7 marca 2015

52. Dorothy i czytająca emocje

To, co początkowo było dla mnie nowym i nie do końca jasnym odkryciem, szybko stało się oczywiste. Wypytałam o to Octavię, gdy przyszła wieczorem do mojej sypialni, bo mimo wątpliwości co do niej, była jednak jedyną osobą, od której mogłam się w tym miejscu czegoś dowiedzieć. Spróbowałam zrobić to ostrożnie, Octavia jednak natychmiast wyczuła, o co mi chodziło i roześmiała się.
– No oczywiście – powiedziała, przyglądając mi się krytycznie, podczas gdy ja bezskutecznie usiłowałam rozplątać włosy przy toaletce. – Księżniczka Yvette włada magią, wszyscy o tym wiedzą. Jej ojciec też.
W mojej głowie pojawiło się sto tysięcy pytań, które chciałam jej zadać, zaczynając od stosunku króla do córki, a na portrecie i rodzinie królewskiej kończąc, jakoś jednak powstrzymałam się, by nie zadać ich wszystkich naraz. Nadal nie ufałam Octavii. To było dziwne, że tak bez zahamowań opowiadała mi o wszystkim, nie bojąc się, że mogłabym na nią donieść królowi. Ostatecznie gdyby Irving dowiedział się, co mówiła o nim i o jego córce, nie zagrzałaby długo miejsca w pałacu.
– Nic z tego nie rozumiem – przyznałam po chwili milczenia ostrożnie, rezygnując z ratowania włosów. Moje wysiłki i tak nic nie dawały, a tylko zaczęły mnie od tego boleć ręce. – Wydawało mi się, że król nienawidzi magii i się jej boi. Jasne, Yvette jest jego córką, ale mimo wszystko…
– …mimo wszystko pozbyłby się jej natychmiast, gdyby tylko był pewien, że Yvette może mu zaszkodzić – weszła mi w słowo nieco pobłażliwym tonem. – Yvette nie ma dużej mocy, Dorothy. Jedyne, co potrafi zrobić, to zmieniać kolor oczu, włosów, trochę kombinować z rysami twarzy. Tego nauczyła ją matka i tylko tyle Yvette interesuje. Jej ojciec wie doskonale, że jeśli tylko zapewni córce pełne szafy ubrań, wystarczająco dużo przyjęć i partnerów do tańca, to Yvette nigdy nie zrobi nic przeciwko niemu. Za bardzo ceni sobie to życie, by je zaryzykować. To idiotka.
Nie no, naprawdę, co z tą dziewczyną było nie tak? Dlaczego właściwie ona tak się przede mną odsłaniała, nie bała się?
– Matka ją tego nauczyła? – podchwyciłam. – Też znała magię? I Irving się z nią ożenił?
– Nie, królowa nie miała magii. Skądś znała tylko te parę sztuczek i tego nauczyła córkę. – Octavia pociągnęła mnie za włosy, a gdy syknęłam z bólu, natychmiast cofnęła ręce. – Mogę ci to rozebrać, ale ostrzegam, może boleć. Co ona zrobiła ci z włosami?
– Twierdziła, że będę pięknie wyglądać, i nie bardzo miałam jak zaprotestować. – Złapałam w lustrze swoje odbicie i stwierdziłam, że brzydko się krzywiłam. Ale przynajmniej ładniej wyglądałam, bo w jednym trzeba było oddać sprawiedliwość Yvette: umiała robić makijaż. Nawet z tych kosmetyków, które były dostępne w Oz, a wiele ich nie było. – A potem kazała mi wkładać sto sukienek, każdą przez głowę. Jeśli na początku moja fryzura jakoś się jeszcze trzymała, to pod koniec został mi na głowie sam kołtun. Rób, co musisz, możesz je nawet ściąć, nieważne.
– Jak to, nieważne? Masz piękne włosy, nie ma takiej opcji, żeby je ścinać! – wykrzyknęła Octavia ze zgorszeniem. – Spokojnie, nie z takimi sytuacjami już sobie robiłam. Tylko zaciśnij mocno zęby.
Wolałabym chyba, żeby ścięła mi włosy zamiast mnie torturować, ale najwyraźniej nie miałam w tej kwestii wiele do powiedzenia. Bycie lalką do przebierania miało swoje minusy także już po zakończeniu tej wątpliwej zabawy. Przekonałam się o tym naocznie, gdy Octavia zaczęła mnie szarpać za włosy, próbując je rozczesać, co szło jej powoli i bardzo opornie.
– Więc… co się z nią stało? – Rozmowa, pomyślałam półprzytomnie, rozmowa powinna odwrócić moją uwagę od bólu wyrywanych włosów. – Z królową? I rodzeństwem Yvette?
Dłonie masakrujące moje włosy na chwilę się zatrzymały, ale potem wróciły zaraz do przerwanej pracy. W lustrze złapałam niepewne, jasnoniebieskie spojrzenie Octavii. Wzruszyłam ramionami.
– No co?
– O tym w zasadzie nie mówi się tu, w pałacu – odpowiedziała ostrożnie. – Bo cała pozostała rodzina króla trafiła do Króla Gnomów.
– Tyle powiedziała mi i Yvette – mruknęłam. – Ale nadal nie wiem, kto to jest ani jak to się stało.
– A dlaczego cię to interesuje?
