8 listopada 2014

35. Dorothy i Czarownica z Południa

Przez moment stałam bez ruchu, z otwartymi ustami, kompletnie nie wiedząc, co powiedzieć czy zrobić. Wpatrywałam się w nią bez słowa i nie zrobiłam ani jednego kroku w jej stronę, gdy mama podniosła się powoli z łóżka, podeszła do mnie i zupełnie jak niedawno tata, zamknęła mnie w stanowczym, choć delikatnym uścisku ramion.
Pachniała niesamowicie, choć przecież nie ulegało wątpliwościom, że ostatnie piętnaście lat spędziła w tym łóżku. Jakby zasnęła kilka godzin wcześniej, w dodatku świeżo wykąpana i skropiona perfumami. Wyczułam w jej miękkich włosach słodki zapach kwiatów, który trochę mnie oszołomił.
– Mamo… jak… – wyjąkałam, tak naprawdę jednak nadal miałam mętlik w głowie i nie wiedziałam, co powiedzieć. Tymczasem mama odsunęła mnie na odległość ramion i przyjrzała mi się uważnie.
W niebieskich oczach dostrzegłam niepewność, którą sama też czułam. Miałam wrażenie, jakbym patrząc w nie, patrzyła w lustro. Ponieważ jednak spoglądałam w oczy mamy, ciężko było mi uwierzyć, że mogła być niepewna. I smutna.
Dlaczego właściwie ona była smutna?
– Tyle czasu minęło, Dorothy – westchnęła mama, rozglądając się dookoła bezradnie. – Gdybym wiedziała wcześniej, że to tak wszystko się skończy, odeszłabym, zamiast utrudniać nam życie. Niekiedy te moje wizje są kompletnie nieprzydatne.
Dotknęła mojego policzka, jakby chciała się przekonać, czy byłam prawdziwa, a jej twarz, na którą z wolna wracały kolory, rozświetlił czuły uśmiech. Powinnam chyba być przygotowania na takie sceny po spotkaniu z tatą, ale jakoś… jakoś nie byłam. Nie potrafiłam przejść nad tym do porządku dziennego.
– Nic nie rozumiem – poskarżyłam się. – To ja cię obudziłam?
– Oczywiście, że tak, kochanie. – Mama zaśmiała się cicho i było w tym śmiechu coś znajomego. Coś, co pamiętałam z wczesnego dzieciństwa, zanim jeszcze mnie zostawili. – Wiedziałam, że poza Clarissą jesteś jedyną osobą, która, jeśli tu dotrze, znajdzie zamek i mnie. Dlatego miałam nadzieję, że postanowisz jednak wrócić na Ziemię, zanim to się stanie, a wcześniej zostawisz tego twojego łowcę czarownic.
To, co mówiła, było całkowicie bez sensu, a jednak pewność i spokój w jej głosie podpowiadały mi, że to tylko ja nie rozumiałam, co chciała mi przekazać. Nadaremnie dość spróbowałam się skupić na jej słowach.
– Skąd to wszystko wiesz? I o co tu właściwie chodzi? – zapytałam więc nieco bezradnie. – Nie chciałaś mnie zobaczyć? Nie chciałaś, żebym cię znalazła?
– Ależ oczywiście, że chciałam, Dee. – Mama potrząsnęła smutno głową i znowu dotknęła mojego policzka. Jej dłoń była chłodna, ale i tak dużo cieplejsza niż wtedy, gdy leżała bez ruchu na łóżku. – Ale wiedziałam, że nie powinnaś tego robić. Wszystko ci wytłumaczę, obiecuję, musisz mnie jednak najpierw zabrać do Emerald City.
– Nie, najpierw wytłumaczysz mi, co tu się dzieje – zaprotestowałam zaskakująco stanowczo, wreszcie odzyskując rezon. Mama rzuciła mi spojrzenie, którym zapewne przejęłabym się, gdyby miała pięć lat. – Mam dość tego trzymania mnie w niewiedzy. Skąd o tym wszystkim wiesz? I dlaczego przeleżałaś tu tyle lat? Jak w ogóle cię obudziłam?!
– Przez dotyk, Dee – odpowiedziała mama cierpliwie, najwyraźniej uznając, że pięć minut jednak jej nie zbawi. – Masz w sobie moją krew, moje geny. Tylko to, oprócz zaklęcia Clarissy, mogło mnie obudzić.
– A dlaczego ona tego nie zrobiła?
– To jest właśnie dobre pytanie – westchnęła mama. – To ona pomogła mi zapaść w ten sen. Pomogła mi rzucić zaklęcie, które w połączeniu z pewnym specyficznymi ziołami dało ten właśnie efekt. Teoretycznie miała mnie obudzić, kiedy znajdzie rozwiązanie dla mojej… przypadłości. W praktyce minęło piętnaście lat i dopiero ty mnie obudziłaś. Nie mam pojęcia, dlaczego. Wiem tylko, że ten sen nie był zwykłym snem. Momentami mogłam zobaczyć, co dzieje się w twoim życiu, oczywiście dopiero wtedy, gdy dotarłaś do Oz. Powinnaś była wziąć na poważnie moje ostrzeżenia, Dorothy.
– Myślisz, że nie próbowałam?! – Cofnęłam się o krok i zaczęłam przechadzać po sypialni, a mama cały czas wodziła za mną wzrokiem. – Naprawdę jedyne, czego chciałam, to wrócić do domu! Ale nie umiałam sama, a Czarnoksiężnik, jak zapewne się domyślasz, wcale mi tego nie ułatwił. Wręcz przeciwnie, dał mi do zrozumienia, że powinnam cię uratować, więc to właśnie próbowałam robić, gdy się tu dostałam. O co więc chodzi?
– Nie powinnaś była w ogóle pojawiać się w Oz, kochanie. – Mama była bardzo poważna, gdy to mówiła, i jej niepokój w końcu udzielił się i mnie. – I nie powinnaś była zadawać się z Jackiem. Wynikną z tego same kłopoty.
