Christian poprowadził mnie prosto na spotkanie z
ojcem, które, jak się okazało, miało odbyć się w jednej z sal umeblowanych
nieco bardziej niż większość w pałacu. Przy kominku stała sofa z zielonym
obiciem i podobne dwa fotele, nieco dalej również stół z krzesłami i kolejna
sofa pod oknem. Gdy weszłam do środka, zdziwiłam się, widząc oprócz taty
również rozpartą na sofie przy rozpalonym kominku Czarownicę z Północy.
Na mój widok podniosła się z kanapy, żeby mnie
przywitać. Podobieństwo do postaci z malowidła na suficie było, jak dla mnie,
wyraźne, choć oczywiście istniały pewne różnice. Czarownica z Północy była
wysoka, dużo wyższa ode mnie, szczupła, miała bardzo jasną cerę, jasne,
niemalże białe włosy, związane wysoko na głowie w kok, mocno umalowane na
ciemno niebieskie oczy i równie mocno pomalowane na czerwono usta. Wyglądała na
jakieś trzydzieści lat, ale ponieważ wiedziałam już, że Czarownice się nie
starzały, byłam pewna, że miała dużo, dużo więcej. Jej długi, biały płaszcz
sunął za nią po podłodze, gdy do mnie podeszła, i aż dziwiło mnie, że mimo
rozpalonego w kominku ognia nie było jej gorąco, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że
płaszcz miał wielki, futrzany kołnierz. Na rękach z kolei miała białe rękawiczki,
które jednak zdjęła, by się ze mną przywitać, dzięki czemu dostrzegłam również
jej pomalowane na krwistoczerwony kolor paznokcie. Spod płaszcza wystawały
tylko czubki jej białych szpilek i pomyślałam sobie, że jak na Czarownicę z Oz,
ta przynajmniej wiedziała, jak się ubrać.
– Dorothy, jak widzisz, odwiedziła nas
Czarownica z Północy – odezwał się tata nieco nerwowo, podchodząc bliżej.
Zauważyłam, że w towarzystwie tej kobiety (od której on również był nieco
niższy) czuł się nieco niepewnie.
Czarownica uśmiechnęła się oszczędnie, po czym
ujęła moje dłonie w swoje i uścisnęła je mocno. Miała bardzo zimne ręce.
– Tak, rzeczywiście to ja, ale wolę, jak ludzie
zwracają się do mnie po imieniu. Jestem Clarissa, kochanie – zwróciła się do
mnie ciepło, a ten ton zupełnie nie pasował mi do jej wizerunku. A przede
wszystkim niebieskich oczu, które kojarzyły mi się z alpejskim lodowcem. –
Kiedy tylko dowiedziałam się, że przyjechałaś, natychmiast musiałam cię
zobaczyć. Musisz wiedzieć, że twoja mama była moją bliską przyjaciółką. Jesteś
do niej bardzo podobna.
Tata syknął, a ja zamrugałam ze zdziwienia
oczami, bo oto potwierdzała się właśnie moja teoria dotycząca mamy. Co innego
jednak podejrzewać, a co innego dostawać argumenty na potwierdzenie moich
przypuszczeń!
– Nie wprowadzałem jeszcze Dorothy w szczegóły –
wtrącił tata. Czarownica z Północy skinęła głową i wreszcie puściła moje
dłonie. Ledwie powstrzymałam się, by ich nie rozetrzeć, tak było mi w nie
zimno, ale i tak zauważyła.
– Rozumiem. Wybacz, Dorothy, przebyłam długą
drogę i nadal jestem trochę wychłodzona – wyjaśniła. – Przejdzie mi, ale muszę
się trochę rozgrzać. Usiądziesz ze mną przy ogniu?
Rzuciłam tacie niepewne spojrzenie, bo miałam
nadzieję, że będziemy sami i że uda mi się go o pewne rzeczy zapytać,
najwyraźniej jednak nie miało mi to być dane, bo tylko lekko wzruszył
ramionami. Zaparłam się nogami, gdy Czarownica z Północy chciała mnie zaciągnąć
na kanapę, po czym zapytałam:
– To panią spotkałam w Nowym Jorku, prawda?
– Tak, ale mów mi po imieniu, kochanie –
zaśmiała się Czarownica. – Wiem, nie wyglądałam wtedy najkorzystniej. Trudno
jest wyczarować odpowiednią iluzję podczas przekraczania osnowy światów. Mogłam
przybrać trochę bardziej nieporządną postać, niż zamierzałam, musisz mi
wybaczyć, ale nie miałam wtedy wiele czasu, musiałam się spieszyć.
Skinęłam głową i dałam się wreszcie posadzić na
kanapie obok Czarownicy; wyszarpnęłam jednak ramię, gdy tylko usiadłam, co
zauważył tata, który zajął miejsce w fotelu niedaleko nas.
– Przepraszam – bąknęłam. – Wszystkie
Czarownice, z którymi do tej pory miałam do czynienia, chciały mnie zabić.
– Tak, wiem – przytaknęła, kręcąc z niesmakiem
głową. – Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że udało ci się zabić Czarownicę ze
Wschodu, Dorothy. Bruździła nam od lat, a ukrywała się tak sprytnie, że nigdy
nie udało mi się jej wytropić. Nie przejmuj się, nie byłyśmy specjalnie
zaprzyjaźnione. Czarownica z Zachodu z kolei stanowi dużo większe zagrożenie.
Jak już zapewne wiesz, ma drugą połówkę klucza, którego część dostarczyłam ci
do Nowego Jorku. Masz ją przy sobie?
Wyjęłam klucz z kieszeni sukienki i przez chwilę
wahałam się, czy go oddać. Ostatecznie przyzwyczaiłam się już do trzymania go
przy sobie, w pobliżu, do strzeżenia go i ściskania w każdej wolnej chwili,
chociaż sam z siebie nie potrafił dostarczyć mi żadnych odpowiedzi. Poza tym
wiedziałam, jaki był ważny, i wcale nie chciałam oddawać go osobie, której w
ogóle nie znałam. Tata jednak kiwnął nieznacznie głową, dlatego w końcu
wypuściłam wstrzymywane długo powietrze i przekazałam połówkę klucza Czarownicy
z Północy.
– Nie musisz się obawiać, Dorothy, opiekowałam
się tą połówką klucza przez ostatnie kilkanaście lat – powiedziała Czarownica z
Północy nieco protekcjonalnym tonem, który z pewnością miał mnie uspokoić. Nie
zrobił tego jednak. – Zapewniam cię, że teraz również będzie przy mnie
bezpieczna.
Ścisnęła klucz w dłoni, a kiedy ponownie ją
otworzyła, już go tam nie było. Uznałabym, że to zwykła sztuczka iluzjonisty i
skwitowała wzruszeniem ramion, gdybym nie wiedziała, że to była prawdziwa
Czarownica.
