokojona.
Nauczyłam się już przecież, by nie bagatelizować niczego, co przytrafiało mi
się w Oz, i zaczęłam się też zastanawiać, czy aby i te koszmary nie były czymś
więcej niż tylko koszmarami. Za tą hipotezą przemawiała zwłaszcza jedna rzecz.
Nie miałam ich ani razu, gdy byłam na Ziemi. Za
to śniły mi się nieustannie, gdy jeszcze biegałam po Oz i wróciły natychmiast,
gdy trafiłam do Iw. To sugerowało, że te koszmary miały coś wspólnego z magią –
a jeśli tak, nie były raczej przypadkowe.
Żeby się jednak upewnić, musiałabym porozmawiać
o tym z mamą, a na to na razie nie miałam co liczyć. Sama i tak nie
wiedziałabym, co mogłam z tym zrobić.
Zastanawiałam się właśnie, czy udałoby mi się
przemknąć obok strażników i uciec na zewnątrz, zanim by mnie aresztowali, kiedy
drzwi mojej sypialni się otwarły i do środka wpadła zdyszana Octavia. Była
ożywiona i od razu widziałam, że coś się stało.
– Przyjechał! – wykrzyknęła, na co posłałam jej
zdezorientowane spojrzenie. Że niby kto? – Masz gościa na dole, w salonie,
strażnicy już wiedzą, możesz do niego iść! To na pewno on, ten twój Jack,
młody, wysoki i przystojny… Oczywiście o ile ktoś lubi taki męski typ urody –
dodała pospiesznie, jakby się usprawiedliwiając.
Serce zabiło mi szybko, z nadzieją, której nie
potrafiłam powstrzymać. Jack! To byłoby takie w jego stylu: teraz, kiedy
chciałam wreszcie zacząć go szukać, on pojawiał się sam, znienacka i bez
zapowiedzi! Uśmiechnęłam się szeroko.
– Teraz już chyba nie będziemy musiały iść do
miasta – dodała Octavia, też z uśmiechem, i przepuściła mnie przodem w
drzwiach, gdy pobiegłam na dół.
Po drodze zdążyłam jeszcze upewnić się, że
dobrze wyglądałam. Miałam na sobie całkiem ładną, niebieską sukienkę, którą
pożyczyła mi księżniczka Yvette, moje włosy po umyciu ich poprzedniego dnia też
wyglądały całkiem nieźle. Akurat, żeby po – może i krótkiej, ale jednak –
rozłące dobrze zaprezentować się przed mężczyzną, którego kochałam.
Wbiegłam do salonu szczęśliwa, uśmiechnięta, i
zatrzymałam się w pół kroku. Na środku pokoju stał mężczyzna, którego bardzo
dobrze pamiętałam: długie do ramion, jasne włosy, twarz o regularnych rysach,
przecięta zagojoną już, ale wciąż widoczną blizną. Octavia musiała mieć
specyficzny gust, skoro mimo tej blizny uznała go za przystojnego.
Jedno jednak nie ulegało wątpliwościom. To nie
był Jack.
– Nicholas? – zapytałam ze zdziwieniem. – Co ty
tutaj robisz?
Nick uśmiechnął się szeroko, rozkładając
ramiona.
– Jak to, co? Przybyłem cię uratować,
księżniczko.
Łał, niesamowite jaki posiadasz talent. Ta historia jest po prostu fantastyczna. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału 😃.
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo się cieszę, że opowieść przypadła Ci do gustu:) a kolejny rozdział już w kolejną sobotę;) całuję!
Usuńjak zwykle świetni. Chyba zaufałam Octavii, mimo ze mam syndrom Dorothy i średnio ufam ludziom w tym opowiadaniu. Ale Octavia miałaby wiele do stracenia i wydaje mi sie, ze nie kłamie. Król Krving jest kompletnie popieprzony. Okrutny, Ale raczej mało inteligentny i tak chyba mozna zawalczyć przeciwko niemu. Jak mogl oddać własna rodzine Krolowi Gnomow? I kim jest ten drugi? Mam nadzieje, ze ta, nie ma Jacka... Bo jesli jest w Iw, to wg mnie tylko tam xD interesuje mnie rowniez, skąd w pałacu wziął się Nick? Jak się tam dostał i skąd wiedział ze jest tam Dorothy? Moze to sprawia jej matki? Ale skoro tak, to czy oni nie wiedzą, jaki jets król Iw i ze cholernie boi się i nienawidzi magii? Hm, jak zwykle tyle pytań...a dorothy juz nie kłamie, ze nie kocha Jacka, w koncu raz już ją zabił xD hihi
OdpowiedzUsuńDziękuję:) syndrom Dorothy, to dobre;) ale rzeczywiście coś w tym jest, niewielu jest obecnie ludzi, którym Dorothy ufa. Myślę jednak, że Octavia jeszcze na to zaufanie sobie zapracuje;) problem w tym, że to trochę nie walka Dorothy, która najchętniej po prostu uciekłaby z pałacu i zaczęła szukać Jacka. Ale co z tego wyjdzie, to już inna sprawa xd a co do Nicka - wszystko wyjaśni się z kolejnym rozdziale:) ale tak czy inaczej, Dorothy trzeba po prostu z Iw wyciągnąć i tyle. Ale prędko to nie będzie, w końcu jeszcze muszą znaleźć Jacka...;)
UsuńCałuję!