Znowu mówiła bez sensu i znowu niczego nie wyjaśniała. Powoli zaczynało mnie to już irytować.
– Mamo, to naprawdę nie był mój wybór – powiedziałam, siląc się na spokój. Kiwnęła głową.
– Wiem, i wcale nie mam o to do ciebie pretensji. Mam pretensje do Charlesa.
Z impetem usiadłam na łóżku, bo już nie miałam do niej siły. Czy ona naprawdę nie mogłaby wytłumaczyć mi tego jak człowiek? Czegokolwiek?
– Dlaczego do Charlesa? – zapytałam, kiedy nie rozszerzyła wypowiedzi sama z siebie. Spojrzała na mnie ze smutkiem.
– Dee, dawno temu poprosiłam Charlesa, żeby nigdy nie pozwolił ci dostać się do Oz, gdyby mnie zabrakło. Żeby zrobił wszystko, by zatrzymał cię na Ziemi. A jednak tu  jesteś.
To miało zaskakująco wiele sensu.
– Ale to nie jest jego wina – zaprotestowałam, bo nagle zrozumiałam, po co to wszystko było. – Charles naprawdę próbował. Wiesz, że tata w jakiś rok po tym, jak tu trafiliście, chciał wrócić po mnie na Ziemię? To Charles mu to uniemożliwił. Wysłał własnego syna na Ziemię, żeby tata nie dostał w swoje ręce klucza. Nie rozumiem… Nie wiem, dlaczego on to zrobił…
Czy to w ogóle było możliwe, że o to chodziło Charlesowi? Że wcale nie zależało mu na zatrzymaniu ojca w Oz, ale mnie na Ziemi?
– On mnie kochał – westchnęła mama. – Zawsze mnie kochał. Wiedziałam, że jeśli go poproszę, dla mojej córki też zrobi wiele. Włącznie z wysłaniem syna na Ziemię… Biedny Jack.
No tak, mama przecież znała Jacka. Wprawdzie z czasów, gdy był jeszcze dzieckiem, ale jednak.
– To Clarissa pomogła mi tu trafić – dodałam, chcąc to ostatecznie wyjaśnić. – Przesłała mi między światami połówkę klucza z Ziemi do Oz. Pomogła tacie, bo to on chciał, żebym tu się dostała i cię znalazła.
Mama rzuciła mi zaskoczone spojrzenie, którego nie zrozumiałam. Miałam wrażenie, że po prostu miała jakieś tajemnice, których nie wyjawiła nikomu, w tym mojemu ojcu, i w wyniku czego stało się to, co się stało. W tym przekonaniu utwierdziło mnie tylko jej następne zachowanie: podeszła bowiem do mnie i chwyciła mnie za rękę, zmuszając mnie, żebym wstała, po czym pociągnęła mnie pospiesznie w stronę drzwi.
– Musimy jak najszybciej wracać do Emerald City – powiedziała, najwyraźniej dochodząc wreszcie do wniosku, że powinnam usłyszeć cokolwiek. – Trzeba to wszystko wyjaśnić…
– Ale…
W tej samej chwili, zanim zdążyłyśmy wyjść, drzwi gabinetu się otworzyły i stanął w nich zdumiony Jack. Na widok przytomnej mamy zatrzymał się w pół kroku, zdumiony.
– Gloria? – zapytał, choć to było głupie pytanie. Mogłam zrozumieć, że ona nie poznałaby jego, ale on jej? W końcu moja mama nic a nic się nie zmieniła.
Puściła mnie i podeszła do niego, przyglądając mu się z zastanowieniem. Jack nawet się nie poruszył, gdy dotknęła jego ramienia, a następnie odgarnęła mu z czoła włosy.
– Ty jesteś synem Charlesa – stwierdziła łagodnie, po czym uśmiechnęła się do niego. Nawet ten uśmiech miała smutny. – Dorothy powiedziała mi, że odesłał cię na Ziemię, gdy byłeś dzieckiem. To musiało być okropne przeżycie. Przepraszam, to wszystko moja wina.
– Twoja? Ale… – Jemu też nie dała dojść do słowa, bo następnie odwróciła się do mnie i powiedziała stanowczo:
– Dee, musimy dostać się do Emerald City. Boję się, że mogło stać się coś złego. Clarissa…
– Nigdzie nie pójdziemy, mamo, dopóki wszystkiego mi nie wyjaśnisz – tym razem to ja przerwałam jej stanowczo, a gdy do gabinetu zajrzał Nicholas, rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie. – Tak, to jest moja matka i nie, nie dostaniesz kolejnych wyjaśnień. Siedź cicho, bo muszę z niej wreszcie wyciągnąć całą prawdę.
Nick rzucił mi urażone spojrzenie, ale posłusznie nawet się nie odezwał. Jack natomiast miał inne zamiary, ale i jego zmroziłam wzrokiem, co dało zaskakująco dobry efekt. Potem skupiłam się z powrotem na mamie.
– Chcę natychmiast usłyszeć, o co w tym wszystkim chodzi – poleciłam jej twardo. – Dlaczego zadałaś sobie tyle trudu, żeby trzymać mnie z dala od Oz? Na pewno nie chodziło tylko o to, żeby nie stała mi się krzywda. Chcę wiedzieć, po co uciekłaś na Ziemię i dlaczego tu potem wróciłaś, bo mój ojciec chyba jednak nie zna całej prawdy. A przede wszystkim chcę wiedzieć, dlaczego właściwie tu jestem! I po co właściwie Jack trafił na rok na Ziemię, co? Bo chyba nie dlatego, że bałaś się, że Oz w jakiś sposób mi zaszkodzi?!
Przez chwilę po tych słowach w sypialni panowała cisza. Nick przyglądał mi się z podziwem zmieszanym z przerażeniem, Jack z troską, a mama… mama miała w oczach napięcie, którego nie rozumiałam. A kiedy w końcu odpowiedziała, poczułam się tak, jakby ziemia osunęła mi się spod stóp.
– Nie boję się, że Oz mogłoby ci zaszkodzić, Dee. Boję się, że to ty możesz zaszkodzić Oz.