– Powiedziałem Dorothy tylko tyle, że wysłałaś
jej klucz, bo potrzebujemy jej pomocy – powiedział milczący dotąd tata, jakby
chcąc tę rozmowę sprowadzić na właściwe, wygodne dla mnie tory. – Nie było
jednak czasu wyjaśnić nic więcej.
– Może to i dobrze. – Czarownica z Północy
rozsiadła się w sofie wygodniej, po czym założyła nogę na nogę. Ja jednak nie
mogłam poradzić nic na to, że nadal byłam trochę spięta i mogłam tylko
przysiąść na brzeżku kanapy, niespokojnie zaciskając ręce w pięści. – Dobrze,
że będę przy tej rozmowie. Widzisz, Dorothy, powinniśmy chyba zacząć od tego,
że twoja mama była czarownicą.
– Jest. Twoja mama jest czarownicą – poprawił tata z naciskiem. Westchnęłam.
– Moja mama to Czarownica z Południa, prawda?
– Skąd wiesz?! – zdziwił się tata. Wzruszyłam
ramionami.
– Widziałam to malowidło na suficie w którejś z
sal. Od razu ją rozpoznałam.
– No tak, o tym nie pomyślałem. – Tata nieco się
zasępił, ale szybko odzyskał równowagę umysłu. – Posłuchaj, postaram się
wyjaśnić ci to jak najłatwiej. Kiedy poznałem twoją mamę, nie miałem pojęcia,
że pochodzi z Oz. Spotkaliśmy się w Kansas, zakochaliśmy w sobie, pobraliśmy, a
niedługo potem urodziłaś się ty.
– Ale co właściwie mama robiła w Kansas? – Nadal
nie podobało mi się, że w tej rozmowie uczestniczyła Czarownica z Północy, ale
cóż mogłam zrobić? Najważniejsze, że nareszcie miałam wszystko zrozumieć. –
Dlaczego opuściła Oz?
– Powodów było kilka – wtrąciła się Clarissa,
odruchowo więc przeniosłam na nią wzrok. – Zabrała ze sobą Klucz, wtedy jeszcze
będący całością, bo bała się, że w przeciwnym razie Czarownica z Zachodu
mogłaby dostać go w swoje ręce i wykorzystać w niewłaściwy sposób. Poza tym…
Widzisz, Dorothy, ja zawsze podziwiałam Glorię, twoją mamę, za to, jak blisko
związana była z ludźmi. Ona zawsze pragnęła zwykłego, normalnego życia, a
wiedziała, że w Oz to nie będzie możliwe.
– Dlatego postanowiła przenieść się na Ziemię –
dopowiedział tata. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. – I prawie jej się
udało. Znalazła męża, urodziła córkę, prowadziła normalne życie, tak jak
chciała, bo z pewnością już wiesz, że na Ziemi magia nie działa. Jej też nie
działała. Z jednym wyjątkiem.
Wiedziałam, co to był za wyjątek, jeszcze zanim
to wyjaśnili. Dopiero wtedy wszystko zaczęło powoli nabierać sensu.
– Czarownice się nie starzeją – powiedziałam
więc. Clarissa z uznaniem kiwnęła głową.
– Tak, dokładnie. Widzę, że zostałaś wyedukowana
w tej dziedzinie.
– Jack jest łowcą czarownic, trochę mi o nich
opowiadał – mruknęłam. Tata natomiast dodał:
– Tego twoja mama niestety nie przewidziała. Że
nawet gdy trafi na Ziemię i zostanie pozbawiona magii, nadal nie będzie się
starzeć jak zwykły człowiek. Na początku próbowaliśmy to zignorować, bo
oczywiście twoja mama przed ślubem opowiedziała mi o wszystkim… Ciężko było w
to uwierzyć, ale wiedziałem, że mówi prawdę. Z biegiem lat jednak wszyscy
dookoła zaczęli zauważać, że coś jest nie tak. Minęło ponad dziesięć lat, a
twoja mama wyglądała tak, jakby przez ten czas nic się nie zestarzała. Coś
musieliśmy z tym zrobić.
– Dlatego mnie zostawiliście i wróciliście do
Oz? – domyśliłam się. Tata westchnął głęboko.
– Kochanie, nigdy nie zamierzaliśmy cię
zostawić, musisz mi uwierzyć – odpowiedział spokojnie. – Postanowiliśmy udać
się do Oz, znaleźć sposób, żeby przywrócić twojej mamie śmiertelność, a raczej
możliwość normalnego zestarzenia się, a później wrócić. W teorii ten plan
wyglądał dobrze. Gloria była przekonana, że znajdzie jakiś sposób. Niestety w
praktyce trochę się to pokomplikowało.
– Czarownica z Zachodu natychmiast wyczuła,
kiedy Klucz wrócił do Oz – dodała Clarissa. – I spróbowała go odzyskać.
– Z pomocą twojej mamy zostałem
Czarnoksiężnikiem – wyjaśnił tata. – A żeby uniemożliwić Czarownicy z Zachodu
odzyskanie całości klucza naraz, podzieliliśmy go na dwie części. Ta prowadząca
na Ziemię została przy mnie, a tę otwierającą przejście z Ziemi do Oz daliśmy
pod opiekę Clarissie. – No tak, zaczęłam rozumieć, dlaczego natychmiast
domagała się, żebym go jej oddała, gdy tylko już mi się przedstawiła. –
Niestety później twoja mama wyruszyła w podróż, żeby znaleźć sposób na
odczarowanie swojej długowieczności… Nie wzięła mnie ze sobą, nie powiedziała
nawet, że wyjeżdża, po prostu to zrobiła. Sądziłem, że wyruszyła na południe,
do swojej krainy, więc zacząłem jej tam szukać, ale niestety, nigdy jej nie
znalazłem.
– Nie mamy pojęcia, co się z nią stało – dodała
Czarownica z Północy z żalem w głosie. – Nie mogło jej znaleźć żadne moje
zaklęcie, jakby zapadła się pod ziemię. Twój tata wierzy jednak, że Gloria
ciągle żyje.
– Jestem pewien, że tak jest – potwierdził tata
z pewnością w głosie, od której zrobiło mi się ciepło na sercu. – Nie
wiedziałem jednak, jak ją znaleźć, a ponieważ te poszukiwania trwały i trwały,
postanowiłem w końcu wrócić na Ziemię i cię tu zabrać, żebyś nie musiała dłużej
wychowywać się bez nas, bo i tak nie było mnie prawie rok. Kiedy wróciłem do
Emerald City, przekazałem moim współpracownikom tutaj moje plany, ale niestety,
nie zdążyłem wrócić.
– Bo Jack wykradł klucz i uciekł z nim na Ziemię
– domyśliłam się. Tata przytaknął.