Odsunęłam się poza zasięg jej rąk, żeby spojrzeć jej prosto w oczy. No proszę, Octavia jednak nie była tak szczera, jak próbowała się wydawać. Nawet ona najwidoczniej miała jakieś hamulce.
– Wiesz, czegoś tu nie rozumiem – zmieniłam temat, zapisałam sobie jednak w pamięci, by wrócić jeszcze do Króla Gnomów. Brzmiało to na tyle ciekawie, że nie mogłam tego tak po prostu zostawić. – Opowiadasz mi to wszystko, mówisz różne rzeczy o królu i księżniczce, niekoniecznie pochlebne. Nie boisz się, że im to wszystko przekażę? Że stracisz tę pracę przez swoje gadulstwo albo jeszcze gorzej? Naprawdę dopiero teraz uznałaś, że powinnaś się hamować?
Przez moment milczała. Cierpliwie czekałam, aż się odezwie, bo nie chciałam jej spłoszyć jeszcze bardziej, niż już to zrobiłam. Może to jednak dobrze, że zagrałam z Octavią w otwarte karty, zamiast ciągle zastanawiać się, co z nią było nie tak, bo usiadła na łóżku, po czym powiedziała bardzo poważnie:
– Wiem, że mogę ci ufać, Dorothy.
– Niby jakim cudem? – prychnęłam. – W ogóle mnie nie znasz. Nie wiesz nawet, kim dokładnie jestem.
– Wiem wystarczająco – odparła zaskakująco stanowczo. – Wiem, że okłamałaś mnie w sprawie magii. Ale wiem też, że zrobiłaś to, bo się bałaś. Cały czas się boisz, Dorothy. I słusznie, powinnaś się bać. Jeśli Irving dowie się, że to ty spowodowałaś ten wybuch w lesie, gdzie cię znaleziono, nie pozwoli ci żyć. Uwierz, jeśli chodzi o ludzi, którzy według niego mu zagrażają, ten człowiek nie ma skrupułów.
Znowu nic nie rozumiałam, w jednym jednak Octavia miała rację. Bałam się. W tamtej chwili jednak najbardziej bałam się jej.
Kim była? Szpiegiem Clarissy? Skąd wiedziała o mnie rzeczy, których absolutnie nikt w krainie Iw nie powinien był wiedzieć? Nikt mnie tu nie znał. Nikt tu o mnie nie słyszał. Nie przedstawiłam się nawet z nazwiska, gdy się tu pojawiłam! Więc skąd wiedziała?
I co zamierzała z tą wiedzą zrobić?
– Kim ty jesteś? – zapytałam, gratulując sobie, że dałam się zaskoczyć zaledwie na ułamek sekundy. – Skąd… Octavia, wydaje ci się, że coś wiesz, ale tak naprawdę nie masz pojęcia o niczym. Nie próbuj udawać, że mnie znasz.
– Wiem, że to trudno wyjaśnić – westchnęła, wzruszając ramionami. – I wiem, że nie chcesz się przyznać.  To jest… Ja sama nie wiem, jak to nazwać. Mam coś takiego. Potrafię… trochę lepiej niż inni czytać w ludziach.
– Czytać w ludziach? – powtórzyłam z powątpiewaniem. – To ma coś wspólnego z magią?
– Nie… chyba, sama nie wiem – odparła. – Kiedyś, dawno temu, w mojej rodzinie były osoby, które naprawdę władały magią, ale z czasem jakoś to u nas zaniknęło. Mój ojciec potrafił jeszcze robić jakieś niewielkie sztuczki, nic poza tym, ale ja nie odziedziczyłam już nic z tego. Tylko to… Nie wiem, czy magia ma z tym coś wspólnego, czy po prostu mam dobrą intuicję albo jestem tak bystrym obserwatorem. Ale tak właśnie jest, zazwyczaj już przy pierwszym spotkaniu z kimś znam jego intencje i zamiary. W tobie od razu wyczułam coś, co mnie zaciekawiło. Strach, desperację, ale i determinację, której ci zazdroszczę. Wiedziałam, że nie mówisz prawdy z tą magią. Że nie chcesz powiedzieć, kim naprawdę jesteś, bo się boisz i nie chcesz się niepotrzebnie narażać. Wiedziałam to już, gdy pierwszy raz cię usłyszałam i pomyślałam wtedy, że tobie mogę zaufać. Zazwyczaj wiem, komu ufać. Z tobą tak właśnie było.
Palcami nerwowo gładziła końcówkę jasnego warkocza, i widziałam, że te słowa naprawdę dużo ją kosztowały. Pewnie nie na co dzień przyznawała się ludziom, że coś z nią było nie tak, i pewnie nie na co dzień ludzie jej wierzyli. Ja sama nie wiedziałam, co robić. Brzmiała szczerze. I mimo wszystko była jedyną osobą w pałacu, którą ośmieliłabym się prosić o pomoc. Ale… Na zbyt wielu osobach już się zawiodłam. Clarissa, Christian, Jo, Annabelle – to wszystko nie nastrajało mnie pozytywnie do potencjalnie przyjaznych obcych.
Z drugiej strony był też Nick, który pomógł nam całkiem bezinteresownie (bo nie liczyłam tej lichej zapłaty, którą od nas dostał) i Noah, który ryzykował życiem załogi, zabierając nas na statek. Dobrze, może podczas moich podróży spotkałam więcej źle niż dobrze nastawionych do mnie ludzi, ale to przecież nie znaczyło, że tak musiało być i z Octavią.
Brzmiała naprawdę szczerze.