***

To było całkowicie niedorzeczne.
Ta jedna myśl nadal kołatała mi się w głowie, gdy mama prowadziła nas korytarzem do najbliższego wyjścia, dziedzińca i poza mury zamku. W opustoszałych korytarzach nasze kroki niosły się echem, niezakłócanym żadną rozmową. Po ostatnich słowach mamy zamilkłam i nie byłam w stanie zapytać o nic więcej, chociaż cały czas zbierałam się w sobie, żeby ponownie zażądać wyjaśnień.
Mama była strasznie poważna, kiedy schodziła po schodach na niższe piętro, jakby faktycznie stało się coś złego. Nic z tego nie rozumiałam, a poza tym trochę się bałam. Bałam się, że mama mogła mieć rację i że rzeczywiście w jakiś sposób stanowiłam zagrożenie dla Oz.
Jakaś część mnie wiedziała, że to było idiotyczne. Nie byłam złym człowiekiem, nie chciałam nikomu zrobić krzywdy. Ale mama była taka stanowcza, jakby wiedziała to na pewno i to mnie trochę niepokoiło. Co dokładnie wiedziała? I dlaczego tak jej się spieszyło do Emerald City?
– Musimy wyjść poza teren zamku – powiedziała w końcu, przerywając panującą między nami ciszę. – Potem zobaczymy, co dalej. Musimy jak najszybciej dostać się do Emerald City.
– W stajni mamy konie, ale sama wiesz, że to daleko – odparł Jack. – Musimy…
– Nic nie musimy – przerwałam im wreszcie, zatrzymując się u podnóża schodów. Reszta obejrzała się na mnie ze zdziwieniem. – Nigdzie nie pójdę, zwłaszcza do Emerald City, póki nie dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi. Bez żadnych niedomówień, bez żadnych idiotycznych „wyjaśnię ci później”, jasne? Jestem dorosła, mam prawo wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi, i mam dość, że ludzie ciągle mnie okłamują!
Nicholas i Jack wymienili porozumiewawcze spojrzenia, z których jasno wynikało, co o mnie w tamtej chwili myśleli. Mama natomiast obejrzała się za siebie niecierpliwie, po czym rzuciła mi zniecierpliwione spojrzenie.
– Dorothy, nie mamy czasu…
– Nic mnie to nie obchodzi – znowu weszłam jej w słowo. – Chcę wiedzieć wszystko, i chcę to wiedzieć już.
– Jakbym słyszała twojego ojca – westchnęła mama, wreszcie kapitulując. – No dobrze. Ale czy możemy równocześnie rozmawiać i się ruszać?
Łaskawie wyraziłam zgodę, po czym ruszyliśmy w dalszą drogę; równocześnie zaś mama zaczęła wreszcie mówić. Kiedy jednak usłyszałam, co miała do powiedzenia, niemalże pożałowałam, że zapytałam.
– To nie tak, że uciekłam z Oz, bo chciałam odciąć się od magii i zacząć normalne życie, Dorothy – usłyszałam na wstępie. – Ale chciałam mieć rodzinę. Chciałam mieć dziecko, zawsze o tym marzyłam, wiesz? Tylko że dawno temu, gdy Clarissa namówiła nas wszystkie na spróbowanie wywaru z maków, zobaczyłam, że to nie jest możliwe. Że nie mogę mieć dzieci w Oz.
– Dlatego uciekłaś na Ziemię – domyśliłam się. – Czarownica z Zachodu mówiła mi, że zobaczyły w tych wizjach, że zabije je Dorothy Gale. Ty też to zobaczyłaś? Dlaczego nie mogłaś mieć dzieci w Oz?
– Ja nie wiedziałam, że to będzie akurat Dorothy Gale. – Mama uśmiechnęła się smutno. – Natomiast wiedziałam, że to będzie moja córka. Zobaczyłam w tej wizji, że moja córka zabije wszystkie cztery najważniejsze Czarownice w Oz i przy okazji całkiem je zmieni.
Nie wytrzymałam, jednak się zatrzymałam. Jack i Nicholas taktownie udawali, że niczego nie słyszeli, a mama znowu patrzyła na mnie z tym smutkiem, który powoli zaczynałam już rozumieć. Ale przecież… przecież to było niedorzeczne!
Z drugiej jednak strony… Czarownica z Zachodu wiedziała tylko o sobie i o Czarownicy ze Wschodu. Dlaczego byłam na tyle naiwna, by wierzyć, że rzeczywiście mogło chodzić tylko o nie dwie?
– Czarownica z Zachodu i Czarownica ze Wschodu były moimi wrogami, same chciały mnie zabić, dlatego ja zabiłam je – wyjaśniłam powoli, kiedy już się trochę pozbierałam. – Ale ciebie i Clarissę? Nigdy bym tego nie zrobiła!
– Kochanie, nie twierdzę, że jesteś złym człowiekiem. W ogóle nie o to mi chodziło. – Mama podeszła do mnie z tym łagodnym uśmiechem na ustach i chwyciła mnie za ręce. Jack i Nicholas poszli przodem, zostawiając nas na chwilę, i byłam im za to bardzo wdzięczna. – Wiem, że świadomie nie zrobiłabyś nam nic złego. Ale znam życie i wiem, że różnie w nim bywa. Poza tym wolałam wtedy nie ryzykować i uciec z Oz. Wiedziałam, że na Ziemi będę mogła spokojnie wychować dziecko i nie obawiać się, że któregoś dnia przez nie komukolwiek stanie się krzywda. Dlatego kiedy wróciłam do Oz, prosiłam Charlesa, żeby przede wszystkim nie dopuścił, żebyś kiedykolwiek się tu pojawiła. Bałam się, że wtedy ta moja wizja może się spełnić.
– Ale… ale to jest niedorzeczne – prychnęłam. – Nigdy nie zrobiłabym ci nic złego!
– Problem w tym, że już zrobiłaś, Dee – westchnęła mama. Rzuciłam jej zaskoczone spojrzenie. – Piętnaście lat temu wróciłam do Oz, żeby znaleźć lekarstwo na nieśmiertelność, bo chciałam zestarzeć się z twoim ojcem i z tobą. Sądziłam, że to możliwe, ale się przeliczyłam. Eksperymentowałam z zaklęciami i w końcu któreś poszło nie tak. Nie jestem już nieśmiertelna, Dorothy, ale problem w tym, że za szybko się starzeję. W ciągu kilku tygodni prawdopodobnie będę wyglądać jak pomarszczona staruszka… a potem umrę.
Dopiero te słowa totalnie mnie ogłuszyły. O mój Boże… Czy mama mogła jeszcze powiedzieć coś, co by mnie zdziwiło? Czy to tak musiało być, że ile razy dowiadywałam się w Oz prawdy, czułam się tak, jakby właśnie walnięto mnie obuchem w głowę?
– To nie… jak… To niemożliwe – wyjąkałam w końcu bez sensu. Mama pokręciła głową.
– Wiem, że to brzmi jak szaleństwo, Dee, ale tak właśnie jest. Dlatego Clarissa zaproponowała, że wprowadzi mnie w stan podobny do śpiączki, w trakcie którego moje procesy życiowe zostaną zahamowane do minimum. Także starzenie się. Obiecywała, że znajdzie rozwiązanie i mnie obudzi, ale tego nie zrobiła. A teraz… Nie potrafię powtórzyć jej zaklęcia, Dee, więc pozostanę przytomna, dopóki nie umrę.
O mój Boże. O. Mój. Boże.
To nie mogła być prawda.
– To dlatego nie chciałaś, żebym tu trafiła? – Wreszcie zaskoczyłam. Przytaknęła. – Bo bałaś się, że to zrobię, że cię obudzę. Przepraszam…