– Teraz już wiem, że to nie była jego wina, a
Charlesa, ale wtedy miałem ochotę rozszarpać go na strzępy. Zwłaszcza że jakiś
czas później ta sama połówka klucza pojawiła się w rękach Czarownicy z Zachodu.
Zdwoiła wtedy swoje próby dostania się do Emerald City i nie miałem już głowy
do szukania sposobu na powrót do domu… Byłem odpowiedzialny za ludzi tutaj, nie
mogłem pozwolić, żeby Czarownica podbiła Emerald City i zdobyła drugą połówkę
klucza. Dlatego zostałem. Ale nigdy nie zapomniałem o tobie i o mamie, Dee.
Przysięgam.
– Oczywiście, że nie – wtrąciła Clarissa, psując
tę chwilę, bo z każdym kolejnym zdaniem ojca miałam coraz większe wyrzuty
sumienia, że wcześniej na niego nakrzyczałam. Jasne, zostawili mnie, to nie
ulegało wątpliwościom, ale to przecież nie było zależne od nich! Jasne,
nienormalny był sam fakt posiadania za matkę Czarownicy, która się nie starzeje
i ojca Czarnoksiężnika, rządzącego w Emerald City, ale poza tym oni przecież
nie byli złymi rodzicami! Wręcz przeciwnie, a poświęcenia własnego szczęścia
dla dobra tutejszej ludności nie mogłabym wypomnieć tacie, choćbym bardzo
chciała! – Dlatego długo pracowałam nad sposobem sprowadzenia cię tutaj, do Oz,
Dorothy. Nawet nie wiesz, jak to było trudne. Teoretycznie nie można dostać się
ze świata do świata inaczej niż dzięki Kluczowi albo z pomocą tornada.
Potrzebowałam naprawdę silnego zaklęcia, żeby na chwilę się tam pojawić i
przenieść dla ciebie połówkę klucza i karteczkę od twojego taty. Poza tym
musieliśmy zaczekać, aż dorośniesz na tyle, by podróż po Oz cię nie zabiła, bo
przecież nie wiedzieliśmy, w którym miejscu wyjdziesz.
No jasne. Kartka z napisem Czekam na ciebie. Oczywiście, że znałam to pismo, przecież to było
pismo taty! Jako dziewięciolatka nie miałam wielu okazji go oglądać, ale gdzieś
w głowie jednak mi zostało, skoro od początku z czymś mi się kojarzyło!
– Miałem nadzieję, że wylądujesz gdzieś bliżej –
dodał tata. – A Clarissa nie była w stanie cię zlokalizować, odkryła tylko, że
jesteś gdzieś daleko na wschodzie. Wysłaliśmy za tobą ludzi, ale nikt cię nie
znalazł. Bardzo się martwiłem, że nie uda ci się tutaj dostać.
– Ale, jak widzisz, Dorothy jest prawdziwą
Dorothy Gale z Kansas. – Czarownica z Północy uśmiechnęła się szeroko, tym
razem naprawdę szczerze. – Nie tylko sobie poradziła, nie tylko tu dotarła, ale
po drodze zabiła jeszcze Czarownicę ze Wschodu!
– A propos tego – zaczęłam, bo musiałam przecież
wyjaśnić jeszcze jedną kwestię. – Widzicie, rzecz w tym, że Czarownica ze
Wschodu już dawno by mnie zabiła, gdyby nie jeden drobny szkopuł. Najwyraźniej
jestem otoczona jakimś zaklęciem ochronnym. Wiecie coś na ten temat?
Obydwoje spojrzeli na siebie, po raz pierwszy w
czasie trwania tej rozmowy wyraźnie zaskoczeni. Ponieważ żadne z nich nie
odpowiedziało, po chwili milczenia dodałam:
– Kiedy zaczęłam podejrzewać, że moją mamą jest
Czarownica z Południa, pomyślałam nawet, że może to ona rzuciła na mnie jakieś
zaklęcie, kiedy mnie opuszczaliście. Ale ciągle powtarzacie, że na Ziemi…
– …magia nie działa – dokończył za mnie tata. –
Tak, to prawda. Magia tam nie działa, twoja mama nigdy nie mogła tam czarować.
Więc to chyba niemożliwe…
– Możesz wstać, Dorothy? – przerwała mu
Clarissa, wyraźnie zaintrygowana. Kiwnęłam głową, po czym wstałam z sofy. –
Stań przede mną, przy kominku, dobrze?
Posłusznie zrobiłam, o co mnie prosiła, a po
chwili zauważyłam, jak w dłoni Czarownicy z Północy klaruje się coś w rodzaju
białej, niejednorodnej kuli, jakby utworzonej z lodu albo śniegu. Tata podążył
za moim wzrokiem, po czym poderwał się z fotela, wyraźnie wzburzony.
– Clarissa, co ty…
Nie zdążył dokończyć, bo Czarownica z Północy
jednym ruchem popchnęła kulę w moją stronę. Odruchowo zamknęłam oczy, po
reakcji ojca domyślając się, że było to jakieś potężne zaklęcie, nic mi się
jednak nie stało. Poczułam uderzenie, owszem, w sali zabrzmiał donośny huk, a
przez zamknięte powieki w oczy poraziło mnie jasne światło, nic mnie jednak
nawet nie zabolało. Kiedy otworzyłam oczy, stwierdziłam, że coś było nie tak.
Cały pokój pokryty był szronem, z wyjątkiem Czarownicy oczywiście, która
przyglądała mi się z wyraźną fascynacją. Tata podnosił się właśnie z podłogi,
kaszląc i plując, a także otrzepując swój kaftan, również oblepiony śniegiem.
– Tato, wszystko w porządku? – zaniepokoiłam
się, rzucając w jego stronę. Wyprostował się, a ja z niepokojem poszukałam na
jego twarzy oznak bólu, niczego takiego jednak nie znalazłam. Był raczej
zaskoczony i, co najwyżej, nieco zamroczony. – Nic ci nie jest?
– Oczywiście, że nie – odparł z irytacją. – Ale
ty, Clarisso, mogłabyś uprzedzać mnie o takich rzeczach!
W następnej chwili, cokolwiek spóźnieni, do sali
wpadli strażnicy, których najwyraźniej zaalarmował huk. Rozejrzeli się po sali
i na jej widok zbaranieli, po czym zatrzymali się w zaskoczeniu. W sumie im się
nie dziwiłam. Nie na co dzień widzi się salę zmienioną w kryjówkę Królowej
Śniegu.
– Wszystko w porządku – oznajmił tata ostro,
robiąc równocześnie taki ruch ręką, jakby ich wyganiał. – Zamknijcie za sobą
drzwi.