– Przecież jestem niebezpieczna. Mam magię – przypomniałam jej. Zawsze potem mogłam się tego wyprzeć, prawda?
– To król Irving boi się magicznych, nie ja – zaprotestowała całkiem spokojnie. – Ja wiem coś, czego on nie wie. Magia sama w sobie nie jest zła, to tylko kwestia tego, co sama postanowisz z nią zrobić. Jeśli jesteś dobrym człowiekiem, magia nie ma znaczenia. Król na to nie patrzy. Ja nie jestem tak bezwzględna.
Cholera. I jeszcze mówiła dokładnie to samo, co swego czasu powiedział mi Jack. Dawno temu, gdy zatrzymaliśmy się w Mieście Granicznym, by wyleczyć moją kostkę. Magia sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła. Dopiero to, co z nią robimy, nadaje jej kierunek.
To niby było oczywiste, a jednak w ciągu całej mojej podróży po Oz i innych magicznych krainach usłyszałam to tylko od dwóch osób. Pierwszą z nich był mężczyzna, któremu powierzyłam nie tylko moje serce, ale i życie.
A drugą?
– To znaczy, że mi pomożesz? – zapytałam w końcu, chwilowo odsuwając od siebie wątpliwości dotyczące intencji Octavii. – Muszę znaleźć mężczyznę, z którym podróżowałam, Jacka, a potem wydostać się z Iw i wrócić do Oz. Pomożesz mi?
– Spróbuję, ale nie wiem, jak ci pomóc, Dorothy. Mogę wypytać w mieście o twojego towarzysza, być może ktoś o nim słyszał lub gdzieś go widział. Jeśli jednak chodzi o powrót do Oz… To nie będzie takie proste. Nie ma wielu statków, które pokonałyby taką odległość, a król niechętnie się z nimi rozstaje. Wątpię, żeby ci któryś pożyczył. Poza tym może w ogóle cię nie puścić, póki nie upewni się, że nie stanowisz dla niego zagrożenia. Pod tym względem jest bardzo stanowczy. A ciebie na pewno nie jest jeszcze pewien.
Świetnie. Moja sytuacja wyglądała coraz lepiej.
– Podczas kolacji uderzył jednego ze służących – przypomniałam sobie, a na samo to wspomnienie znowu się we mnie zagotowało. – Nie podobał mu się sposób, w jaki chłopak usługiwał do stołu. Zwolnił go i wsadził do lochów. To często się tutaj zdarza?
Octavia westchnęła i pokręciła głową, po czym wstała z łóżka i powróciła do rozplątywania moich włosów. O dziwo, jej operacje już nie bolały tak jak wcześniej.
– Powinnaś zobaczyć miasto – wymamrotała w końcu. – We dworze urządzają sobie uczty i zajadają się do woli, a na zewnątrz ludzie walczą o każdy kawałek chleba. Ale król musi mieć swoje komnaty i kupować córce nowe suknie, więc co tam, najwyżej podniesie podatki. I zegnie karki poddanych jeszcze bardziej.
– Myślisz, że mogłabym? Pójść z tobą do miasta, gdy będziesz rozpytywać o Jacka? – zapytałam z nadzieją, bo powoli dostawałam wrażenia, że wkrótce oszaleję od tych czterech ścian pałacu. Wydawało mi się niemożliwe, że tak niedawno podróżowałam przez Stany Zjednoczone, wielki, wolny kraj, i poza wnętrzem samochodu nie byłam nigdzie zamykana. Mogłam robić, co tylko chciałam i jechać, gdzie chciałam.
To jednak normalne, że wolność docenia się dopiero wtedy, gdy się ją straci.
– Zobaczymy. Możesz zapytać, jeśli chcesz. – Octavia nie wyglądała na przekonaną, ale też nie zaprotestowała. – Jeśli będziesz się dobrze zachowywać, to może faktycznie pozwolą ci na jakiś niewielki wybryk. Ale nie licz na zbyt wiele. Irving nie odpuści tak łatwo tych strażników spod twoich drzwi.
– Dlaczego właściwie mi pomagasz? – wyrzuciłam znowu z siebie, dochodząc do wniosku, że szczere rozmowy dobrze nam wychodziły. Syknęłam, gdy Octavia szarpnęła za kolejne pasmo moich włosów. – Rozumiem, widzisz, że jestem dobrym człowiekiem i tak dalej, ale to jeszcze nie znaczy, że musisz za mnie nadstawiać karku. Właściwie nie powinnaś. Po co to robisz? Po co się tak głupio narażasz?
– Nie mam zamiaru oglądać, jak król wysyła na egzekucję kolejną osobę tylko dlatego, że urodziła się z magią – prychnęła Octavia i wydawało mi się, że mówiła szczerze. – To jeszcze nie jest niczyja wina. Nie twoja wina, że spowodowałaś ten wybuch, gdy tu wylądowałaś, na pewno byłaś wtedy w stanie, który uniemożliwiał ci kontrolę nad magią. To jeszcze nie znaczy, że jesteś zła i zasługujesz na śmierć, a według króla – tak. Nigdy się z nim nie zgodzę i nigdy nie zamierzam się z tym pogodzić.
– To dlaczego wciąż tu pracujesz?