– To nie twoja wina, Dee, ty o niczym nie wiedziałaś – zaprotestowała mama pospiesznie. – Gdybym w porę wtajemniczyła we wszystko twojego ojca, może nie byłoby tego wszystkiego. Ale chciałam mu tego oszczędzić, nie chciałam, żeby wiedział, jaką rolę masz w Oz do odegrania. Zresztą pewnie by mi nie uwierzył. Ale Charles mi uwierzył, i zawsze wiedział, że musi zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do twojego przyjazdu do Oz. I Clarissa.
– Ona też wiedziała? – zdziwiłam się; mama pokiwała głową. – Więc dlaczego mnie tu sprowadziła? Przecież gdyby nie ona, wcale by mnie tu nie było…
– Właśnie dlatego musimy czym prędzej wrócić do Emerald City – przerwała mi stanowczo, robiąc krok do przodu. Po chwili wahania poszłam za nią dalej korytarzem, aż do wyjścia na dziedziniec. – Nie podoba mi się to i muszę się dowiedzieć, o co w tym chodzi. Clarissa zawsze była moją jedyną przyjaciółką, Dee. Nie zrobiłaby nic przeciwko mnie, więc musi być jakieś racjonalne wytłumaczenie.
– Jasne. I dlatego zostawiła cię w tej hibernacji, co? – podsunęłam zjadliwie, nie próbując nawet zachować spokoju. – A sama przez ten czas bawiła się z moim ojcem w Emerald City. Cudowna przyjaciółka, nie ma co!
– Dorothy! Nie zamierzam o nic jej oskarżać, póki nie poznam faktów – oświadczyła ostro mama, gdy wreszcie wyszłyśmy na zewnątrz. Jack i Nicholas czekali już na nas na dziedzińcu. – Dlatego musimy czym prędzej wrócić do twojego ojca. Mówiłaś, że będąc w Oz, zabiłaś Czarownicę ze Wschodu, prawda?
Pokiwałam głową, bo nie byłam w stanie wyartykułować sensownej odpowiedzi. To jednak brzmiało tak, jakbym dopuściła się mordu z zimną krwią. Osłoniłam oczy przed słońcem, świecącym nisko nad horyzontem i zalewającym dziedziniec jaskrawym, wieczornym światłem; wiatr znad morza przyniósł orzeźwiający podmuch powietrza, na którym moje włosy zatańczyły, jakby żyły własnym życiem. Ze złością założyłam je za uszy.
– A nie zabrałaś jej wcześniej z palca sygnetu?
– Ja nie – odpowiedziałam powoli, schodząc po schodach na dół – ale Jack, owszem.
Gdy podeszłyśmy bliżej, Jack posłał mi współczujące spojrzenie, które chciałam zbyć hardym podniesieniem do góry głowy, jakoś mi jednak nie wyszło. W jego oczach widziałam szczerą troskę i to naprawdę mnie rozczuliło. Ten facet nie kłamał, naprawdę musiał mnie kochać, i w tamtej chwili nie potrafiłam przypomnieć sobie żadnego dobrego powodu, dla którego odpowiedziałam mu tak, jak mu odpowiedziałam, i dla którego tak perfidnie mu nakłamałam. Widocznie informacja, że już dawno przewidziano mi, że zostanę matkobójczynią, trochę zmieniła mi priorytety.
Nie rozumiałam tylko, dlaczego tyle czasu trzymała to wszystko w tajemnicy. Dlaczego nie powiedziała o wszystkim choćby tacie? Dlaczego jedynymi osobami, które wiedziały, kim miałam stać się dla Oz, była Czarownica z Północy i doradca ojca, Charles z rodu Lwa? Przecież gdyby tata znał prawdę, nigdy nie dopuściłby do mojego przybycia do Oz, tego byłam pewna. Choćbym miała go już nigdy nie zobaczyć, nie zrobiłby tego.
Co prawda ja nie zachowywałam się wiele lepiej od niej. Też ukrywałam pewne informacje, uciekłam z pałacu i przede wszystkim nie miałam za grosz zaufania do Jacka. I okłamałam go, mówiąc mu, że go nie kocham. Wzięłam w swoje ręce decydowanie o moim losie i o jego losie, zamiast powiedzieć mu prawdę i przynajmniej wyrównać szanse. Nie byłam lepsza od matki.
Wprawdzie sytuacja była inna, ale to nie miało znaczenia, bo pewnie na jej miejscu zachowałabym się tak samo jak ona. Nie powinnam więc jej potępiać.
– Masz sygnet, który zabrałeś Czarownicy ze Wschodu? – zapytałam, gdy wreszcie do nich podeszliśmy. Jack wyciągnął rękę i dotknął przelotnie mojego ramienia, na więcej sobie jednak nie pozwolił, jakby chciał mnie tylko pocieszyć. Średnio mu się udało, ale i tak doceniałam ten gest.
– Oczywiście, mam go przy sobie. – Widząc obrzydzenie, które odmalowało się na mojej twarzy, dodał pospiesznie: – Daj spokój, Dorothy, oczywiście bez jej palca. Już dawno się go pozbyłem, a sygnet wygotowałem porządnie.
Wyciągnął z torby sygnet i mi podał, ja z kolei przekazałam go mamie. Ta oglądała go uważnie przez chwilę, po czym oświadczyła:
– Tak, to ten. Jest magiczny, nie zauważyliście? – Zgodnie wzruszyliśmy ramionami, na co rzuciła mi podejrzliwe spojrzenie. – Myślałam, że przynajmniej ty, Dee… No, ale nic. Tak czy inaczej, ten sygnet zabierze nas do Emerald City. Wystarczy obrócić go trzy razy na palcu i pomyśleć o miejscu, do którego chce się dotrzeć, żeby tam właśnie się pojawić.
Rzuciłam jej sceptyczne spojrzenie. W końcu to było Oz czy świat Harry’ego Pottera?
– Ty mówisz poważnie? – prychnęłam.
– Oczywiście – potwierdziła, faktycznie całkiem poważnie. – Tylko musi to być miejsce, które znasz z doświadczenia, czyli w którym już byłaś, i na terenie Oz. Tak trafimy do Emerald City zaraz, w ciągu kilku sekund.
– A co z końmi? – zaprotestował rozsądnie Jack. Miałam wrażenie, że w natłoku wydarzeń on jeden zachował trzeźwość umysłu, ale też nie dziwiło mnie to zbytnio, w końcu te sprawy jego bezpośrednio nie dotyczyły. Sobie się nie dziwiłam, że nadal miałam w głowie kłębowisko węży.
– Mogę je przechować – zaoferował się Nicholas. – I tak nie pojadę z wami. Zostanę tutaj, wrócę do Miasta Portowego sam bez problemów. Mogę zabrać i konie.
– Świetnie, a więc postanowione. – Mama klasnęła w dłonie, zadowolona z takiego obrotu sytuacji. – Szykujcie się. Dorothy weźmie pierścień, a my musimy się tylko ciebie trzymać.
Dlaczego akurat ja?, przemknęło mi przez głowę, bo znowu miałam wrażenie, że matka o czymś mi nie mówiła, porzuciłam jednak ten temat, bo miałam obecnie ważniejsze na głowie. Podeszłam do Nicholasa i bez ostrzeżenia przytuliłam go mocno.
W końcu nie wiedziałam, czy jeszcze kiedyś się zobaczymy. Zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku ramion i ścisnął, aż zabrakło mi tchu.
– To była prawdziwa przyjemność cię poznać, księżniczko – szepnął mi do ucha. – Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. My też jeszcze kiedyś się zobaczymy, zobaczysz. Może nawet szybciej, niż myślisz?
– Dziękuję za wszystko – odparłam tylko i odsunęłam się od niego w końcu. Kątem oka zauważyłam, że Jack przyglądał się tej scenie ponuro, z niezadowoleniem.
Na pożegnanie podał Nicholasowi rękę i uścisnął ją mocno, po męsku, miałam nawet wrażenie, że odrobinę za mocno. Chyba jednak ci dwaj nie do końca doszli do porozumienia. Nie było w tym jednak nic dziwnego, skoro Jack był o mnie zwyczajnie zazdrosny.