Strażnicy najwyraźniej byli nie tylko dobrze
wyszkoleni, ale też przyzwyczajeni do różnych dziwnych sytuacji zdarzających
się w pałacu, bo tylko wyprężyli się służbiście, po czym posłusznie opuścili
salę, starannie zamykając za sobą drzwi. Kiedy zostaliśmy sami, tata rozłożył
ręce i rozejrzał się dookoła, wyraźnie nie rozumiejąc, co się właśnie stało.
– Co to było, do cholery?! – zapytał, tymi
słowami potwierdzając tylko swój wcześniejszy gest. Clarissa strząsnęła z
kanapy śnieg, po czym pokazała mi, żebym z powrotem usiadła. Uczyniłam to
chętnie, bo nogi miałam jak z waty. Byłoby dużo prościej, gdybym też wreszcie
zrozumiała, dlaczego tak się działo!
– Sądzę, że twoja matka jednak rzuciła na ciebie
zaklęcie, Dorothy – odparła z zainteresowaniem, które zapaliło się również w
jej oczach. – To naprawdę fascynujące, nigdy wcześniej tego nie widziałam.
– Czego? Zaklęcia rzuconego na Ziemi? Przecież
to niemożliwe – prychnął tata. Czarownica z Północy przytaknęła.
– Owszem, to rzeczywiście niemożliwe. – Zamilkła
na chwilę, przyglądając mi się z zaciekawieniem, a ja znowu czułam się jak
małpa w ZOO. Chwyciła nawet moją rękę i zaczęła ją oglądać, jakby zamierzała
znaleźć na niej coś nietypowego. W końcu ją wyszarpnęłam. – Ale istnieje jeden
sposób. Do tej pory tylko o nim czytałam, nigdy nie widziała tego na żywo. Ale
to naprawdę fascynujące…
– Ale co?! – Nie wytrzymałam w końcu i
krzyknęłam. No bo o ile fajnie było wiedzieć, że byłam fascynująca, o tyle
nieco bardziej irytujący był fakt, że nie miałam pojęcia, dlaczego.
– Czyli co, istnieje sposób, żeby czarować na
Ziemi? Więc dlaczego nikt wcześniej tego nie robił? – dodał tata, dużo
spokojniejszy ode mnie. Clarissa się zaśmiała.
– Bo to nie taki rodzaj magii, Aaron. Chodzi mi
o magię, która przenosi się przez pocałunek.
Obydwoje zamilkliśmy, zgodnie zdziwieni.
Pierwszy opanował się tata; i doprawdy, byłam zdziwiona, że tak potrafił, bo
udało mu się powiedzieć nawet coś bardzo sensownego.
– Gloria pocałowała Dorothy w czoło, gdy
odchodziliśmy – przypomniał sobie bowiem. – Była noc, Dee spała, więc
postanowiliśmy ją ostatni raz zobaczyć. I ten pocałunek… Myślisz, że ona
zrobiła to specjalnie? Wiedziała o tym?
– Nie mam pojęcia – przyznała Clarissa,
rozkładając bezradnie ręce. – Możliwe, że gdzieś o tym czytała, ale na pewno nie
wiedziała w stu procentach, że to zadziała. A możliwe też, że dla niej to był
tylko pocałunek, a zaklęcie wynikło mimowolnie z jej chęci ochrony córki. W
zasadzie póki nie zapytamy Glorii, nie dowiemy się na pewno. Najważniejsze, że
twoja mama zapewniła ci sporą przewagę, Dorothy. Ten rodzaj magii jest naprawdę
silny. Skoro przetrwałaś zabójcze zaklęcie Czarownicy ze Wschodu, przetrwasz
prawdopodobnie wszystko.
– Pamiętam to – szepnęłam, częściowo tylko
rozumiejąc, co do mnie powiedzieli. – Pamiętam, jak wtedy w nocy do mnie
przyszliście. Wiedziałam, że to było pożegnanie, chociaż nie rozumiałam,
dlaczego. Chciałam się zerwać i za wami biec, a wtedy mama pocałowała mnie w
czoło… Pamiętam jej ciepłe, miękkie wargi na mojej skórze, pamiętam, że zrobiło
mi się od tego ciepło na całym ciele, że poczułam się bezpiecznie i zasnęłam.
Kiedy obudziłam się rano, was już nie było, a ciocia powiedziała mi o
samochodzie w rzece…
Urwałam, bo poczułam się nagle tak, jakby jakaś
niewidzialna ręka chwyciła mnie za gardło i wiedziałam, że jeśli spróbuję mówić
dalej, za chwilę głos i tak mi się załamie. Odchrząknęłam, niewiele to jednak
dało. Tata sięgnął ponad oparcie kanapy i położył mi dłoń na ramieniu.
– Nie wiedziałem, że wtedy nie spałaś – bąknął.
– I przepraszam za to wszystko, Dee. Ten samochód… To nie było specjalnie,
wcale nie chcieliśmy, żebyście wierzyli, że nie żyjemy. Rozpętała się straszna
burza, straciłem kontrolę nad samochodem i po prostu wpadliśmy do rzeki. Twoja
mama nie powiedziała mi wtedy, że przed użyciem klucza na Ziemi tak może się
zdarzyć, może zresztą sama nie wiedziała, więc nie byłem na to przygotowany.
Bezpośrednio stamtąd przenieśliśmy się do Oz.
– A kiedy ekipa poszukiwawcza nie znalazła
waszych ciał, ciocia z wujkiem urządzili pogrzeb pustym trumnom, bo uznali, że
najwidoczniej nurt rzeki zniósł ciała za daleko i nikt nie będzie w stanie ich
znaleźć. Nie potrafię nawet opisać, jak się wtedy czuliśmy…
Znowu urwałam, przeklinając się za te głupie
skłonności do płaczu. Po minie taty widziałam, że bardzo chciał mnie przytulić
i pocieszyć, ale powstrzymywała go obecność Clarissy. Ta ostatnia jednak
najwyraźniej nic sobie z tego nie robiła, nadal przyglądając mi się w
zamyśleniu, jakby wiadomość o rzuconym na mnie czarze naprawdę ją zaskoczyła.
– Tak czy inaczej, to tylko wszystko ułatwia –
powiedziała po chwili milczenia Clarissa, najwyraźniej próbując się odciąć od
naszych sentymentalnych wspomnień. – Dorothy bez trudu zrobi to, co nam się nie
udało, skoro jest chroniona przed magią.