– To nie jest takie proste, zmienić swoje życie. – Wzruszyła ramionami. – Moja matka pracowała tu całe życie i siłą rzeczy ja też tu trafiłam. Chciałabym coś zmienić i nawet zastanawiałam się, czy nie zabrałabyś mnie ze sobą do Oz, gdy już znajdziesz sposób, by się tam przedostać… Moja rodzina pochodziła z Oz, wiesz? Mieszkali tam dawno, naprawdę dawno temu, ale może już czas, żebym i ja tam wróciła. Ale potrzebuję kogoś, kto mnie popchnie. Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że to ty będziesz tą osobą.
No proszę. Tego się nie spodziewałam. Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, przypomniałam sobie o ostatniej osobie, którą chciałam ze sobą zabrać do Oz. W jednej chwili zabrakło mi oddechu i zapiekło mnie w gardle, i to nie z powodu Octavii szarpiącej moje włosy. Ból był we mnie wprawdzie cały czas, ale tępy, przytłumiony; dopiero gdy przypominałam sobie tamte potworne godziny spędzone w szpitalu, powracał z całą mocą, nokautując mnie bez najmniejszego problemu. W takich chwilach miałam wrażenie, że znowu się dusiłam, jakby Czarownica rzuciła na mnie kolejne zaklęcie. Nie wiedziałam, jak to uspokoić.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedziałam powoli, gdy już udało mi się zmusić gardło do wydania z siebie dźwięków. – Mam w Oz mnóstwo wrogów, Octavia. Nie wszyscy, którzy ze mną podróżowali, skończyli… dobrze. – Musiałam zmusić się do przełknięcia śliny, żeby być w stanie kontynuować. – Nie chciałabym cię narażać na niebezpieczeństwo. Nie zrozum mnie źle, naprawdę chciałabym pomóc… Ale musisz wiedzieć, że ja tego nie wyolbrzymiam. W Oz zrobiło się ostatnio nieprzyjemnie.
Tak naprawdę nie wiedziałam wcale, co działo się w Oz. Wiedziałam jednak, że mama zbierała armię przeciwko Clarissie, co mogło oznaczać, że nie tylko mieszkańcy Emerald City byli w niebezpieczeństwie. To coraz bardziej wyglądało tak, jakby w kraju miała wybuchnąć regularna wojna. W jakiś sposób byłam za to odpowiedzialna i nienawidziłam się za to; z drugiej strony wiedziałam, że to wcześniej czy później musiało się stać. Atak ze strony Clarissy był nieunikniony, a ja stałam się tylko zapalnikiem, który to wszystko rozpoczął. Tak naprawdę nie mogłam na to nic poradzić.
– Nieprzyjemnie? – powtórzyła Octavia, marszcząc brwi. – To co tam się właściwie dzieje? Wydawało mi się, że mówiłaś, że chcesz tylko wrócić do rodziców.
– Ja… – zająknęłam się. – Nie chcę o tym rozmawiać, nie teraz. Ale… uwierz, sama chciałabym, żeby to było takie proste. Zresztą w ogóle nie wiem nawet, jak dostać się do Oz. Nawet jeśli znajdę Jacka i wydostanę się z pałacu… Nie przepłyniemy morza wpław.
– Będziemy się tym martwić później – zadecydowała Octavia, wreszcie się ode mnie odsuwając. – No, teraz tylko umyjemy ci włosy i jutro powinny wyglądać całkiem normalnie. A ten twój Jack? Kto to właściwie jest?
Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, że to wcale nie był mój Jack, zrezygnowałam jednak. Dłuższe zaprzeczanie temu nie miało już sensu. Całowałam się z nim, przyznałam się, co do niego czułam, nie musiałam się dłużej bać, że Jack mnie zabije, skoro już to zrobił, a do tego straciłam jedyny powód, dla którego chciałam wracać na Ziemię. Oczywiście poza faktem, że w Oz miałam zrobić coś, co zmieni czy też zniszczy całą tę krainę. Nie istniał ani jeden powód, dla którego musiałabym sobie dłużej odmawiać uczucia do Jacka i to z kolei sprawiło, że poczułam się odrobinę lepiej.
Najpierw jednak musiałam go znaleźć. Że żył, w to nie wątpiłam; co się jednak z nim działo?
– Łowca czarownic – wyjaśniłam bez oporów. – To naprawdę niesamowity facet. Uratował mi życie tyle razy, że nie potrafiłabym już zliczyć.
– Kochasz go, co? – Kiedy rzuciłam jej zaskoczone spojrzenie, Octavia uśmiechnęła się przepraszająco. – Wybacz, nie chciałam być wścibska, ale po prostu to wyczuwam. Spokojnie, na pewno go znajdziemy. Iw to nie jest duża kraina, a obcy są rzadkością, ktoś tutaj musiał coś słyszeć na jego temat.
Odprężyłam się nieco, kiedy Octavia myła mi włosy; zmyła w ten sposób również napięcie z całego tego wieczoru, wywołane uważnymi spojrzeniami króla i idiotycznymi żądaniami Yvette. Naprawdę czułam się jak lalka, gdy poszłam do niej po kolacji. Pierwszy raz zdarzyło mi się, żeby ktoś traktował mnie jak zabawkę, przebierał, czesał i malował po to tylko, żeby samemu trochę się rozerwać. A tak właśnie było w przypadku księżniczki.