Chociaż byłam przekonana, że wkrótce wrócę na Ziemię i nigdy więcej nie pojawię się w Oz, równocześnie nie miałam ochoty zaprotestować przeciwko słowom Nicka. Jakbym wyczuwała, że między mną a Oz nie wszystko jeszcze było skończone.
No i mama… Skoro za kilka tygodni miała umrzeć, jak mogłam teraz wyjechać?
Nicholas przyglądał się nam bez słowa, gdy szykowaliśmy się do podróży. Nie bez lekkiego niesmaku włożyłam sygnet po Czarownicy na palec, a Jack i mama chwycili mnie pod ramiona, dosyć mocno, jakby bali się, że gdzieś im ucieknę. A może bali się, że to oni zagubią się w czasie podróży?
– Trzy obroty, Dee – szepnęła mama. – I myśl o Emerald City.
Nie byłam już w stanie myśleć o niczym innym. Jeden obrót, drugi… Trzeci. Emerald City.
Chcę wrócić do Emerald City.
Poczułam się tak, jakby ziemia uciekła mi spod nóg, i wrzasnęłam, gdy zaczęłam nagle spadać, coraz niżej i niżej, coraz szybciej i szybciej. Ramiona trzymałam przy sobie, żeby mama i Jack nadal mogli się mnie trzymać, a świat przed moimi oczami wirował, aż zrobiło mi się niedobrze. Wobec tego zacisnęłam mocno powieki, modląc się, żeby to się wreszcie skończyło.
Nogi ugięły się pode mną, gdy nagle trafiłam na twardy grunt, i upadłam na kolana, ciągnąc za sobą Jacka. Otworzyłam oczy i stwierdziłam, że mama stała pewnie na ziemi, Jack pewnie też wylądowałby na nogach, gdybym nie pociągnęła go do parteru; tylko ja byłam łajzą, która nie dała rady ustać o własnych siłach. Ale przecież tak strasznie kręciło mi się po tej szalonej podróży w głowie!
– Dorothy, wszystko w porządku? – Jack chwycił mnie za rękę i pomógł podnieść się na nogi. Przytrzymałam go chwilę dłużej, niż powinnam, po prostu dlatego, że w świecie, który nagle uciekł mi spod stóp, nie tylko dosłownie, Jack był naprawdę przyjemnym oparciem. – Jesteśmy. Naprawdę tu dotarliśmy!
– Wiedziałam, że tak będzie – powiedziała mama dziwnie triumfującym tonem i znowu miałam wrażenie, że chodziło jej o coś więcej. Nie zapytałam jednak, o co, bo rozejrzałam się dookoła i stwierdziłam wreszcie, że faktycznie byliśmy pod samym Emerald City.
Nie za murami wprawdzie, ale na brukowanej brudnożółtą kostką drodze, która właśnie wyłaniała się z lasu na polanę, prowadząc prosto do głównej bramy do miasta. Wszystkie te szczegóły były mi znajome – biały niedźwiedź nad wejściem, spuszczona krata, strażnicy stojący na czatach – a jednak wydawało mi się, że od mojej poprzedniej wizyty w tym mieście minęło jakieś sto pięćdziesiąt lat. Mimo to wszystko wyglądało podobnie.
Ale jednak nie tak samo.
Ostatecznie teraz strażników przy bramie było ośmiu.
– Co tutaj się dzieje? – mruknął Jack, po czym puścił mnie i ruszył przed siebie drogą, nie oglądając się na żadną z nas. Wymieniłam z mamą spojrzenia i powoli poszłyśmy za nim.
– Mamo… Znajdziemy jakiś sposób – bąknęłam, bo to ciągle nie dawało mi spokoju. – Nie pozwolę, żebyś przeze mnie umarła. Żebyś w ogóle tak po prostu umarła…
– Kochanie, nie przejmuj się tym – przerwała mi łagodnie. – Nie to teraz jest najważniejsze. Teraz musimy pójść do twojego ojca i zobaczyć, czy w mieście wszystko w porządku. I… czy mogłabyś póki co nie mówić o tym ojcu?
– Nie! – Zatrzymałam się w pół kroku i krzyknęłam to tak głośno, że aż Jack się za mną obejrzał. – Nie ma mowy! Wszystko to, co się stało, stało się dlatego, że nie potrafiłaś być z nim szczera! Gdybyś od początku powiedziała, dlaczego nie chciałaś mnie w Oz i dlaczego musiałaś odejść, nic z tego by się nie stało. Nie zamierzam teraz znowu ukrywać przed nim prawdy, bo wiem, że jeśli mu powiem, tata się tym przejmie. I pewnie, podobnie jak ja, nie uzna wcale, że to nie jest teraz najważniejsze, mamo.
Poszłam dalej, nie oglądając się na nią, aż w końcu dobiłam do Jacka, który czekał na nas już niedaleko od bramy. Kiedy mama w końcu nas dogoniła, powiedziała tylko:
– Przemyśl to jeszcze, kochanie.
Pokręciłam tylko głową, bo nie miałam czego przemyśleć. Oczywiste było, że wszelkie problemy wzięły się z braku zaufania i szczerości. Nie zamierzałam powtarzać błędów mamy.
Z drugiej strony, pomyślałam, patrząc kątem oka na Jacka, skoro nie zamierzałam, to może jednak i jemu powinnam powiedzieć prawdę? Przyznać się, co naprawdę do niego czułam? Nauczyć się na jej błędach i postąpić inaczej, może lepiej?
Cholera. Żeby to tylko było takie proste.
Strażnicy oczywiście znowu chcieli nas zatrzymać przy bramie – zresztą nie było wśród nich tych dwóch, których spotkaliśmy, gdy pierwszy raz trafiliśmy do Emerald City – ale na widok mamy najpierw zrobili wielkie oczy, a potem szybko się opanowali i wyprężyli się służbiście, witając ją. Najwyraźniej wszyscy tutaj znali Czarownicę z Południa, nawet ci, którzy nigdy osobiście na oczy jej nie widzieli. No, ale przecież zawsze zostawało zdjęcie Czarnoksiężnika i bardzo wierny portret na suficie jednej z sal w pałacu. Przypuszczałam też, że jej namalowanych portretów było więcej niż tylko ten jeden.
– Możemy przejść? – zapytała mama, podnosząc lekko brwi, gdy stanęła pod bramą, bo, o zgrozo, nie otworzyli jej automatycznie na jej widok. Strażnicy popatrzyli po sobie mało profesjonalnie.
– Ale…
– Oczywiście – jeden ze strażników wszedł w słowo drugiemu, dając znak komuś po drugiej stronie kraty, żeby ją podnieść. – Czarownica z Południa jest zawsze mile widziana w Emerald City. Dawno pani nie widzieliśmy, baliśmy się, że coś się stało.
– Jak widać, wszystko w porządku – odpowiedziała mama uprzejmie. – A wraz ze mną podróżuje moja córka, Dorothy, i syn Charlesa z rodu Lwa, Jack. Mam nadzieję, że nie będzie żadnych problemów z wpuszczeniem ich do miasta.
Skrępowanie strażników sięgnęło zenitu, gdy zaczęli się prześcigać w zapewnieniach, że oczywiście, wszyscy możemy wejść do miasta, nie ma absolutnie żadnych przeszkód. Było to tym bardziej zabawne, że mama wyglądała co najmniej dziwnie – w zwiewnej, długiej, jasnej sukience, bez absolutnie żadnego bagażu, jakby dopiero co wstała z łóżka. Bo w gruncie rzeczy tak właśnie było.
Dopiero gdy weszliśmy na teren miasta, stwierdziliśmy, że faktycznie coś było nie tak. Ośmiu strażników na wejściu nie było jedyną oznaką. Ostatecznie na ulicach aż roiło się od żołnierzy.
W Emerald City rzeczywiście działo się źle.