Przechodzimy do konkretów, pomyślałam z
roztargnieniem, bo moją głowę nadal zajmowały te wszystkie informacje, które
właśnie mi przekazano. Nadal nie mieściło mi się w głowie, że mama chciała
zrezygnować nie tylko z życia w Oz i magii, ale nawet wiecznej młodości, żeby po
prostu być moją mamą i żoną taty. To było tak nieprawdopodobne, tak
niesamowite, że po prostu nie wiedziałam, co o tym myśleć. Przez piętnaście lat
życia byłam przekonana, że moi rodzice zginęli, a wcześniej zamierzali mnie
zostawić! To chyba był ten moment, w którym po raz pierwszy przestałam żałować,
że wtedy w Corner Bistro przyjęłam od czarownicy klucz do Oz. Było warto, skoro
dzięki temu mogłam spotkać ojca, porozmawiać z nim i dowiedzieć się tylu rzeczy
na temat mojej mamy! Gdyby jeszcze istniał tylko sposób, żeby nie ranić przy
tym cioci, machnęłabym ręką na pracę w Nowym Jorku i mieszkanie, bo szczerze,
jakie to miało znaczenie? W porównaniu do tego, że dowiedziałam się, że moi
rodzice nie tylko żyli, ale w dodatku nigdy nie planowali mnie opuścić? Przecież
ta cała reszta była kompletnie nieistotna!
– No właśnie – podjęłam więc z trudem, po chwili
milczenia. – Skoro mniej więcej orientuję się już w sytuacji, przejdźmy może do
tego, do czego jestem wam tu potrzebna. Wiem, że nie sprowadziliście mnie tylko
po to, żebym mogła się zobaczyć z tatą, że jestem wam do czegoś potrzebna.
Tylko do czego?
Clarissa porozumiała się wzrokiem z tatą,
obydwoje pokiwali sobie głowami – irytowało mnie to strasznie, bo miałam
wrażenie, że doskonale rozumieli się bez słów, a ja nie miałam pojęcia, o co im
chodziło – po czym tata podjął, starając się brzmieć możliwie spokojnie i
sensownie:
– Widzisz, Dee, rzecz w tym, że naprawdę
potrzebujemy pomocy twojej mamy, żeby raz na zawsze rozprawić się z Czarownicą
z Zachodu. Z nią mielibyśmy przewagę, dzięki której bylibyśmy w stanie załatwić
to bez żadnych dodatkowych ofiar. Uważamy, że jesteś w stanie ją odnaleźć.
– Ja?! – żachnęłam się, a serce w jednej chwili
zabiło mi szybciej. – Miałabym odnaleźć mamę?! Niby jak?!
– Widzisz, to taki rodzaj więzi matki z
dzieckiem, zwłaszcza z córką – podjęła Clarissa, najwyraźniej bardziej
kompetentna, by mi to w miarę sensownie wytłumaczyć. – W Oz, ze względu na
wszechobecną magię, ta więź jest dużo bardziej rozbudowana. Myślę, że jesteś w
stanie stwierdzić, czy Gloria nadal żyje, a jeśli tak, to gdzie jest.
– I niby jak miałabym to zrobić? – zapytałam
ostrożnie, bo nagle coś zaczęło do mnie docierać. Clarissa wzruszyła ramionami.
– Jest na to kilka sposobów, ale działamy tutaj
po omacku, więc trudno powiedzieć, który będzie najlepszy. Zazwyczaj pomaga
wprowadzenie w trans lub głęboką śpiączkę. Mogę coś takiego zorganizować, o ile
się oczywiście zgodzisz. Ale musisz zrozumieć, że robimy to wszystko, żeby
znaleźć twoją matkę.
Wstałam z sofy i nie zważając na resztki szronu
na podłodze, zaczęłam przechadzać się po pokoju. To było tak niedorzeczne, że
aż nabierało sensu. Nie musiałam iść po odpowiedzi do Annabelle, dostawałam
wszystkie podane na tacy! Clarissa mówiła, że to musiał być trans albo głęboka
śpiączka, ale byłam pewna, że równie dobrze skutkował stan nieprzytomności, gdy
byłam blisko śmierci, jak już dwa razy mi się zdarzało. Budziło to we mnie
kolejne mieszane uczucia, z którymi już całkiem nie wiedziałam, co zrobić.
To znaczyło przecież, że mama żyła. Że Clarissa
i tata miał rację, faktycznie miałyśmy jakąś więź, która pozwalała nam się
odnaleźć, gdy byłam w ciężkim stanie, nieprzytomna. To była świetna wiadomość!
A z drugiej strony, to znaczyło też, że słowa
mamy nie były wyłącznie moją podświadomością, a skoro ona była Czarownicą z
Południa, możliwe, że miała jakieś podstawy, by tak uważać. A powiedziała mi
przecież że zginę przez Jacka. A ja
tak bardzo nie chciałam w to wierzyć, biorąc pod uwagę, ile razy mnie uratował!
– To nie będzie konieczne – powiedziałam w
końcu, zatrzymując się w swojej wędrówce po pokoju. – Ja już widziałam mamę.
Dwa razy.
Tata poderwał się z fotela i klasnął w ręce,
Clarissa spojrzała na mnie z zaskoczeniem, jakby się tego nie spodziewała.
Ożywiona, pełna nadziei twarz taty podpowiedziała mi, że może pospieszyłam się
z tą rewelacją, może niepotrzebnie robiłam mu nadzieję. Ale to przecież musiało
to znaczyć, jeśli faktycznie było tak, jak mówiła Czarownica z Północy, prawda?
– Jak? Kiedy? – Tata zaczął pytać zachłannie,
jakby nie wiedząc, od czego zacząć. – Co dokładnie widziałaś? Co ci
powiedziała?
Postanowiłam przemilczeć rewelację dotyczącą
Jacka i przejść od razu do konkretów. Przecież o tym akurat nie musieli
wiedzieć, prawda?
– Raz, kiedy miałam wysoką gorączkę i byłam
półprzytomna, a drugi, kiedy wylądowałam na polu trujących maków i straciłam
przytomność – wyjaśniłam, starając się przypomnieć sobie jak najwięcej
szczegółów tamtych rozmów. – Mama nie mówiła wiele, głównie powtarzała, że nie
powinno mnie być w Oz.
– To by się zgadzało – przyznał tata,
uśmiechając się kącikiem ust. – Mama nigdy nie chciała zabrać cię do Oz,
dlatego zostawiliśmy cię, kiedy tam z nią pojechałem. Uważała, że to niedobre
miejsce dla dziecka.
– W takim razie musimy cię raz jeszcze wprowadzić
w ten stan – zadecydowała Clarissa, zupełnie nie przejmując się faktem, że to
oznaczało, że poprzednie dwa razy oznaczały moją możliwą śmierć. – Musisz się
dowiedzieć, gdzie jest Gloria. Jak już będziemy to wiedzieć, jakoś uda nam się
ją stamtąd wydostać.
Zawahałam się. Informacja o tym, że moja mama
żyła, była cudowna, ale cała reszta podobała mi się dużo mniej. I nie chodziło
już nawet o to, że Clarissa miałaby mnie wprowadzić w stan bliski śmierci.
Chodziło raczej o to, że rzeczywiście, jak powiedziałam Christianowi,
najwyraźniej byłam więźniem w pałacu – oni wcale nie chcieli, żebym szukała
mamy na odległość. Chcieli tylko, żebym im powiedziała, gdzie ona jest, żeby
mogli sami zrobić resztę.