Musiałam jak najszybciej wydostać się z pałacu. Nie tylko ze względu na Jacka, rodziców i Oz, ale także dlatego, że dłuższe w nim przebywanie mogło mnie doprowadzić do początków choroby psychicznej.
Kolejne odkrycie dotyczyło już mnie samej. Po kąpieli uznałam, że powinnam wreszcie wymienić opatrunek na ramieniu, który bałam się ruszać od przybycia do Iw – w końcu opieka medyczna stała w tej krainie na równie niskim poziomie co w Oz. Musiałam jednak choćby zmienić bandaż, pozwoliłam więc Octavii, żeby mi go odwinęła – samej ciężko było mi to zrobić jedną ręką – a gdy służąca odsunęła materiał i spojrzałam na skórę, na której wyraźnie powinna odznaczyć się szarpana rana z kilkunastoma szwami, nie zobaczyłam nic.
To znaczy, oczywiście zobaczyłam skórę. Całkiem gładką i bez najmniejszych oznak, że kiedykolwiek coś ugryzło mnie w ramię. Żadnego śladu szarpanej rany, wykonanej zębami polarnego wilka, która jeszcze do niedawna przecież mnie bolała.
Właściwie do czasu przybycia do Iw.
– Wydawało mi się, że mówiłaś, że byłaś ranna – powiedziała Octavia ze zdziwieniem, oglądając uważnie moje ramię. – To gdzie ta rana?
– Nie wiem – bąknęłam, dotykając skóry. To nie był żaden omam, naprawdę wyglądało to tak, jakby wilk nigdy mnie nie ugryzł. Idiotyzm, pamiętałam jeszcze bardzo dobrze ból, który czułam po założeniu szwów. – To bardzo dziwne…
– Macie na Ziemi takie lekarstwa, dzięki którym rany znikają od ręki?
– Skąd – żachnęłam się, chociaż w zasadzie nie powinnam się dziwić, że Octavia tak pomyślała. Pewnie słyszała różne opowieści dziwnej treści na temat wynalazków z Ziemi. – W życiu, powinnam mieć tu normalną, zagojoną ranę i szwy. Nie wiem, co się…
Urwałam w pół zdania, bo nagle coś sobie przypomniałam.
Przecież kiedy trafiłam do Iw, byłam niemalże martwa. Albo raczej całkiem martwa. Jeżeli to rzeczywiście do tego zmusiła mnie wtedy matka, wróciłam dzięki użyciu magii, która mnie uzdrowiła. A skoro zrobiła to, czemu nie miałaby również uzdrowić rany na ramieniu, która w dodatku wtedy jeszcze mnie bolała?
W milczeniu przyglądałam się zdrowemu ramieniu i zastanawiałam, jak bardzo to było niesamowite. I nienormalne.
Gdybym do tamtej pory miała jakieś wątpliwości, w chwili zdjęcia bandażu musiałabym się ich ostatecznie pozbyć. Mama się nie myliła, naprawdę miałam magię. I naprawdę sama się dzięki niej uratowałam, gdy trafiłam do Iw.
Nadal nie mieściło mi się to w głowie, ale najwyraźniej taka właśnie była prawda.
– Magia. – No proszę, Octavia wcale nie była taka głupia. – To twoja magia to zrobiła, prawda?
– Chyba tak – przytaknęłam niepewnie, zapominając, że miałam się do tego w ogóle nie przyznawać. Może i Octavia brzmiała szczerze, ale kto mógł wiedzieć, czy jednak nie była czyimś szpiegiem? Sama nie wiedziałam, dlaczego powiedziałam prawdę; chyba po prostu z rozpędu się zapomniałam. – Ja… Sama nie wiem. Nigdy wcześniej niczego takiego nie zrobiłam. Ja w ogóle… Nie jestem w tym dobra, Octavia. Nie umiem tego kontrolować. Ale… Boże, mam nadzieję, że naprawdę mogę ci ufać, bo nie będę w stanie się obronić, gdyby król chciał mi coś zrobić. Naprawdę tego nie potrafię.
A przede wszystkim byłam idiotką. Czy nie powinnam raczej powiedzieć, że zmiotę z powierzchni ziemi cały pałac, jeśli spróbują mi zrobić krzywdę?
Octavia jednak złożyła bandaż i odłożyła go na toaletkę, po czym ponownie przy mnie usiadła i odparła poważnie:
– Naprawdę możesz mi ufać, Dorothy. Pomogę ci, jak tylko będę umiała, obiecuję.
Nadal nie czułam się zbyt pewnie, może dlatego przeszłam do kontrataku, odpowiadając:
– W takim razie opowiedz mi o Królu Gnomów.
Przez twarz Octavii znowu przebiegł ten grymas, który pojawiał się za każdym razem, gdy wypowiadałam tę nazwę. Nie miałam pojęcia, kim mógł być ten cały Król Gnomów, nie kojarzyłam go nawet z książki o Dorotce; z drugiej strony, nie pamiętałam też z niej krainy Iw. Ja jednak czytałam tylko Czarnoksiężnika z Oz, a wiedziałam, że tych książek było więcej. Może należało się z nimi dokładniej zapoznać, gdy przebywałam na Ziemi?
No cóż, teraz to już i tak nie miało znaczenia.