47 komentarzy:

  1. Jestem ciekjawa co brak czarownic może zmienić w Oz... Nie będzie magii, wszystko runie, czy coś...? Ciekawe.. :D
    Dorothy chyba nie będzie miała zbyt wiele czasu, żeby odnowić więzy z mamą... szkoda mi ich.
    Polubiłam i przyzwyczaiłam się do Nicka. Mam nadzieję że niedługo znowu się pojawi...
    Zapowiedź owszem, zainteresowała mnie. Ale chociaż wszystko wygląda tak jednoznacznie, to sądzę, że Jack nie jest aż takim dupkiem, żeby spać z kimś po tym, jak wyznał Dorothy miłość. To w ogóle mi do niego nie pasuje, więc czekam na wyjaśnienia :D
    Żołnierze na ulicach Emerald City? Jestem zaintrygowana...
    Pozdrawiam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodziło raczej o to, że oprócz zabicia Czarownic Dorothy ma zrobić coś jeszcze, co w pewien sposób zmieni, zaszkodzi Oz. Może nie do końca dobrze to ujęłam w tekście, ale też Gloria wie niewiele więcej;)

      No nie będzie miała. Chociaż nie do końca dlatego, że Gloria szybko się starzeje...

      Co do Nicka - owszem, na pewno się pojawi, ale nie tak prędko.

      Co do zapowiedzi natomiast - cieszę się, że masz w niego wiarę, bo to więcej, niż ma Dorothy;) na wyjaśnienia trzeba jednak będzie trochę poczekać - jakieś... piętnaście rozdziałów? xd

      Haha, wszystko wyjaśni się w następnym;)

      Całuję!

      Usuń
    2. O matko... Piętnaście, serio? Chociaż ze trzydzieści musiałam poczekać do wyznania miłości Jacka, więc co to dla mnie... :D I jeszcze czekać na Nicka... a naprawdę fajna postać. I pasuje mi do Annabelle. chociaż się nawet nie poznali i być może tego nie zrobią... :P
      Przynajmniej na wyjaśnienia związane z żołnierzami czekać nie trzeba będzie zbyt długo :D
      Pozdrawiam! :D

      Usuń
    3. No nie, rzeczywiście, kwestia Emerald City wyjaśni się szybko;) jeśli chodzi o Nicka i Annabelle, to bym na to nie liczyła, jeśli bardzo chcesz, to postaram się mu znaleźć jakąś inną fajną dziewczynę, Annabelle zupełnie się dla niego nie nadaje xd a jeśli już chodzi o Annabelle, to to się częściowo wyjaśni wcześniej, ale w pełni to tak, dopiero koło pięćdziesiątki. Zleci jak z bicza strzelił^^

      Całuję!

      Usuń
  2. Szkoda, że uparłaś się na Jacka. Ja tu widzę kilku facetów, którzy mogliby powalczyć o Doroty. Byłoby ciekawiej ; P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noo... nie. Dorothy jest już wystarczająco wyidealizowana, nie potrzebuje jeszcze koło siebie tłumu adoratorów. Poza tym, po a) i tak byłoby wiadomo, kogo wybierze, i po b) pewien mężczyzna jeszcze spróbuje tutaj namieszać. Chociaż nie w taki sposób, jak myślisz, i nie w uczuciach Dorothy ;>

      Usuń
    2. Dla mnie to minus tego opowiadania. Wybacz...