Nie miałam pojęcia, dlaczego, ale jakoś mi się
to nie podobało.
– Zaraz, żebym dobrze zrozumiała – podjęłam więc
ostrożnie, powoli. – Nie jesteście w stanie sprowadzić mnie z powrotem na
Ziemię, tak?
– Dorothy, to nie jest takie proste. Gdybym to
umiał, już dawno sam bym do ciebie wrócił – prychnął tata. – Jedynym trwałym
sposobem jest tornado lub klucz, który aktualnie ma Czarownica z Zachodu.
Jednak tornada nie jesteśmy w stanie przewidzieć, a Czarownica bardzo dobrze
broni połówki klucza. Przez ostatnie lata jesteśmy raczej w defensywie niż w
ofensywie, jeśli chodzi o wojnę z nią. Dlatego najpierw musimy sprowadzić twoją
mamę, a potem zastanowić się nad powrotem na Ziemię… Jeśli jeszcze będziesz
tego chciała.
– Jeśli? – powtórzyłam ze zdziwieniem. – A ty
tego nie chcesz? Mama tego nie chciała?
– Oczywiście, że chciała, Dee – potwierdził tata
nieco znudzonym tonem głosu. – Ale ja… Sam już nie wiem. Jak mam wrócić, jeśli
na Ziemi uznano mnie za zmarłego? Jak miałbym to wytłumaczyć? A jak miałbym
zostawić tu wszystkich tych ludzi, którzy liczą na mnie, na to, że im pomogę?
Nie wiem, Dorothy, tak od razu nie potrafię powiedzieć, jaka byłaby moja
decyzja. Nad tym musimy się zastanowić wszyscy razem, wspólnie, gdy już twoja
mama do nas wróci.
– No dobrze, ale ja… chciałabym też jakoś
inaczej pomóc – powiedziałam, sama nie bardzo wiedząc, jak ubrać w słowa moje
myśli. – Chociażby pojechać z wami, gdy już będziemy wiedzieć, gdzie szukać
mamy.
– Nie ma mowy, nie będę cię narażał jeszcze
bardziej, niż już to zrobiłem – zaprotestował tata. – Zostaniesz w Emerald
City.
– Ale tato! Zabiłam Czarownicę ze Wschodu,
pamiętasz? Nie wymyśliłam tego, nie skłamałam po to tylko, by dostać się do
miasta! Poradziłam sobie przez całą drogę do Emerald City, więc i dalej sobie
poradzę! Nie wspominając już o tym, że wszyscy uważają, że jestem tą Dorothy z Kansas!
– To jakaś bzdura – prychnął tata. – To zbieg
okoliczności, uważałem, że to będzie zabawne, jeśli damy ci tak na imię. Mama
się nie zgadzała, ale ostatecznie stanęło na moim. Nie jesteś żadną tą Dorothy z Kansas. Owszem, jesteś wyjątkowa,
Dee, bo jesteś córką Czarnoksiężnika z Oz i Czarownicy z Południa. Ale to
wszystko. Dlatego będzie lepiej, jak zostaniesz tutaj.
Spojrzałam pytająco na Czarownicę z Północy, bo
kto mógł potwierdzić moje podejrzenia lub im zaprzeczyć, jeśli nie ona?
Clarissa jednak rzuciła mi przepraszające spojrzenie, po czym odparła
niechętnie:
– Przykro mi to mówić, Dorothy, ale opowieść o
Dorotce z Kansas to tylko głupia bajka. Twój tata ma rację, to tylko zbieg
okoliczności.
Powinnam poczuć ulgę, kiedy to usłyszałam. Ale,
o dziwo, choć sama nie rozumiałam, dlaczego – wcale tak nie było.
"Tata jednak kiwnął nieznacznie głową, dlatego w końcu wypuściłam wstrzymywane długo powietrze i przekazałam połówkę klucza Czarownicy z Zachodu." - a nie Czarownicy z Północy? Czy coś mi się pomieszało?
OdpowiedzUsuńO, czyli Dorothy jednak nie musi nigdzie iść. Nie wiem, trudno mi postawić się w jej sytuacji, ale może to nawet lepiej? Mogłaby dopilnować, aby Jacka nie tylko nie stracono, ale też wypuszczono z więzienia i publicznie mu wybaczono. Chociaż z drugiej strony - też bym chciała po tylu latach móc wreszcie zobaczyć się z własną mamą, osobiście pomóc w jej odnalezienu, być jedną z pierwszych osób, które po latach rozłąki zobaczy. Ale, znając Dorothy, to będzie mieć gdzieś wszelkie zakazy (bo w końcu jest dorosła, nie musi posłusznie robić wszystkiego, co nakaże jej ojciec) i znajdzie sposób, by się zabrać w tę podróż.
I fak, zapomniałam o tej 'przepowiedni', że Dorothy zginie przez Jacka. Czyżby zaciągnęła go do pomocy w zabraniu się z resztą wyprawy po Czarownicę z Południa? Uuuuu, tyle niewiadomych, nie mogę się doczekać następnego rozdziału! :D
Pozdrawiam cieplutko!
Jasne, dzięki, już poprawione.
UsuńTeoretycznie... No nie, nie musi;) inna kwestia, czy jej się to spodoba. Spokojnie, dopilnuje sprawy Jacka, przecież by go tak nie zostawiła. Ale potem - masz rację, Dorothy nie będzie mogła przecież siedzieć w pałacu, wiedząc, że może pomóc mamie. Nie byłaby sobą, gdyby posłuchała ojca;)
Na to trzeba jeszcze poczekać... Ale obiecuję, że ten wątek jeszcze się pojawi, będzie tu zresztą dosyć istotny;)
Całuję!
No...cóż mam powiedzieć? Ta Czarownic przypomina mi taką jedną postać z pewnej książki, niestety teraz nie pamiętam tytułu. Ale jak to się mówi, cicha woda brzegi rwie, a ona na pewno jest taką cichą wodą- słodka, dystyngowana dama która w razie niebezpieczeństwa może cię zabić w ciągu sekundy. No fajnie mieć takiego sprzymierzeńca, gorzej jakby była wrogiem.
OdpowiedzUsuńWiedziałam że mam Dorothy żyje. Tylko jedno mnie zastanawia- gdzie mogła sie ukryć tak dobrze, żeby nawet czarownica z Północy oraz czarnoksiężnik nie mogli jej znaleźć? No chyba że wykopała sieć tuneli pod Oz albo żyła sobie na ziemi, nie wiem ale zapewne szybko mnie oświecisz i to trzyma mnie przy zdrowych zmysłach ;)
Nadal ciepię z powodu braku Jacka...jestem uzależniona od romansów i ja wiem że on i Dorothy coś ten tego, więc ughh..niech ucieknie z tego więzienia lub niech go już wypuszcza w tej chwili bo moja psychika bez niego jest niczym wrak samochody po wypadku.