Nowy szablon jest prześliczny! Kocham układ zamknięty, ale kolorami to mnie zabiłaś, cudne! <3
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to przyznam, że Octavia mnie przekonała, polubiłam ją, ale nie jestem jeszcze przekonana, bo przecież tak samo polubiłam na początku Jo XD
Lubię Nicka i tęskniłam za nim, ale ŻE CO? No nie, to miał być Jack :(
I oczywiście setki pytań - gdzie jest Jack? Skąd się tam wziął Nick? Kiedy Dee trafi do Króla Gnomów? Dla mnie nie ma wątpliwości, że tam trafi, a po tym "nikt, kto tam poszedł, nie wrócił" to już w ogóle. :D Przecież Dorothy zawsze musi być w takich miejscach.
Jeszcze bardziej znielubiłam całą tą rodzinę królewską. Jeśli te plotki mówią prawdę, to brrr...
Nie no, mimo wszystko cieszę się, że jest Nick, bo go bardzo polubiłam.
Nie martw się, masz zapas jeszcze na ponad miesiąc; myślę, że spokojnie coś do tego czasu napiszesz :D
I wiem, jak to jest, przychodzić wieczorem do domu, nie mieć na nic siły i czasu :(
Dużo weny życzę i pozdrawiam!
Dziękuję:) też nawet mi się podoba, i grafika, i kolory, aż nie wiem, jak to zrobiłam XD
UsuńHaha, no właśnie, u mnie to nigdy nie wiadomo, nie? XD spokojnie, Octavia raczej nie okaże się dwulicowa... Chociaż w sumie kto mnie tam wie^^
Nick początkowo miał być takim bohaterem jak Yvette, tylko na parę rozdziałów, ale za bardzo go polubiłam i musiał się znowu pojawić;) i tym razem pojawi się na dłużej, to taka informacja dla tych, którzy Nicka lubią. A skąd się tam wziął i co z Jackiem... O tym już wkrótce, może nawet w kolejnym rozdziale, nie pamiętam:)
Dzięki. Też mam taką nadzieję :D
No właśnie ;( dziękuję i w takim razie Tobie również życzę więcej wolnego!;)
Całuję!
Twoja historia jest genialna i śledzę ją już od jakiegoś czasu. Komentuję dzisiaj, ponieważ umrę jeśli nie rozwiejesz chociaż części z moich podejrzeń ;)
OdpowiedzUsuńCzyżby Nick trafił do Iw na statku Noah? Jeśli tak to Dorothy miałaby sprawę powrotu do Oz chociaż częściowo rozwiązaną. Podejrzewam jednak, że wcześniej będzie musiała jakoś wyciągnąć Jacka z łap Króla Gnomów (bo zapewne tam przebywa, na skutek jakiś pokręconych splotów zdarzeń, które uwielbiam :D).
Widzę, że mi tak jak większości księżniczka i cała ta pałacowa klika (z wyjątkiem Octavii) działa na nerwy. Liczę, że Dorothy szybko się stamtąd ewakuuje.
Życzę powodzenia i dużo okazji do wypoczynku ;)
Ruda
PS Czy tytuł kolejnego rozdziału w jakiś sposób potwierdza moje przypuszczenie odnośnie Jacka?
Kurczę, za bardzo przewidywalna jestem XD owszem, masz rację co do Nicka i Noah;) natomiast co do tytułu kolejnego rozdziału, to odnosi się raczej właśnie do Nicka i reszty, która przybyła uratować Dorothy;) co do Jacka natomiast - tutaj akurat spodziewałam się, że wszyscy domyślą się tego Króla Gnomów, ostatecznie za dużo było o nim wspominane^^ a jeśli chodzi o pałac - spokojnie, jeszcze parę rozdziałów i wszyscy znikną na horyzoncie:)
UsuńBardzo się cieszę, że zajrzałaś i postanowiłaś skomentować, jest mi niezmiernie z tego powodu miło;)
Dziękuję i całuję!
Nie wierzę, ale jestem tak bardzo rozczarowana, że to Nick, a nie Jack :c Jasne, lubię naszego drwala, ale Jaaaaaack! Mam nadzieje, że szybko uda się go znaleźć ;)
OdpowiedzUsuńChyba zaufam Octavii, wydaje się naprawdę w porządku, mimo tych wszystkich postaci, które się takie wydawały, a potem upss, niespodzianka!
Ale daj nam Jacka, za długo go nie było! Akurat teraz, kiedy się już kochają tak bardzo z Dorothy. Zabijasz nas, kobieto!
Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ;)
Viv
No cóż, nie mam dobrej wiadomości dla wielbicielek Jacka... Prędko to on się jeszcze nie pojawi;) zakładam, że koło rozdziału pięćdziesiątego ósmego, może ;(
UsuńHaha, wiem, ale w przypadku Octavii akurat raczej nic takiego nie będzie miało miejsca. No, chyba xd
Ale za to potem będą się już bardzo kochać ;P
Całuję!