– Dobrze, ale naprawdę, Dorothy… nie możesz nikomu powiedzieć, że ze mną o tym rozmawiałaś – ostrzegła. – Nikomu. Nie może ci się wymsknąć nic na ten temat, rozumiesz?
– Rozumiem. – Kiwnęłam głową, lekko zaskoczona. – Ale dlaczego?
– To praktycznie zakazany temat tu, w Evnie – wyjaśniła. – W zasadzie było tak, odkąd pamiętam, bo król zawsze udawał, że Króla Gnomów w ogóle nie ma, że on nie istnieje, bo tak mu było wygodniej. Wiesz już, że król Irving nienawidzi magii i się jej boi. Król Gnomów z kolei włada magią, jest chyba najpotężniejszym czarownikiem w Iw, chociaż z drugiej strony dzięki Irvingowi nie ma ich tutaj dużo. Irving wielokrotnie próbował wykurzyć Króla Gnomów, ale nigdy mu się nie udało, a ponieważ tracił w tych starciach mnóstwo ludzi, w końcu odpuścił. Król Gnomów i tak siedzi sobie w swojej kryjówce na skraju Iw i nie ma zapędów, by zastąpić Irvinga na tronie. Mimo to król czuł się zawsze zagrożony, a po tych nieudanych atakach także i trochę upokorzony, dlatego zaczął udawać, że Król Gnomów w ogóle nie istnieje i to samo przykazał swoim ludziom.
– Trochę to krótkowzroczne – wtrąciłam, gdy Octavia na chwilę zamilkła. Wzruszyła ramionami.
– Ciężko powiedzieć, w końcu Król Gnomów jest w Iw od zawsze i nigdy nie sprawiał władcom większych kłopotów. Jasne, czasami porywa jakichś ludzi, chociaż nie wiadomo, co z nimi potem robi, ale to sporadyczne przypadki. Irving chciał się go pozbyć tylko dlatego, że bolała go sama obecność kogoś z tak potężną magią w Iw. No, a poza tym ma manię prześladowczą i myśli, że każdy magiczny chciałby go wykończyć.
– Ale jak to się ma do rodziny królewskiej? – Chwyciłam ręcznik i zaczęłam wycierać mokre włosy, zapominając chwilowo o magicznie wyleczonym ramieniu. Na to już zresztą nie mogłam nic poradzić. – Mówiłaś, że Król Gnomów nie zapuszcza się aż do Ivny…
– Oprócz tego jednego razu – przerwała mi. – Tego jednego razu, kiedy Król Gnomów porwał praktycznie całą rodzinę króla Irvinga. Pięcioro rodzeństwa Yvette i królową.
To było dziwne. I całkowicie bez sensu.
– Ale po co?
– To jest właśnie dobre pytanie. – Octavia uśmiechnęła się ponuro. – Bardzo szybko zaczęły po mieście krążyć plotki, że to wcale nie było porwanie. Ostatecznie nikt nie widział żadnego ataku. Zaczęto mówić, że Irving dogadał się jakoś z Królem Gnomów i sam oddał mu swoją rodzinę, zostawiając w pałacu tylko Yvette, której trochę obawiał się spuszczać z oka, jako że miała tę odrobinę magii. Widzisz, król Irving ma świra na punkcie władzy, a dzieci podobno za nim nie przepadały z powodu jego brutalności. Najstarszy syn miał już wtedy jakieś szesnaście lat i bardzo możliwe, że wraz z matką chciał przejąć władzę w Iw. Więc król Irving do tego nie dopuścił i od razu ubezpieczył się też, oddając resztę swoich dzieci.
Wytrzeszczyłam na nią oczy. To nie mieściło mi się w głowie. Jak bardzo trzeba nie mieć uczuć, żeby zrobić coś takiego? Z własną rodziną?!
– Ale to tylko plotki. Nie wiadomo, czy to prawda, tak? – zapytałam. Octavia rozłożyła ręce.
– Nikt nie wie niczego na pewno. Ale to wszystkim wydało się podejrzane, ostatecznie nigdy wcześniej ani później Król Gnomów nie zapuszczał się aż do Ivny.
– A co ten cały… Król Gnomów mógł zrobić z rodziną królewską? Kto to w ogóle jest?
– Tego nie wie nikt, bo też nikt, kto trafił do Króla Gnomów, nigdy nie wrócił – odpowiedziała. – Ale na pewno nie było to nic miłego. A sam Król Gnomów… Na pewno wiadomo o nim tylko tyle, że jest bardzo stary i mieszka w jaskiniach gdzieś głęboko pod ziemią, na obrzeżach Iw. Ma za pomocników gnomy i podobno nie jest sympatycznym typem. Tutaj, w Iw, to trochę taka bajka, którą straszymy małe dzieci. Tylko że to prawdziwa bajka.
Wcale mnie to nie dziwiło. Wiele rzeczy, które uważałam za bajki, okazywało się ostatnio prawdą.
– Prześpij się trochę – dodała Octavia, wstając z łóżka. – Już późno. Jeśli uda mi się wszystko zorganizować, jutro wyjdziemy na miasto, popytamy o twojego Jacka.
– Octavia! – Zatrzymałam ją jeszcze, gdy stała już przy drzwiach. Odwróciła się do mnie z pytaniem w oczach. – Dziękuję. Za wszystko, co dla mnie robisz.
– Cała przyjemność po mojej stronie. – Uśmiechnęła się. – Może kiedyś zaufasz mi na tyle, by opowiedzieć mi wszystko o sobie… Dorothy.