      Usuń
    3. E tam, trójkąty miłosne są już nudne

      Usuń
    4. Wolę trójkąty miłosne niż od początku opowiadania wiedzieć z kim będzie główna bohaterka.

      Usuń
    5. Każdy może mieć swoje zdanie i nie musisz za to przepraszać. Dla mnie nudne jest pokazywanie, jaka to główna bohaterka jest zajebista, że wszyscy faceci chcą z nią być xd nie oszukujmy się, SEC nie jest romansem, to tekst przygodowy, także wątek romansowy jest tu na drugim planie i wpychanie na siłę trzeciego faceta zupełnie by się nie sprawdziło - nie ten gatunek, a zaskoczenia w tym tekście nie dotyczą Jacka, tylko stu tysięcy innych rzeczy.

      Usuń
    6. Wszystko da się pogodzić : P

      Usuń
    7. "Wolę trójkąty miłosne niż od początku opowiadania wiedzieć z kim będzie główna bohaterka." A kto powiedział, że Dorothy będzie z Jackiem? Jasne, kochają się, ale gdzie tu słowa padły, że będą razem?

      Usuń
    8. Haha, jak się mnie trochę zna, to wiadomo, że ja preferuję happy endy xd ale myślę, że może Was w przypadku SEC choć troszkę zaskoczę;)

      Usuń
  3. To pisz, jak tak uważasz ;p dla mnie to za dużo grzybów w barszcz. Zresztą nie będę się oszukiwać, pewnie nigdy nie napiszę takiego romansu z trójkątem, bo nie widzę w tym prawdopodobieństwa charakterologicznego dla głównej bohaterki. Nie znoszę takich niemot, co same nie wiedzą, czego chcą i kotłuja się między dwoma facetami xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe. Jeszcze jakiś czas temu pisałaś takie opowiadanie : P

      Usuń
    2. Główną różnicą między tym, co napisałam w komentarzu, a moim tekstem, jest taka, że w Utraconym celu Mandy nie kochała żadnego faceta. Gdyby kochała, raczej nie miałaby problemów z wyborem, a z zasady na tym polega idea romansu xd

      Usuń
    3. Mowie o Niedopasowanych

      Usuń
    4. Dziewczyno, kiedy to było... Jakieś sto pięćdziesiąt lat temu. Tylko krowa nie zmienia poglądów xd Poza tym nawet tam główna bohaterka - już nawet nie pamiętam, jak miała na imię - najpierw spiknęła się z jednym facetem i nikt nie mówił tam o miłości, a dopiero potem, jak już zerwała z tym pierwszym, była z tym drugim xd (serio, pamiętam tylko, że ten pierwszy miał na imię Damien xd)

      Usuń
    5. A ja sobie przypominam, że jednak go kochała; P

      Usuń
    6. Ten romans trwał od studiów. Był jej wykładowca. Potem razem pracowali

      Usuń
    7. Spotykali się, ale najpierw zostawił ją raz, a potem, gdy już razem pracowali, drugi raz. Wcale go wtedy już nie kochała xd ale kłócić się o to nie będę, bo jak mówiłam, to było dawno i nieprawda, i jak mi przypomnisz, jak miała na imię główna bohaterka i ten facet, z którym ostatecznie skończyła, to będę wdzięczna, bo straciłam ten tekst przy ostatnim formacie i chociaż fabułę pamiętam, to imion kompletnie nie xd

      Usuń
    8. Nawet oświadczył się jej.

      Usuń
    9. Meredith chyba. Damien - z tym zerwała. Imienia tego drugiego nie pamiętam.
      Sorki, trochę mnie poniosło.

      Usuń
    10. Thomas. Córkę miał

      Usuń
    11. O,faktycznie, Meredith;) ale co do Thomasa to nie jestem przekonana, prawdę mówiąc xd kurczę, szkoda, że ten tekst straciłam razem z resztą ;/ to nic, każdy może mieć przecież swoje zdanie;)

      Usuń
    12. Napiszesz kiedyś opowiadanie o bliźniaczkach albo o pilotce? :) oba zapowiadały się ciekawie

      Usuń
    13. Pilotka ciągle chodzi mi po głowie, to się miało dziać na Alasce;) ale mam taki zwyczaj, że jak podchodzę do jakiegoś pomysłu kilka razy i nic z tego nie wychodzi, to zazwyczaj go zostawiam i szukam czegoś nowego, bo nie lubię dreptać w kółko;)

      Usuń
    14. Za mną ciągle chodzi opowiadanie zbliżone klimatem do Harry ' ego Pottera.
      Może jeszcze się skusisz? Warto. Ale zrobisz, jak uważasz :)

      Usuń
    15. O? To byłoby ciekawe;) wprawdzie nie moje klimaty, ale poczytać chętnie bym poczytała, ostatnio otwieram się na różne nowe tematyki:)

      Zobaczymy. Wszystko się okaże, jak skończę SEC albo CS:)

      Usuń
    16. W wakacje napisałam dwie wersje;)
      Pierwsza liczy 3 rozdziały. Druga jeden

      Usuń
    17. Tfu. Wróć. 3 wersje

      Usuń
    18. Pracujesz w swoim zawodzie?:)

      Usuń
    19. Pracuję w brytyjskim środowisku, więc z codziennym użyciem języka, ale stricte w tłumaczeniach nie, także zależy, co masz na myśli;) no to życzę powodzenia z tym tekstem:)

      Usuń
    20. Mnie się bardzo podoba brytyjski akcent.
      Gratuluję nowej pracy;)

      Usuń
    21. Dziękuję:) och, brytyjski akcent to coś pięknego i dlatego kiedyś, w dalekiej przyszłości, planuję mieć męża-anglika xd ale na razie mierzę się z księgowością po angielsku ;>

      Usuń
    22. Lubię oglądać brytyjskie kino.