No nic, pozostaje mi czekać kolejny tydzień na rozdział by dowiedzieć się co dalej, zwłaszcza że ma tam być mój obecny ideał mężczyzny ;)
Pozdrawiam i weny życzę!
A szkoda, bo chętnie bym się dowiedziała, z kim Ci się kojarzy;) ach, oczywiście, Clarissa tylko sprawia takie wrażenie, gdyby chciała, potrafiłaby stać się zupełnie inna. Dobrze więc, że przy Czarnoksiężniku nie chce, ale obiecuję, jeszcze zobaczymy i inne jej oblicze;)
UsuńHaha, spokojnie, wyjaśni się to za jakieś... dziesięć rozdziałów? Coś koło tego ;>
No będzie, będzie w kolejnym, a potem tylko już go będzie coraz więcej;) też bardzo lubię romanse, więc nie obawiaj się, dochodzimy do tego momentu, gdy musi się on wreszcie rozwinąć^^
Tydzień szybko minie;)
Dziękuję i całuję!
Clarissa jest nawet spoko, taka królowa śniegu.
OdpowiedzUsuńjeżeli chodzi o ojca Dorothy, to troszeczkę mnie facet irytuje. Troszeczkę bardzo. Wiadomo, martwi się o córkę, ale bez przesady! Jakoś nie miał obiekcji co do przeniesienia jej do Oz, gdzie mogła wylądować gdziekolwiek (i to zrobiła) i nie miać szczęścia w postaci Jacka.
Mam nadzieję, że Dorothy nie będzie siedzieć w pałacu bezczynnie i wyruszy po Glorię tak czy inaczej. Z Jackiem.
Pozdrawiam!
No, tak, powiedzmy. Coś w tym na pewno jest, chociaż Clarissa pokaże się jeszcze z innej strony^^
UsuńOj no, zrobił to, co musiał, a teraz już więcej wolałby jej nie narażać, ostatecznie nie zawsze Dorothy może mieć takie szczęście, jak w drodze do Emerald City. Ale fakt, on traktuje ją troszkę tak, jakby wciąż była małą dziewczynką;)
Że z Jackiem, to spokojnie, to jest pewne xd
Całuję!
Szczerze mówiąc, Clarissa trochę zmieniła moje wyobrażenie czerownicy. Chociaż czego jak się spodziewałam, łachmanów i starego kapelusza?
OdpowiedzUsuńW każdym razie nevermind, zapominam o tym i teraz widzę ją z pełnym makijażem ;)
Gdyby to zaklęcie ochronne nie było prawdą, to myślę, że Clarissa odpowiedziałaby za ten niespodziewany atak na Dee. Ale, na szczęście jej i Dorothy jest inaczej :D
Tylko Jacka brakuje! Tak daaaawno go nie było :c
Mam nadzieję na jego szybką obecność :D
Haha, to chyba moja wina, właśnie nie chciałam tak stereotypowo przedstawiać tu żadnej z Czarownic, i chyba najbliżej tego wizerunku było tej ze Wschodu ;>
UsuńNa pewno, ale Clarissa wiedziała, co robi. Inna sprawa, że ojciec Dee i tak był wściekły XD
Będzie, będzie w kolejnym rozdziale trochę, a w następnych już tylko dużo i bardzo dużo ;P
Całuję!
Clarissa! I już mi cieplutko na sercu <3 To tylko taki zbieg okoliczności, ale niezmiernie mnie uradował. Kocham to imię. Czarownica z Północy wywarła na mnie pozytywne wrażenie, ma w sobie charakterek, a zarazem też jakąś dozę dobroci, mam nadzieję, że się w tej ocenie nie pomyliłam. Wszystko powoli staje się jasne. Wiedziałam, że będą szukać matki, zaskoczyłaś mnie natomiast tym transem. Brzmi złowrogo. Wierzę jednak, że ona żyje i że Dorothy wyruszy na jej poszukiwania. Ta sprawa z pocałunkiem jest mega *.* Coś pięknego, wielki plus za pomysł! Do tego zaklęcie jest niesamowicie potężne, też tak chcę! Szkoda, że bajka z Dorotką to tylko..., no właśnie, bajka, ale jeszcze czekam na następny obrót spraw i jakieś zmiany w tym kierunku, że może jednak co tym prawdy jest. Ale jeżeli nie będzie, to też nic wielkiego, przecież Oz i bez tej bajki jest samo w sobie niesamowite!
OdpowiedzUsuńNa koniec, jak zwykle, muszę się trochę uwag rzucić. Nie morduj mnie, proszę ^^
Pierwsza sprawa, zastanawia mnie, w jaki sposób Gloria dała mężowi taką moc. Zaklęcie? Rytuał? Wierzę, że może to będzie wyjaśnione w przyszłości, ale w razie czego proszę, żebyś rzuciła na to więcej światła :D
Dwa, sprawa z karteczką. Dużo zachodu, żeby czarownica mogła się zmaterializować na ziemi, więc trochę dziwi mnie, że zostawili jej tak ogólnikową treść jak "Czekamy na ciebie". Czekać można wszędzie i na każdego. Wydaje mi się, że jak już starali się działać z głową i nie mieli wpływu na to, jak potoczy się życie Dorotki po przekroczeniu portalu światów, to powinni dać jej wyraźniejszą instrukcje np. "Czekamy w Emerald City", albo coś w tym stylu. Żeby miała jasno nakreślony cel po tamtej stronie. Dla mnie treść karteczki została nierozważnie okrojona ze szczegółów, bo przecież ani Aaron, ani czarownica nie są bezmyślni.