***

Rano ubrałam się sama, jako że spałam źle i wstałam bardzo wcześnie. Znowu śniły mi się koszmary, których tym razem jednak nie pamiętałam po przebudzeniu. Mimo to byłam coraz bardziej zaniepokojona. Nauczyłam się już przecież, by nie bagatelizować niczego, co przytrafiało mi się w Oz, i zaczęłam się też zastanawiać, czy aby i te koszmary nie były czymś więcej niż tylko koszmarami. Za tą hipotezą przemawiała zwłaszcza jedna rzecz.
Nie miałam ich ani razu, gdy byłam na Ziemi. Za to śniły mi się nieustannie, gdy jeszcze biegałam po Oz i wróciły natychmiast, gdy trafiłam do Iw. To sugerowało, że te koszmary miały coś wspólnego z magią – a jeśli tak, nie były raczej przypadkowe.
Żeby się jednak upewnić, musiałabym porozmawiać o tym z mamą, a na to na razie nie miałam co liczyć. Sama i tak nie wiedziałabym, co mogłam z tym zrobić.
Zastanawiałam się właśnie, czy udałoby mi się przemknąć obok strażników i uciec na zewnątrz, zanim by mnie aresztowali, kiedy drzwi mojej sypialni się otwarły i do środka wpadła zdyszana Octavia. Była ożywiona i od razu widziałam, że coś się stało.
– Przyjechał! – wykrzyknęła, na co posłałam jej zdezorientowane spojrzenie. Że niby kto? – Masz gościa na dole, w salonie, strażnicy już wiedzą, możesz do niego iść! To na pewno on, ten twój Jack, młody, wysoki i przystojny… Oczywiście o ile ktoś lubi taki męski typ urody – dodała pospiesznie, jakby się usprawiedliwiając.
Serce zabiło mi szybko, z nadzieją, której nie potrafiłam powstrzymać. Jack! To byłoby takie w jego stylu: teraz, kiedy chciałam wreszcie zacząć go szukać, on pojawiał się sam, znienacka i bez zapowiedzi! Uśmiechnęłam się szeroko.
– Teraz już chyba nie będziemy musiały iść do miasta – dodała Octavia, też z uśmiechem, i przepuściła mnie przodem w drzwiach, gdy pobiegłam na dół.
Po drodze zdążyłam jeszcze upewnić się, że dobrze wyglądałam. Miałam na sobie całkiem ładną, niebieską sukienkę, którą pożyczyła mi księżniczka Yvette, moje włosy po umyciu ich poprzedniego dnia też wyglądały całkiem nieźle. Akurat, żeby po – może i krótkiej, ale jednak – rozłące dobrze zaprezentować się przed mężczyzną, którego kochałam.
Wbiegłam do salonu szczęśliwa, uśmiechnięta, i zatrzymałam się w pół kroku. Na środku pokoju stał mężczyzna, którego bardzo dobrze pamiętałam: długie do ramion, jasne włosy, twarz o regularnych rysach, przecięta zagojoną już, ale wciąż widoczną blizną. Octavia musiała mieć specyficzny gust, skoro mimo tej blizny uznała go za przystojnego.
Jedno jednak nie ulegało wątpliwościom. To nie był Jack.
– Nicholas? – zapytałam ze zdziwieniem. – Co ty tutaj robisz?
Nick uśmiechnął się szeroko, rozkładając ramiona.
– Jak to, co? Przybyłem cię uratować, księżniczko.

10 komentarzy:

  1. Łał, niesamowite jaki posiadasz talent. Ta historia jest po prostu fantastyczna. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału 😃.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo się cieszę, że opowieść przypadła Ci do gustu:) a kolejny rozdział już w kolejną sobotę;) całuję!

      Usuń
  2. jak zwykle świetni. Chyba zaufałam Octavii, mimo ze mam syndrom Dorothy i średnio ufam ludziom w tym opowiadaniu. Ale Octavia miałaby wiele do stracenia i wydaje mi sie, ze nie kłamie. Król Krving jest kompletnie popieprzony. Okrutny, Ale raczej mało inteligentny i tak chyba mozna zawalczyć przeciwko niemu. Jak mogl oddać własna rodzine Krolowi Gnomow? I kim jest ten drugi? Mam nadzieje, ze ta, nie ma Jacka... Bo jesli jest w Iw, to wg mnie tylko tam xD interesuje mnie rowniez, skąd w pałacu wziął się Nick? Jak się tam dostał i skąd wiedział ze jest tam Dorothy? Moze to sprawia jej matki? Ale skoro tak, to czy oni nie wiedzą, jaki jets król Iw i ze cholernie boi się i nienawidzi magii? Hm, jak zwykle tyle pytań...a dorothy juz nie kłamie, ze nie kocha Jacka, w koncu raz już ją zabił xD hihi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) syndrom Dorothy, to dobre;) ale rzeczywiście coś w tym jest, niewielu jest obecnie ludzi, którym Dorothy ufa. Myślę jednak, że Octavia jeszcze na to zaufanie sobie zapracuje;) problem w tym, że to trochę nie walka Dorothy, która najchętniej po prostu uciekłaby z pałacu i zaczęła szukać Jacka. Ale co z tego wyjdzie, to już inna sprawa xd a co do Nicka - wszystko wyjaśni się z kolejnym rozdziale:) ale tak czy inaczej, Dorothy trzeba po prostu z Iw wyciągnąć i tyle. Ale prędko to nie będzie, w końcu jeszcze muszą znaleźć Jacka...;)
      Całuję!