      Usuń
    23. Przydałoby się podszkolić w angielskim. Sporo rzeczy zapomniałam.
      Szkoda,ze daleko mieszkasz. Skorzystalabym z korepetycji ;)

      Usuń
  4. Wow wow wow. Nie dziwię się Dorothy że czuje wyrzuty sumienia, nawet jeśli nie jest odpowiedzialna za stan Glorii to może przyczynić się do jej śmierci. Na pewno ciężko jej się z tym pogodzić. Ciekawi mnie czy Dorothy sama jednak nie włada magią? Chodzi mi o te uwagi Glorii jak mówiły o sygnecie i wogóle. Jakby Gloria podejrzewała że Dorothy umie posługiwać się magią a po powrocie do Emerald City przekonała się że miała rację. Sama nie wiem może mi się tylko wydawało.
    Ciekawe też co z tą Clarissą. Naprawdę wiedziała że Dorothy ma ją zabić? Jeśli tak to dlaczego sprowadziła ją do Oz? Coś mi się tutaj nie podoba i mam nadzieję, że szybko to wyjaśnisz.Tyle rozdziałów, a ciągle potrafisz mnie zaskakiwać:D dużo jeszcze tych tajemnic nas czeka?:D
    I czemu te rozdziały tak rzadko?!:D
    Życzę weny i pozdrawiam,
    NN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tego sygnetu... Nie jesteś daleka od prawdy;) ale cśśś, to tajemnica ma być jeszcze przez kilka ładnych rozdziałów ;p Dorothy zawsze ma wyrzuty sumienia. Taki już jej wątpliwy urok xd

      Kwestia Clarissy wyjaśni się już wkrótce. Cieszę się też, że czasami umiem Was jeszcze zaskoczyć;) a co do tego ostatniego pytania, to owszem, trochę niespodzianek jeszcze nas czeka. Mam nadzieję, że faktycznie będą to dla Was niespodzianki;)

      No wiesz! Raz na tydzień to rzadko?! xd

      Dziękuję i całuję!

      Usuń
  5. Cześć,
    Twoje opowiadanie ma całkiem dużo rozdziałów. Czy masz jakieś szczególne życzenia co do oceny konkretnych z nich?
    Pozdrawiam. LINK

    OdpowiedzUsuń
  6. O kurcze,duzo sie dowiedzieliśmy, ale mało to jest pocieszające... Odnoszę wrażenie, ze matka Dorothy obawiała sie bardziej o sama siebie niz o Oz,ale spoko... Przynajmniej lszczedzilas im długiej drogi powrotnej do Emerald City, kto wie, co by sie stało po drodze. Mam nadzieje, ze Dorothy faktycznie przemyśli sprawę i przyzna sie juz niedługo Jackowi,co do niego czuje... Zeby nie powtarzać bledow własnej matki. Ciekawe,co tez sie stało w stolicy Oz, czarownica z zachodu nie zyje, wiec nie wiem,czemu az tak sie sprawa pokomplikowala. Ale na szczescie juz niedługo bede wiedziec ;) zastanawia mnie tez, co sie dzieje z anabelle, tak mimowolnie. No i jak ojciec dorothy zareaguje na widok wlasnej zony...oraz czy ja uratuja. Szczerze mowiac, nie polubilam jej na razie za bardzo, za duzo kręci. Zapraszam na zapiski-condawiramurs.blogspot.com na nowosc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, myślę, że w równym stopniu o siebie i o Oz;) ale bardziej chyba o samą Dorothy i jak czułaby się z zabiciem tylu osób. Dorothy chętnie by się przyznała, ale... No właśnie, zawsze musi być jakieś ale xd tak, już niedługo, za jakieś dwa rozdziały wszystko się wyjaśni. Natomiast co do Glorii i jej ratowania, na to jeszcze trzeba będzie czekać. Ale to fakt, że Gloria sporo kręci, niestety;)

      Całuję!

      Usuń
  7. Hm, to może ja się skupię faktycznie na tych 20 rozdziałach i przejrzę kilka nowszych, jeśli coś będzie warte zauważenia/inne to o tym też wspomnę, a jeśli nie, to zamknę się w 20. :)
    Dzięki za szybką odpowiedź.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. + Mam nadzieję, że nieznajomość tej opowieści o Dorotce (?) nie przeszkadza w czytaniu i ocenie...?

      Usuń
  8. No i zajebiście, że tak powiem. Najwidoczniej Dee w wizjach Czarownic będzie zabójczynią. O ile te dwie pierwsze mogły zginąć, o tyle nie rozumiem dlaczego Dorothy miałaby się przyczynić do śmierci dwóch kolejnych, choć mam pewne podejrzenia, co do Clarissy. Wydaję mi się, że ona coś kombinuję, tak mi się wydaję. Już samo to, że sprowadziła Dorothy do Oz po wyjaśnieniu Glorii może poddać jej zachowanie w wątpliwość. No, ale o tym później. W każdym razie, wychodzi na to, że Oz całkowicie się zmieni, bo mają zginąć wszystkie czarownice. Byłam tym naprawdę zaskoczona, bo myślałam, że złe zginą, a te dobre przeżyją, zwłaszcza matka Dorothy. Ona nie może tak po prostu umrzeć! Muszą znaleźć jakiś sposób, aby przełamać te niefortunne czary. Poza tym, czyżby Gloria myślała, iż jej córka posiadła jakiś dar? Znaczy bardziej chodzi mi o to, że Dorothy mogłaby na przykład posiąść jakieś moce. W końcu jest córką Czarownicy, nie wydaję mi się, aby pozostała zwykłym człowiekiem, nie tak do końca.
    No, a wracając do kwestii Clarissy. Zastanawiam się, czy ta laska przypadkiem ma coś w zanadrzu, coś złego. Tak mi się wydaję, w końcu po coś sprowadziła Doorthy... No dobra, nie wiem tego na pewno, ale sądzę, że chodzi tu o władzę, którą mogłaby przejąć dzięki właśnie Czarnoksiężnikowi. Nie wiem, mam niezłe zamieszanie w głowie i będę czekać na kolejne rozdziały z niecierpliwością<3

    Pozdrawiam<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, kwestia Clarissy wyjaśni się niedługo. Co do mamy Dorothy natomiast, no cóż... Nie bez powodu zmieniłam tytuł na "Związaną przeznaczeniem";) i nic więcej nie powiem. Gloria nie powiedziała jeszcze wszystkiego, co wie albo czego się domyśla, ale o tym będzie trochę później. I to zresztą będzie jeszcze bardzo istotny wątek:)

      No, po coś ją sprowadziła, i na pewno nie po to, czego chciał od niej Czarnoksiężnik. Spokojnie, to się wyjaśni w najbliższych kilku rozdziałach;)

      Całuję!

      Usuń

Layout by Elle.

Google Chrome, 1366x768. Breatherain, Pinterest.