Trzy, skoro Czarnoksiężnik jest tak potężny, żeby rządzić całym miastem, to dlaczego śniegowe zaklęcie czarownicy z północy dotknęło go w taki sposób? Dobra, to było działanie z zaskoczenia, ale zakładając, że wszystko może się nagle zdarzyć, ktoś taki, jak Czarnoksiężnik powinien być chroniony jakimś zaklęciem na wszelki wypadek, gdyby ktoś zaatakował go z znienacka, prawda? Doroty jest chroniona zaklęciem, owszem, potężnym, ale tylko zaklęciem, a zdołała odbić rzucony czar, a Czarnoksiężnik, który sam posiada moc, go nie odbija. Straszna kicha i wydaje mi się, odbiera to na wizerunku Aarona. Powinien być potężniejszy :D Moim zdaniem, wymaga to dopracowania i wtórnego przemyślenia. W końcu Czarnoksiężnik... no weź, nie może być taki ciamajdowaty! :D
Tyle, mam nadzieje, że uwagi nie wyprowadziły cię z równowagi. Po prostu rzuciło mi się to w oczy i nieco ukuło. Po za tym, rozdział jak zwykle boski! Czekam na więcej! Buziaki :*
No coś Ty, daj spokój, wszelkie uwagi są zawsze mile widziane xd rzecz w tym, że Aaron sam z siebie nie ma żadnej mocy, tak jak i nie miał Czarnoksiężnik w oryginale Dorotki;) jest po prostu zmyślny i inteligentny, ale to wszystko. To matka Dorothy sprawiła, że został Czarnoksiężnikiem, ale to nie znaczy, że dała mu moc. Po prostu, Gloria miała autorytet, wiec go politycznie na tym stanowisku usadziła;) Fakt, z tą karteczka trochę zawaliłam, ale kiedy to pisałam, nie miałam jeszcze jasno określonego celu, do czego to właściwie ma doprowadzić xd
UsuńClarissa to faktycznie zbieg okoliczności, ale jaki miły;)
Co do Czarownicy - pokaże jeszcze i inne oblicza, mogę zapewnić xd co do całej reszty natomiast - sprawa z zaklęciem przez pocałunek jest istotna, bo jeszcze się tu pojawi, kwestia opowieści o Dorotce tez zostanie jeszcze podniesiona - początkowo miała nie być, ale ja mam manię na tłumaczenie wszystkiego xd a poszukiwania Glorii już wkrótce ^^
Całuję!
Teraz już wszystko dla mnie jasne! Dzięki za wyjaśnienia! Szkoda, że Czarnoksiężnik nie ma mocy, ale fakt, oryginalny też nie ma. Wiesz, że o tym nie pomyślałam? Może powinnam poczekać, aż wiele kwestii same się wyjaśnią, ale...byłam pewna, że on ma moc! :D Jakby co, to możesz zerknąć na tekst i sprawdzić, czy dość jasno postawiłaś w tej kwestii sprawę, bo może być mylące na czym na potęga Aarona polega, jeżeli w przyszłościowych rozdziałach tego nie ma. A karteczkę zawsze można jeszcze poprawić :D:D
UsuńCieszę się, że znosisz dzielnie moje marudzenie. Buziaczki :*
No właśnie, dzięki za to, bo dopiero teraz pomyślałam, że może nie jest to jasno wytłumaczone, skoro muszę się tłumaczyć w komentarzach;) na pewno to poprawię, karteczkę też bym mogła, gdybym wiedziała, na co, żeby za bardzo nie ingerować teraz w fabułę xd ale kwestię Aarona przejrzę na pewno.
UsuńNo daj spokój, widzisz, że tylko na tym zyskuję ;p całuję! ;*
Miałam cztery rozdziały do nadrobienia. niby nie tak wiele, ale mialam wrążenie, jakby były dłuższe, a już na pewno bardziej obfite w wydarzenia niż wszystkie poprzednie. I nawet fakt, że było tak mało Jacka (proszę, niech go już wypuszczą z tego więzienia...Ciekawe swoją drogą, jaką karę ottrzymał Charles? Chyba coś powiniien, skoro niedawno chciano zabić kogoś, kto jako trzynastolatek powiedział parę słów za dużo... Ech, chory system. GDyby nie ten szczegół, lubiłabym ojca Dorothy o wiele bardziej), mi nie przeszkadzal, ponieważ było tyle rewelacji... Teraz wszytsko ma faktycznie o wiele więcej sensu, a ja czuję do Ciebie mega podziw za to, że to narpawdę układa się w bardzo zgrabną całość.I mimo że niektóre wyjaśnienia dają nowe pytania, to jestem zdecydowanie zaspokojona wiedzą w tym momencie...! nie mogę uwierzyć w te rewelacje dotyczące rodziców Dorothy! Gdyby tak tylko tę ciotkę przenieść do Oz, to mogliby już tu na zawsze wszyscy zpostać! I związek Dorothy i Jacka miałby spore szanse (zawsze mam tę myśl z tyłu głowy, niezależnie od postaci Amabelle, której teraz jeszcze bardziej nie lubię za ten donos, i niezależnie od słów Dorothy, która pewnie sama w nie nie wierzy albo raczej - wolałaby nie wierzyć xD). Ach, byłoby tak świetnie, i moglibyśmy nadal poznawać ten nieco chory, ale jakże fascynującu świat... Bardzo mnie ciekawi, co stało się z Glorią, dlaczego nie daje znaku życia (no może oprócz tych snów -> dlaczego ma takie złe zdanie o JAcku io czy to naprawdę jest czytanie w przyszłosci - że Dorothy zginie przez Jacka???nie zgadzam się, nie nie nie!!!) i w jaki sposób mieszkańcy Oz przyjęli kogoś z Ziemi na swojego Czarnoksiężnka, to jest chyba najbardziej fascynujace, ta nacja nie jest raczzej zbyt postępowa, a facet był obcy. Ciekawe, czy teraz naprawdę umie czarować...Tyle wyjaśnień, ale ile jeszzcze pytań. a w tle nie zapominasz o tym, żeby nadal zachwycać nas Oz i stolicą, te pegazy mnie totalnie rozwaliły. no i fajnie byłoby te wybrać sie na tę przejażdżkę rzeką, może sie uda, jak będą szukac matki dziewczyny... pewnie ją wezmą, skoro posiada tę ochronę. Z niecierpliwością czekam na cd, jest to jedna z moich ulubionych opowiesci w blogosferze, nie chcę, żeby zbyt szybko się skończyła :P
OdpowiedzUsuńNo fakt, w ciągu tych ostatnich rozdziałów sporo się działo;) Jacka niedługo wypuszczą, a co do Charlesa, ta kwestia też wyjaśni się w kolejnym rozdziale. Właśnie mam nadzieję, że się ułoży w całość, bo na razie wyjaśniła się jakaś połowa całej kwestii ;> Problem w tym, że Dorothy wcale nie chce zostać w Oz, bo uważa, że Oz jest kompletnie zwariowane, więc dla niej to nie będzie takie proste. A jeśli chodzi o Dee i Jacka, to to się jeszcze będzie dosyć długo rozwijać, niestety, bo Dorothy będzie się bronić na wszelkie sposoby xd ale spokojnie, w Oz na pewno jeszcze trochę pobędzie. Wszystko się tutaj wyjaśni, włącznie z Glorią i tymi snami (mały spoiler - jest w nich sporo prawdy, w co oczywiście Dorothy nie będzie chciała wierzyć ;>) a co do Czarnoksiężnika, faktycznie muszę chyba tę kwestię nieco przybliżyć, bo uświadomiłyście mi, że wcale nie wszystko wyjaśniłam tak, jak chciałam;) pegazy i rzeka też jeszcze będą, spokojnie xd bardzo mnie cieszy, że tak o mojej Dorotce myślisz;)
UsuńCałuję!