      Usuń
  3. Nowy szablon jest prześliczny! Kocham układ zamknięty, ale kolorami to mnie zabiłaś, cudne! <3
    Co do rozdziału, to przyznam, że Octavia mnie przekonała, polubiłam ją, ale nie jestem jeszcze przekonana, bo przecież tak samo polubiłam na początku Jo XD
    Lubię Nicka i tęskniłam za nim, ale ŻE CO? No nie, to miał być Jack :(
    I oczywiście setki pytań - gdzie jest Jack? Skąd się tam wziął Nick? Kiedy Dee trafi do Króla Gnomów? Dla mnie nie ma wątpliwości, że tam trafi, a po tym "nikt, kto tam poszedł, nie wrócił" to już w ogóle. :D Przecież Dorothy zawsze musi być w takich miejscach.
    Jeszcze bardziej znielubiłam całą tą rodzinę królewską. Jeśli te plotki mówią prawdę, to brrr...
    Nie no, mimo wszystko cieszę się, że jest Nick, bo go bardzo polubiłam.
    Nie martw się, masz zapas jeszcze na ponad miesiąc; myślę, że spokojnie coś do tego czasu napiszesz :D
    I wiem, jak to jest, przychodzić wieczorem do domu, nie mieć na nic siły i czasu :(
    Dużo weny życzę i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) też nawet mi się podoba, i grafika, i kolory, aż nie wiem, jak to zrobiłam XD

      Haha, no właśnie, u mnie to nigdy nie wiadomo, nie? XD spokojnie, Octavia raczej nie okaże się dwulicowa... Chociaż w sumie kto mnie tam wie^^

      Nick początkowo miał być takim bohaterem jak Yvette, tylko na parę rozdziałów, ale za bardzo go polubiłam i musiał się znowu pojawić;) i tym razem pojawi się na dłużej, to taka informacja dla tych, którzy Nicka lubią. A skąd się tam wziął i co z Jackiem... O tym już wkrótce, może nawet w kolejnym rozdziale, nie pamiętam:)

      Dzięki. Też mam taką nadzieję :D

      No właśnie ;( dziękuję i w takim razie Tobie również życzę więcej wolnego!;)

      Całuję!

      Usuń
  4. Twoja historia jest genialna i śledzę ją już od jakiegoś czasu. Komentuję dzisiaj, ponieważ umrę jeśli nie rozwiejesz chociaż części z moich podejrzeń ;)
    Czyżby Nick trafił do Iw na statku Noah? Jeśli tak to Dorothy miałaby sprawę powrotu do Oz chociaż częściowo rozwiązaną. Podejrzewam jednak, że wcześniej będzie musiała jakoś wyciągnąć Jacka z łap Króla Gnomów (bo zapewne tam przebywa, na skutek jakiś pokręconych splotów zdarzeń, które uwielbiam :D).
    Widzę, że mi tak jak większości księżniczka i cała ta pałacowa klika (z wyjątkiem Octavii) działa na nerwy. Liczę, że Dorothy szybko się stamtąd ewakuuje.
    Życzę powodzenia i dużo okazji do wypoczynku ;)
    Ruda
    PS Czy tytuł kolejnego rozdziału w jakiś sposób potwierdza moje przypuszczenie odnośnie Jacka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, za bardzo przewidywalna jestem XD owszem, masz rację co do Nicka i Noah;) natomiast co do tytułu kolejnego rozdziału, to odnosi się raczej właśnie do Nicka i reszty, która przybyła uratować Dorothy;) co do Jacka natomiast - tutaj akurat spodziewałam się, że wszyscy domyślą się tego Króla Gnomów, ostatecznie za dużo było o nim wspominane^^ a jeśli chodzi o pałac - spokojnie, jeszcze parę rozdziałów i wszyscy znikną na horyzoncie:)

      Bardzo się cieszę, że zajrzałaś i postanowiłaś skomentować, jest mi niezmiernie z tego powodu miło;)

      Dziękuję i całuję!

      Usuń
  5. Nie wierzę, ale jestem tak bardzo rozczarowana, że to Nick, a nie Jack :c Jasne, lubię naszego drwala, ale Jaaaaaack! Mam nadzieje, że szybko uda się go znaleźć ;)
    Chyba zaufam Octavii, wydaje się naprawdę w porządku, mimo tych wszystkich postaci, które się takie wydawały, a potem upss, niespodzianka!
    Ale daj nam Jacka, za długo go nie było! Akurat teraz, kiedy się już kochają tak bardzo z Dorothy. Zabijasz nas, kobieto!
    Czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ;)
    Viv

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, nie mam dobrej wiadomości dla wielbicielek Jacka... Prędko to on się jeszcze nie pojawi;) zakładam, że koło rozdziału pięćdziesiątego ósmego, może ;(

      Haha, wiem, ale w przypadku Octavii akurat raczej nic takiego nie będzie miało miejsca. No, chyba xd

      Ale za to potem będą się już bardzo kochać ;P

      Całuję!

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Pinterest.